5 sierpnia 2007

przymusowe techno party i takie tam

Porankowa rodzina - w pełnym składzie - była wczoraj na całonocnym techno party... Impreza skończyła się o 6.00, gdy Porankowy Tata zaczął szykować się do pracy, a Porankowa Panienka postanowiła rozpocząć dzień. Tak, techno party to nie przejaw majaczenia Porankowej Mamy, ale święta prawda.
Wczoraj wieczorem na stadionie piłkarskim, który porankowa rodzina widzi z okien porankowego mieszkania, rozpoczęła się gigantyczna, coroczna mega impreza techno... Do tej pory odbywała się pod zamkniętym dachem w pewnej hali widowiskowo-sportowej, ale w tym roku, za sprawą jakiegoś łosia (bez obrazy), postanowiono zorganizować ją na otwartym stadionie piłkarskim, uprzyjemniając tym samym życie okolicznym mieszkańcom (okolicznym w promieniu setek kilometrów chyba...). I w ten oto sposób, porankowa rodzina przymusowo wzięła udział w całonocnym techno party...
Porankowa Panienka, jako przedstawiciel młodego pokolenia, wydawała się w ogóle nie poruszona dźwiękami dobiegającymi zza okna - zasnęła wprawdzie dopiero koło 22.00, ale przespała noc i ranek powitała wypoczęta. Porankowy Tata, z racji tego, że za młodu słuchał techno do poduszki (sic!), chrapał bez najmniejszego problemu. Porankowa Mama z kolei do teraz słyszy dudnienie i łomotanie, które pozostały w głowie i przypominają jej telewizyjną reklamę środków przeciwbólowych... Porankowa Mama zastanawia się teraz, jak jej młodszy brat potrafił swego czasu jeździć do Kołobrzegu na trzydniowe techno party (jakieś Sunrise, czy coś takiego...) - przecież doznania z przebywania w centrum tej imprezy porównywalne muszą być z doznaniami podczas tłuczenia setkami młotów pneumatycznych bez słuchawek ochronnych na uszach...
Dziś od rana (bądź wczoraj wieczorem, bo po takiej nocy trudno sobie przypomnieć) w tvn24 była mowa o powrocie disco polo i o tym, jak przerażające jest, że młodzi ludzie (studenci) tego słuchają (według Roberta Leszczyńskiego zgłupieli). Z dwojga złego, Porankowa Mama uznała, że wolałaby uczestniczyć w całonocnym disco polo party niż techno party... Ot, zgłupiała... Czyżby?

Porankowy Tata rzucił wczoraj do Porankowej Mamy oglądając wiadomości (ale nie te publiczne ;-), że jakiś tam temat byłby fajny do "tego Twojego bloga". Został naturalnie poprawiony, że blog jest rodzinny, ale prawdą bądź co bądź jest, że blog został zmonopolizowany przez Porankową Mamę (no, ale co ja za to mogę, że Porankowa Panienka jeszcze nie jest piśmiata, a Porankowy Tata jakoś tak weny do pisania nie ma?). Zatem, celem uzupełnienia wiadomości z życia zawodowego Porankowego Taty otwieramy "gabinet osobliwości z frontu Porankowego Taty".
Powszechnie Czytelnikom wiadomo, że Porankowy Tata "niczym weterynarz Fred pomaga chorym zwierzątkom" (przy czym nadmienić należy, że nie jest weterynarzem, lecz fizykiem medycznym - tak, taki zawód istnieje i nawet są takie studia wyższe magisterskie!). Otóż ostatnio zetknął się w swojej pracy z psem, który przybył na... operację plastyczną... jądra... Dokładnie rzecz ujmując, miał mieć wszczepioną protezę jądra... Pies był bowiem rasowy i miał brać udział w wystawach. No cóż... Świat jest bardziej barwny niż można przypuszczać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daisypath Christmas tickers