30 kwietnia 2009

tort i metka

Niniejszym prezentujemy nasz rocznicowy tort - z zewnątrz i od środka. I szczerze informujemy, że nie polecamy smaku cappucino z truskawkami - jakiś taki mdły i bez wyrazu.


A jako że szanowny Hetman-Dziad zgłosił zażalenie, iż poprzedni post wieje smutkiem i jakiś taki dobijający jest, niniejszym zamieszczamy coś, co powinno spowodować uśmiech na twarzy - proszę państwa, oto metka. Metka odpruta z piżamy Porankowej Panienki. Metka, na której jak wół stoi napisane, że piżama wyprodukowana jest z...:

Z pewnością jakiś ważny powód stał na przeszkodzie umieszczenia na metce napisu 100% bawełna... Do tego ten "prezip konserwac j"... :)

I co? Lepiej? No. To wracam do prasowania i zamiatania - ładna pogoda sprzyja pobytom dzieci w piaskownicy, a to niestety przekłada się na tony ubrań do prania i tony piasku do zamiatania z podłogi. Ech...

26 kwietnia 2009

co powiedział przedszkolak

Porankowa Mama rzadko czyta gazety dla mam/rodziców małych dzieci. Bo... kurcze, bo chyba jest zarozumiała. Innego wyjaśnienia nie znajduje (o tej zarozumiałości to następnym razem). Nie czyta, bo generalnie uważa, że w tych gazetach niewiele jest sensownych - z jej punktu widzenia - rzeczy. Poza przepisami na posiłki dla maluchów. I właśnie dla tych przepisów kupiła w czwartek majowy numer miesięcznika Dziecko. Zaintrygowała ją dołączona do numeru książeczka "Kuchnia malucha - od śniadania do kolacji" - wszak porankowe baby to już jedzące baby. Ta starsza chwilowo jest na etapie "nie jem - bo mi nie smakuje", bądź też "nie jem - bo nie mam czasu". Przygotowanie posiłków dla niej to zatem niezła gimnastyka umysłowa. Z kolei młodsza zaczyna odkrywać, jak przyjemnie jest coś zjeść - coś, co nie jest kaszką z butelki, co nie ma konsystencji papki i mazi, coś co wygląda i smakuje jak JEDZENIE. Posiłki dla niej muszą być jednak zgodne z wszelakimi normami przewidzianymi dla dzieci poniżej 1 roku życia, czyli trzeba bardzo uważać, żeby jej nie dać czegoś, czego jeszcze jeść nie może (np. białko jaja). Wierzcie, że jakkolwiek porankowi rodzice uważają się za osoby inteligentne i kreatywne, pomysłów na gotowanie dla dzieci im brakuje. Stąd zakup gazety.
Wymownym milczeniem potraktujmy w tym miejscu opis zawartości książeczki z przepisami - dania, owszem, wymyślne, ale raczej niewiele nadaje się do zastosowania w porankowym domu. Dla Porankowej Panieneczki raczej nic, bo nie oznaczono, które danie od jakiego miesiąca życia można podać.
Skoro gazeta w domu się znalazła - dzięki ludzie, że kosztowała tylko 3,99, bo inaczej żal by było tych pieniędzy - Porankowa Mama od niechcenia przerzuciła wzrokiem po tym, co w środku. I wzrok zatrzymała na wypowiedziach przedszkolaków na temat: moja mama. I doszła do wniosku, że gdyby była rodzicem, któregoś z nich, to by się pod ziemię zapadła. Dzieci tak pięknie i bez zahamowań walą z grubej rury i przedstawiają świat bez ubarwień...

Hania lat 6 powiedziała, że mama piecze ciasta, a tata ogląda telewizję bez przerwy.
Asia lat 6 powiedziała, że tata ciągle gapi się w telewizor i komputer i sobie tam klika, a mama chodzi do sklepu.
Patrycja lat 6 powiedziała, że mama umie prasować i oglądać seriale (...) i ma taki ładny kożuszek i blond włosy krótkie.
Paulina lat 6 powiedziała, że jak tata nabałagani, to mama sprząta (...) od piątej do szóstej ma dla niej czas, bo wraca o piątej, a o szóstej kończy sprzątanie po tacie.

A teraz ta wypowiedź, która Porankową Mamę uderzyła najbardziej - Oliwia lat 5,5:
mama "ma czerwone włosy i lubi jeść sery, zup to ona nie jada. Mama nas kocha i nie chce oddać do domu dziecka. Inna mama by nas mogła nie kochać, a poza tym ciągle lać. I moja mama nie chce mieć nowego dziecka, bo ja bym się nie wyspała do przedszkola".

Komentarza nie zamieszczamy. Niech każdy sam pomyśli, co z powyższych wypowiedzi mu wychodzi.

A na marginesie, ciekawe, ja by porankowych rodziców podsumowała Porankowa Panienka?

22 kwietnia 2009

23 kwietnia...

23 kwietnia 2005 roku myśli porankowych rodziców zaprzątał rosół. Taki najzwyklejszy rosół z makaronem. A dokładniej brak takiego rosołu z makaronem. Porankowa Mama myślała o nim siedząc u fryzjera, kręcąc przy okazji w myśli film, jak się zachowa, gdyby się okazało, że ów rosół jednak się pojawi. Porankowy Tata z kolei, znając dobrze Porankową Mamę i jej wybuchowe reakcje w obliczu stresu/kryzysu, osobiście jechał sprawdzić, czy na 1500% taki rosół nie zostanie podany gościom. Nie został. Na szczęście. Ale żeby nie było za pięknie, tort nie wyglądał dokładnie tak, jak miał wyglądać.

23 kwietnia 2006 roku był pierwszym, prawdziwie wiosennym dniem, dzięki któremu Porankowa Mama zaczęła kichać w tort. Migdałowy tort, żeby nie było. Taki pokryty marcepanem. A migdałowy dlatego, że rok wcześniej porankowym rodzicom nie było go dane zjeść. I tym kichaniem w tort rozbawiła nieco Porankowego Tatę, który zapomniał, o co się z małżonką pożarł. I dobrze!

23 kwietnia 2007 od rana było chłodno, więc porankowa rodzina - w zestawie z Porankową Panienką - wyruszyła opatulona w swetry na spacer do cukierni na drugi koniec miasta. Im dalej byli od domu, tym cieplej się robiło na dworze. Pogoda zmieniła się do tego stopnia, że Porankowa Panienka po wyjściu z cukierni została rozebrana z odzienia i zaprezentowała światu swoje skarpetki i body. Porankowi rodzice natomiast prezentowali światu swoje zdolności upychania pod wózek stosu swetrów i kurtek i zastanawiali się, w jaki sposób w taki upał przetransportować do domu tort na śmietanie. Tort o smaku owoców lasu, żeby było jasne. Przetransportowali. I musieli się nim podzielić z rodziną, która wyczuła pismo nosem i jak jeden mąż stawiła się na kawie popołudniu.

23 kwietnia 2008 Porankowa Mama, jako że lekarz - mając na uwadze dobro Porankowej Panieneczki - zabronił jej się ruszać z domu, marzyła o torcie z owocami leśnymi siedząc na kanapie. W tym czasie Porankowy Tata wraz z córką udał się do miasta, by ów tort odebrać z cukierni. Gdy wrócili, mająca wówczas rok z hakiem Porankowa Panienka swoją małą łapką wyżarła w torciku dziurę. A potem jeszcze jedną. I jeszcze jedną. A łyżeczkę oblizywała z takim zawzięciem, że gdyby jej nie przerwano, to by i w niej dziura była.

23 kwietnia 2009 za to... Porankowy Tata po pracy odbierze zamówiony w poniedziałek tort o smaku cappucino z truskawkami. Z racji kryzysu bez pokrycia marcepanowego. Ale za to duży na 12 osób - mimo że pewnie rzuci się na niego o połowę mniej. Na obiad być może Porankowa Mama ugotuje rosół, obowiązkowo z makaronem gwiazdki! Tak dla jaj, bo generalnie hasło: rosołek powoduje w porankowym domu salwy śmiechu. A po obiedzie porankowi rodzice zasiądą z córkami do codziennej wspólnej kawy i tort zjedzą. I będą wspominać ze śmiechem to, co się działo rok temu, i dwa lata temu, i trzy i cztery - ze szczególnym naciskiem na te cztery lata.

A, bo nie wspomnieliśmy o najważniejszym. 23 kwietnia 2005 Porankowi Rodzice brali ślub. A że są ginącym gatunkiem "celebrujemy małe rodzinne święta i mamy własną rodzinną tradycję", 23 kwietnia w porankowym domu obowiązkowo na stole pojawia się tort. Z tej samej cukierni, co tort ślubny. Raz do roku można, nie?

Ech...

21 kwietnia 2009

sto lat

W grudniu zeszłego roku w pewnej gazecie lokalnej - a konkretnie w pewnym dodatku cotygodniowym do tej gazety - pojawił się taki mały felieton autorstwa prof. I. Obuchowskiej. Felieton na temat imion nadawanych dzieciom. W sumie artykuł jak każdy inny. A jednak... Jednym z przywołanych w nim przykładów jest... nie kto inny jak Porankowa Panienka. Artykuł wklejamy, można zobaczyć samemu - 5 kolumna. Fragment o Elżbiecie Wiktorii. Dlaczego wspominamy o tym dziś? Ano, dziś urodziny królowej Elżbiety II...



(Do felietonu mamy małą uwagę: fakt, Porankowa Panienka ma imiona na cześć królowych brytyjskich. Nie należy jednak zapominać, że imię to zostało jej także nadane ze względu na patronkę - św. Elżbietę Portugalską, zwaną Aniołem Pokoju... I to nie dla jaj!)

Żeby nie było, dziś także urodziny Hetman-Baby - nie zapomnieliśmy, życzenia złożone, kawa wypita, sto lat niestety nie odśpiewane, bo dwuletnia śpiewaczka odmówiła współpracy (mimo, że się naumiała). Sernik za to zeżarła - nie wiemy, co w nim było, ale coś być musiało, bo w południe Porankowy Tata wziął eksperymentalnie dziecię na spacer z rowerem bez kija. Dziecię wsiadło, machnęło nogą... i tyle je widzieli. Tak, mamy w domu dwuletni okaz, który potrafi jeździć na rowerze (z dwoma dodatkowymi kołami, ale zawsze!). Dzisiaj się nauczyła!

13 kwietnia 2009

wielkanocny fotoblog porankowy

Święta Wielkiej Nocy w roku 2009 w obiektywie porankowych rodziców:















Alleluja, kochani! Alleluja w myśli, czynie i słowie każdego dnia.

6 kwietnia 2009

w locie i przelocie

Jak widać, blogowa aktywność porankowej rodziny ogranicza się do wprowadzania drobnych zmian estetycznych tudzież jakościowych w ogólnym wyglądzie porankowych opowieści. Nie oznacza to, że nas wywiało, że nie mamy nic do poopowiadania, że mamy w poważaniu szanownych Czytelników (oj, taki zarzut też nam postawiono ;) , czy - tu dość ekstremalny opis wypadków - boimy się odezwać, żeby nie narobić znów jakiegoś szumu. Zwyczajnie, życie biegnie tak szybko, że w chwili wolnego porankowi rodzice opadają na kanapę i oczy im się same zamykają. Życie w porankowym domu to ostatnio maraton, sztafeta, bieg przez płotki...

Z nowości możemy zeznać, że:
Porankowa Panieneczka z dumą pokazuje swoje CZTERY zęby. Śmiga z napędem na cztery, gdy tylko zobaczy coś do zjedzenia i wbija te swoje siekacze w różnego typu nie-dziecięce jedzenie. Ostatnio dorwała kanapkę z kiełkami... Na szczęście nie skończyło się dla niej źle. Do tego dziecię zaczyna chodzić, chyba zaczyna gadać, a już z pewnością posługuje się wybranymi bobomigami.
Porankowa Panienka z kolei przypadkiem była u dentysty - przypadkiem, bo wizytę miała Porankowa Mama, a dziecię mamę odbierało, no a że pani dentystka miała chwilę... Po raz pierwszy w życiu - tzn. po raz pierwszy w życiu Porankowa Panienka była u stomatologa. Pani stomatolog obejrzała OSIEMNAŚCIE zębów, uznała, że są zdrowe, ale zaczyna się mała wada zgryzu (to ten koszmarny smoczek na noc), więc... zaleciła używanie płytki ortodontycznej - taki smoczek bez smoczka. I... podziałało! W czwartek z domu zniknęły ostatnie dwa smoczki, o które dopominała się Porankowa Panienka idąc spać. Bez płaczu, wrzasków, wybudzania w nocy! Taki prosty sposób, a jaki skuteczny!
Dziecię bez smoczka zdecydowania bardziej się rozgadało. Czasem wręcz zaskakuje wypowiedziami.

Przykłady:

pytanie: Ela, co jemy na śniadanie?
odpowiedź: Będę nudna, nonki (czyli Danonki).

stwierdzenie: Mamo, kuldę, nie chcem czekać! (oj, porażka, porażka, ale co - każdemu się zdarza powiedzieć "kulde" w chwili desperacji, prawda?)

stwierdzenie: Ula, jakie ty masz piękne loki. Nie ruszaj się. Masz być piękna! (to z wczoraj, gdy Elizabeta czesała młodszą siostrę po kąpieli).

Tak, cóż dodać więcej?

Porankowy Tata dorobił się okularów. Wygląda w nich bardzo stanowczo - dodaje mu to powagi w wojnie z babami na ulicy, o której miała być mowa i niedługo będzie. Ech, starzeje się facet!
Porankowa Mama za to usiłuje odnaleźć wewnętrzny spokój i harmonię i o dziwo widzi nadzieję, że zachowa swój umysł w stanie względnej poczytalności. Ot, wizualizacja i koniec z przejmowaniem się głupotami, koniec ze snuciem teorii spiskowych. I do tego w locie i przelocie (czyt. autobus tudzież przerwa w zajęciach) czyta Bluszcza (tak się ponoć powinno mówić - nie Bluszcz, a Bluszcza... hmmm...), który to Bluszcz przywraca jej wiarę w to, że kobieta nie musi żyć tylko modą, urodą, zakupami, kuchnią, zdradami, romansami, dziećmi i mężczyznami.

Na zakończenie wiadomości w locie i przelocie... cudo przesłane nam przez znajomą (cudo, które nas rozbawiło, ale też nieco przeraziło, bo poniekąd Porankowa Mama bywa czasem do bohaterki utworu podobna, a młode nie weszły nawet w wiek przedszkolny!)

ta-da - oto THE MOM SONG,

utwór oryginalnie wykonywany i napisany przez Anitę Renfroe, ale ta wersja jest zdecydowanie lepsza - i pod względem ekspresji i pod względem głosu.

Daisypath Christmas tickers