o blogu

Pewnego majowego dnia roku 2007, Porankowa Mama siedziała w domu opiekując się 5-miesięczną wówczas Porankową Panienką i ostatkiem sił opowiadała przez telefon kolejnemu znajomemu o tym, jak to kilka dni wcześniej policja zapukała do porankowych drzwi.
Ta sama historia opowiadana po raz enty przez telefon i podczas wizyt domowych, opisywana miliard razy w rozmowach przez komunikatory internetowe i co chwila przerabiana od nowa w głowie, traciła powoli "ten dreszczyk", bo zwyczajnie zaczynała się nudzić opowiadającej. Cóż było jednak robić, skoro każdy chciał wiedzieć, dlaczego grupa interwencyjna policji nawiedziła porankową rodzinę wcześnie rano i o mały włos nie aresztowała Porankowego Taty... Trzeba było opowiadać.
Porankowej Mamie przestało jednak odpowiadać opowiadanie "bez emocji" - ten, kto ją zna w tzw. realu wie, że to osoba o dość emocjonalnym podejściu do życia, niezmiernie gadatliwa i z wewnętrzną potrzebą docierania swym głosem do szerszego grona. Owego majowego popołudnia roku 2007 Porankowa Mama podjęła więc decyzję o tym, by założyć blog, w którym każdą emocjonującą historię, która przydarzy się jej rodzinie, będzie można opisać, zachowując wspomniany wcześniej dreszczyk i oddając pełnię doznań.

I tak powstały porankowe newsy...


Wyboista droga, na której Porankowa Mama padła ofiarą zderzenia dwóch światów: realnego i wirtualnego, doprowadziła do tego, że pod koniec roku 2007 porankowe newsy chwilowo zniknęły z sieci po to tylko, by znów się w niej pojawić po kilku miesiącach w nowej odsłonie - jako porankowe opowieści. Zmienił się nie tylko tytuł i wygląd, ale przede wszystkim treść bloga i nastawienie autorki do tego, czym taki blog powinien być. Rodzinnie 
'uchwalono, że posty nie będą dotyczyć pracy ani Porankowej Mamy ani Porankowego Taty, że nie będą opisywane szczegółowo poczynania Porankowej Panienki (a później jej rodzeństwa), że nie będą zamieszczane zdjęcia... Dlatego, że Porankowa Rodzina szanuje - choć to paradoksalnie brzmi - swoją prywatność jako rodziny oraz prywatność poszczególnych jej członków. Szczególnie, że członkami rodziny są dzieci oraz że Porankowa Mama jest - jakby nie było z racji wykonywanego zawodu i obranej ścieżki kariery - osobą "publiczną".

Mimo tego, że blog doznał poważnych obrażeń, w efekcie których uległ poważnym przeobrażeniom, nadal żył - choć zdaniem niektórych był blogiem z definicji martwym. Posty rzadziej zamieszczane i brak opowieści z detalami z każdego dnia martwił bardziej ciekawskich Czytelników, ale naszym zdaniem ten wirtualny twór nadal oddawał atmosferę, panującą w naszym domu i nadal dostarczał informacji tym, którym chcieliśmy te informacje dostarczyć.


Myśleliśmy wtedy "I niech już tak zostanie". Ale życie toczy się dalej...

Dzieci dorastają, mają swoje zainteresowania i pasje. My dojrzewamy jak dobre wino i mamy  coraz bardziej określone preferencje dotyczące przeznaczania czasu na to, co dla nas ważne. Czas biegnie nieubłagalnie i wydaje się, że jest go coraz mniej. A my chcemy go czerpać garściami. I chcemy zostawić coś dla "potomnych".

Stąd zmiana - oby ostatnia, nim nasza lampa zgaśnie. 

Porankowe opowieści 2.0. Miejsce, gdzie każdy z nas - Porankowych - ma przestrzeń do wyrażania siebie. Gdzie relacjonujemy to, co w naszym otoczeniu ciekawe i warte poświęcenia chwili, gdzie pokazujemy to, co widzą nasze oczy, gdzie zapraszamy do tego, czego doświadczamy - słowem i obrazem.
Porankowe opowieści 2.0. 

Ale życie płynie dalej, a dzieci zaczynają się panoszyć. Takim sposobem Porankowe opowieści 2.0. zostały przejęte przez Glorię Starszą i tylko czasami są odwiedzane przez Porankową Mamę... Jak ten czas szybko leci. 
Zapraszamy!
Daisypath Christmas tickers