28 września 2011

dialogi po-przedszkolne

Glorie opowiadają, co się dziś działo w przedszkolu.
- Spotkałyśmy się, jak wychodziłam z dużej sali zabaw - relacjonuje Starsza.
- Tak? A co się działo na dużej sali? - dopytujemy.
- Był występ, bo przyjechał pan Tom - odpowiada.
- Nie pan Tom tylko pan Tomina! - poprawia ją młodsza.
- Pan Tomina? Opowiadał wam o czymś?
- Nieee... tylko pokazywał i nic a nic nie mówił.
- Czyli był pan Mim?
- Nie, przecież mówię, że pan Tom!

I w ten sposób wszyscy wiedzą, że dzisiaj dzieci oglądały pantomimę, prawda?

23 września 2011

jesień


Sezon jesienny uważam za otwarty! Kasztany na stół, wykałaczki w ruch, wyobraźnia do boju.
I niech mi ktoś powie, że "zadanie domowe" nie może być przyjemne!
Kasztanowa ekipa idzie do przedszkola na wystawę. Ot, taka sobie aktywność rodzinną w tej instytucji wymyślili... Teraz tylko trzymać kciuki, żeby artystki poszły do przedszkola razem z kasztanami, bo nadal wyglądają niewyraźnie... Ech, jesień...

ps. Gąsienica jest moja, królik Glorii Młodszej, a król Glorii Starszej. Ślubny do kasztanów dorwie się jutro. Jak coś stworzy to zrobimy update zdjęć.

21 września 2011

a miało być tak pięknie...

- To jakaś koszmarna rzecz - stwierdziła Gloria Starsza. - Ja się zamieniam w Inkę*.
- Co oznacza... - dopytuję.
- No Ince ciągle z nosa kapie i tego nie czuje. Panie mówią, że Inka jest chora.
- Aaaa...

Miało być tak pięknie. Dzieci do przedszkola, mama do komputera. Doktorat dokończony w tym roku... A tak? Przedszkole pracuje dla nas w trybie czwartkowo-piątkowym, bo od poniedziałku do środy młode kurują różne dolegliwości.

W pierwszym tygodniu leczyliśmy "zmęczeniówkę" z katarkiem, o której pisaliśmy. W czwartek młode zameldowały się w przedszkolu.

W drugim tygodniu... wysypkę. Oj, działo się. W sobotę Glorii Młodszej obsypało bąblami nogę. Uznaliśmy, że ma uczulenie na kalosze. Wysypka w nocy jednak popełzła dalej i ulokowała się na siedzeniu. W niedzielę wyglądała jak rasowa ospa, z tym drobnym wyjątkiem: obejmowała tylko obszar od pasa w dół. Pediatra ospy nie zdiagnozował, mimo że w czasie wizyty niektóre bąbelki były zaschnięte. Na zebraniu w przedszkolu poinformowano nas jednak, że wśród dzieci stwierdzono dwa przypadki... liszajca zakaźnego. Czy młoda go złapała? Nie wiadomo. Wysypka przeszła po kilku dniach na Heviranie. Ja tam obstawiam poronną postać ospy... Ważne, że w czwartek obie pojawiły się na zajęciach. Za zgodą pediatry, rzecz jasna!

W tym tygodniu jednak powrót do przedszkola w czwartek nie jest wcale taki pewien. Leczymy bowiem katar, który chyba zlazł na krtań, bo obie Glorie kaszlą i chrypią, a starsza zamienia się w koleżankę Inkę.

Do tego nie ma w całym fyrtlu ciepłej wody, sąsiedzi się uparli na palenie papierosów na balkonie, miasto jest zakorkowane, a Ślubny od poniedziałku do piątku będzie pracować w godzinach 8-19 więc równie dobrze mógłby spakować walizkę i się do pracy przeprowadzić.

A miało być tak pięknie...

* imię koleżanki zostało zmienione z przyczyn oczywistych

11 września 2011

9/11

Dokładnie 10 lat temu ok. godz. 15 siedziałam u fryzjera, fryzjerka kończyła suszyć moje włosy, a w radio spiker ogłosił, że samolot uderzył w World Trade Center. Kilka chwil później wróciłam do domu i na ekranie telewizora Tomasz Lis w TVN24 grobowym głosem relacjonował uderzenie drugiego samolotu i upadek pierwszej wieży. Pamiętam, że złapałam za telefon i zadzwoniłam do Ojca do pracy informując go, że w Ameryce chyba zaczyna się wojna. Pamiętam jak godzinę później jechałam do wtedy-nie-Ślubnego nasłuchując w radio w mojej gigantycznej Motoroli wieści ze Stanów. Bolała mnie z nerwów głowa.
Zastanawiałam się. Nad tym, co się dzieje. Nad tym, jakie znaczenie wydarzenia w USA mają dla nas. Nad tym, co dalej. Nad tym, czy będzie coś jeszcze...

10 lat później widok dwóch samolotów wbijających się w wieże World Trade Center nadal budzi emocje - emocje może nawet większe niż wtedy, bo teraz obok siedzą Glorie. Nadal boli mnie głowa na samą myśl. Nadal ze łzami w oczach oglądam relację w TVN24 (i CNN). Nadal się zastanawiam nad tym, co się działo i co się dzieje. Nad tym, jakie znaczenie miał i będzie miał 11 września dla nas i dla pokolenia Glori. Nad tym, co było dalej i co jeszcze będzie dalej. Nad tym, jak się potoczyły dalsze losy świata i w jakim świecie będą żyć Glorie... Zastanawiam się jednak nad czymś jeszcze. Dlaczego przez te 10 lat tak niewiele wyciągnęliśmy z tej lekcji... I dlaczego słowa "we will never forget" tak pusto brzmią...


10 września 2011

maszyny nas nie lubią

Maszyny nas nie lubią. Te bardziej zaawansowane szczególnie. Bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że akurat w naszej obecności komputer w znanej sieci supermarketów oddał na plecy?

Deszczową porą wybraliśmy się na zakupy. Nie kupowaliśmy dużo: podstawowe artykuły spożywcze, trochę chemii, trochę owoców i warzyw i ciemne piwo (rozpusta, 3 butelki łącznie!). Podjechaliśmy z tym wszystkim do kas samoobsługowych. Młode w euforii samodzielnie kasowały produkty z koszyka, Ślubny uciszał komputer, gdy ten zaczynał narzekać, że jakiś produkt został zabrany z obszaru pakowania lub został tam bezprawnie położony (uwaga dla korzystających z takich kas: nie należy w trakcie kasowania pakować rzeczy w siatki, bo dla komputera to już podejrzany ruch), a ja nerwowo to wszystko obserwowałam z boku. Nie lubię być zdana na maszynę i brać odpowiedzialności za jej poczynania. No nie lubię i już.
Wszystko szło dobrze. Przy kalafiorze maszyna musiała chwilę się zastanowić. Pasty do zębów nie mogła znaleźć w systemie. Przy piwie zaświeciła na czerwono (pan nadzorujący kasy samoobsługowe wyjaśnił, że alkohol wymaga potwierdzenia daty urodzenia). Przyszedł czas na kupony zniżkowe i bon z programu lojalnościowego... Kupony przeszły przy pomocy obsługi sklepu. Ale bon z dodatkowymi 100 punktami... Bon, moim drodzy, wykończył komputer. Całkowicie go rozłożył na łopatki. 
- Te 100 punktów go zabiło - stwierdził pan z obsługi i się spocił. Zawołał koleżankę, ta się też spociła i zawołała kolejną koleżankę... Zapakowali nasze zakupy do koszyka i zaprowadzili do normalnej kasy, podczas gdy oni sami nadusili niepewnie czerwony guzik i otoczeni tłumem gapiów zrestartowali maszynę... 
W kasie przywitała nas z uśmiechem pani kasjerka - całe szczęście, że są jeszcze kasy z ludzką obsługą!
- Niech mi ktoś powie, że nie jesteśmy niezastąpione - stwierdziła. Po chwili z jeszcze większym uśmiechem dodała: Niech państwo zagrają dziś w totka, bo wyszło wam równe 200zł bez dodatkowych grosików.

Maszyna z Lotto nas też nie lubi. Nie strzeliliśmy nawet trójki... 

8 września 2011

odzew na hasło: przedszkole

Na hasło: "moje dzieci idą do przedszkola" odzew był następujący:
- "no to teraz zobaczycie, jak wam zaczną chorować",
- "kup sobie apteczkę i zarezerwuj sobie kolejkę u pediatry od razu",
- "nie ciesz się, trzeba je będzie wołami ciągnąć",
- "o matko, pamiętam jak moje szły - pierwszy tydzień był koszmarny",
- "tylko nie wierz, że to jest bezpłatne! wiesz ile będziecie płacić dodatkowych opłat?".
Miłe, prawda? Wyobrażam sobie tą radość na wieść o tym, że młode początek tygodnia spędziły w domu - z katarem i gorączką... Nie cieszcie się jednak, maruderzy! Oto nasz odzew na wasz odzew:

- "no to teraz zobaczycie, jak wam zaczną chorować"
Glorie chorują ekspresowo. O ile to chorobą można nazwać. Katar przeszedł w ciągu dnia. Gorączka u starszej minęła po 12 godzinach snu. Nie wróciła. Przyznaję, że przez chwilę rozważałam, czy nie jest to powtórka ze szkarlatyny, albo czy nie są to meningokoki. Najlepiej jednak sama Gloria podsumowała swój stan: to była zmęczeniówka, mama. No właśnie, ZMĘCZENIÓWKA. I tyle. Dziś już obie są w przedszkolu.

- "kup sobie apteczkę i zarezerwuj sobie kolejkę u pediatry od razu"
Kochani, my do lekarza chadzamy wtedy, gdy musimy - na obowiązkowe "przeglądy", na obowiązkowe szczepienia lub w chwili, gdy niepokojące objawy nie dają się zwalczyć domowymi sposobami w ciągu 1-2 dni. Wierzymy w czosnek, cytrynę, herbatę z sokiem malinowym i domowe ciepełko. Antybiotyk weźmiemy, gdy nie ma już innego wyjścia. I poważnie, nasze choroby to chwilowe niedomagania organizmu. Nie rozpaczamy nad każdym siniakiem, każdym otarciem i stłuczeniem. Nie biegam z apteczką do piaskownicy. Stwierdzenia "o jakie straszne bam!", "ała sobie zrobiłaś" i tym podobne nigdy nie były słyszane w naszym domu (bo i określenia: bam, ała, papu, piciu itp. to w ogóle w naszym słowniku nie występują). Rachityczne księżniczki to nie u nas.

- "nie ciesz się, trzeba je będzie wołami ciągnąć",
- "o matko, pamiętam jak moje szły - pierwszy tydzień był koszmarny"
Wczoraj Młodszą musiałam siłą przetrzymać od rana w domu, bo o 7 stała pod drzwiami gotowa do wyjścia. Dzisiaj obie wyskoczyły z łóżek jak z procy i z prędkością światła pokonały drogę do przedszkola. W domu nie mówią o niczym innym - podśpiewują przedszkolne piosenki, stają w kolejce do mycia rąk, odnoszą talerze po jedzeniu... Będę wredna małpa, ale tu dużo zależy od rodziców i od atmosfery, którą się wokół dziecka i jego spraw wytwarza...

"tylko nie wierz, że to jest bezpłatne! wiesz ile będziecie płacić dodatkowych opłat?"
Kochani, edukacja w Polsce JEST bezpłatna! To za opiekę i wychowanie się płaci ;) I za ambicje rodziców. Choć fakt, nie potrafię zrozumieć, dlaczego OBOWIĄZKOWE zajęcia z rytmiki SĄ płatne.

Ale z jednym mogę się zgodzić: przeraża mnie wizja tego, że muszę z zegarkiem w ręku biegać do i z przedszkola. Nie rozpracowałam jeszcze systemu "sprawdzania" godzin przekazania i odebrania dziecka w naszym przedszkolu, ale wolę nie ryzykować płacenia za złamanie warunków umowy.




5 września 2011

przedszkole

czwartek, 1 września
Odbieramy młode po pierwszym dniu w przedszkolu. Ślubny wchodzi do sali po Glorię Młodszą. Ta patrzy na niego ze zdziwieniem.
- Cześć, przyszedłem po Ciebie.
- A dlaczego? - pyta dziecko.
- Idziemy do domu. Na dziś koniec przedszkola.
- Już?
Ja wchodzę do sali po Starszą. Dziecko leci do mnie od drzwi i woła: Mama, mogę jeszcze zostać?

piątek, 2 września
Wchodzę do sali po Starszą. Dzieci siedzą w kółeczku. Rozglądam się, ale mojego wśród siedzących nich nie ma. Pani wskazuje kącik - Gloria zwinięta w kłębek śpi w najlepsze. Obudziłam ją - nie miałam wyjścia. Potem przez pół godziny walczyłam, bo dziecko ODMÓWIŁO powrotu do domu...
Młodsza tylko zapytała: Ale wrócę tu, prawda?

sobota, 3 września
Idziemy z młodymi na rynek po warzywa. Gloria Młodsza - zdecydowany wróg owoców i większości warzyw - rzuca się na kiwi.
- Musimy kupić - stwierdza.
- Tak? Przecież ty nie jesz kiwi - odpowiadam.
- Ale pani powiedziała, że muszę jeść owoce i warzywa i muszę próbować nowych rzeczy.

Zjadła całe kiwi - kazała sobie wybrać pestki, ale zjadła.


poniedziałek, 5 września
Dzwonię przed 8 do przedszkola.
- Chcę zgłosić nieobecność dzieci. Młodsza ma katar. Starsza temperaturę.

Ale ogólnie przedszkole jest suupppeeerrr!

3 września 2011

design

Zasiedliśmy ze Ślubnym przed telewizorem. Skacząc po kanałach trafiliśmy na program dotyczący design'u - meble okiem artysty, mówiąc prostszym językiem. No i nas olśniła ta "sztuka" - odkryliśmy bowiem niejakich BRACI CAMPANA... Brazylijczycy, Humberto - prawnik i Fernando - architekt. Zdobywcy wielu nagród, autorzy projektów, które zostały wdrożone do sprzedaży. Szaleństwo w czystym wydaniu - tak określiliśmy to, co nam pokazano w telewizji. Aż tu nagle...
- No wiesz co, przecież ja to już dawno wymyśliłam! - rzekłam ze zdumieniem zmieszanym z oburzeniem. - I nikt mi nagrody za to nie dał!

Ponieważ słowami opisać się nie da, tego mebla, który wywołał moje oburzenie, proszę zobaczyć samemu (ze zbiorów londyńskiego Design Museum):


Widzicie to? Pytam poważnie. Sama stworzyłam takie dzieło rozprawiając się z Pluszakową Armią! I co? I nic. Kazali mi posprzątać...
- He, następnym razem, jak młode zrobią bałagan trzeba im powiedzieć: Ula, nie sprzątaj! Skleimy i sprzedamy - dorzucił ironicznie Ślubny.

Zatem dziś, inspirowana sztuką braci Campana, prezentuję moje najnowsze dzieło: Ironing Pile Chair 2011 by Porankowa Mama. Zainteresowanych przyznaniem nagrody proszę o kontakt na maila.


A jako bonus, dzieło designerskie Porankowej Glorii Starszej. Sama wymyśliła i sama wykonała:



Którędy do muzeum?

ps. Tak, remont skończony. Tak, przedszkole się zaczęło. Żyjemy. Notki wkrótce. Teraz się ogarniamy psychicznie.


Daisypath Christmas tickers