18 marca 2012

wiosna, panie sierżancie!

Ano wiosna pełną gębą! Termometr sam w szoku, że musi pokazać temperaturę około 20 stopni. Słoneczko świeci. Pyłki latają. Motylki latają. Palma wielkanocna na wystawę do przedszkola "się zrobiła". Za oknem pierwszy raz w tym roku słychać grajków, którzy pod oknami umilają niedzielę grą na akordeonie oczekując w zamian grosika (lub kilkudziesięciu grosików). Glorie chyba zdrowe czekają niecierpliwie pod drzwiami, żeby wreszcie móc wyjść na rower / hulajnogę / plac zabaw. Czego chcieć więcej?

Wiosna. Do środy w przedszkolach trwa akcja rekrutacyjna. Glorie trzeba było ponownie zgłosić - taka procedura. Po zeszłorocznych doświadczeniach, wypisywanie karty zgłoszeniowej nie było trudne. Z jednym ale. Na karcie zgłoszeniowej Glorii Starszej - pełnoprawnego pięciolatka - musieliśmy zaznaczyć, która podstawówka jest naszą obwodową i czy jest to placówka, do której chcemy posłać dziecko... Jeśli nie chcemy, trzeba było wpisać preferowaną szkołę. Ze szkołą preferowaną problemu nie było - od dawna wiemy, gdzie będą pobierać nauki Glorie. Ale która szkoła jest nasza obwodowa? Czy ta, którą widzimy z okna? Szwagier też widzi z okna kościół po drugiej stronie ulicy i nie jest to jego parafialny kościół. Okazało się, że szkoła widziana z okien jest jednak nasza. Nie powiem, blisko. Z zewnątrz fajna. Jeśli jednak zacznę wyliczać znane mi ale, lista będzie długa. Szczerze, nigdy nie braliśmy tej szkoły pod uwagę i zgodnie z prawdą umieściliśmy odpowiednie zapisy na karcie zgłoszeniowej.

Kilka dni po złożeniu kart w sekretariacie przedszkola, w skrzynce pocztowej znaleźliśmy list. Adresowany do nas - rodziców. W liście tym...

" Dyrekcja i Grono pedagogiczne Szkoły podstawowej nr (tu numer szkoły obwodowej) zapraszają dzieci urodzone w latach 2005, 2006, 2007 wraz z rodzicami na Dni Otwarte Szkoły...". 

A dalej program spotkania i wszelakie dostępne chwyty marketingowe.
Wow...

List zachowam. Powalił mnie. Ze spotkania nie skorzystaliśmy. Glorii powiedzieliśmy, że szkoła nie może się już doczekać jej przyjścia. Gdyby mogła już dziś spakowałaby plecak i książki.

Wow...

10 marca 2012

witaminki

Zerkają na człowieka z półek aptek i supermarketów. Podskakują radośnie w reklamach. W I T A M I N K I. Suplementy dziecięcej diety. W postaci miśków, strzelających kapsułek, bzyczących proszków, latających w jamie ustnej wróżek (nie, stop, latają na pudełku). Eksperci radzą, by koniecznie podawać je dzieciom w okresie zwiększonego ryzyka zachorowań. Nie lubię ekspertów. Rzadko kupujemy te specyfiki. Wolimy czosnek, owoce, warzywa, witaminki w wersji au naturel.
- A wasze piękne zdrowe? Bo taka wirusówka panuje. Krtań, nos. Koszmar na całego - słychać zewsząd.
- Nie, od grudnia spokój. Wychorowały się.
Od grudnia spokój. A tu już marzec, przesilenie wiosenne ponoć nadchodzi (gdzie ta wiosna, co?). No i daliśmy się skusić na takie małe pudełko, różowe, z witaminkami.
... (tu wstawić przekleństwo). Czy ktoś słyszał o korelacji między podawaniem witamin a zachorowaniami? Poważnie. Dwa dni podawania różowych tabletek i proszę bardzo, uch, ech, apsik, mama gardło mnie boli.
Oczy przekrwione, nos jak u clowna, czoło podgrzane... Uch, ech, apisk. A mama do diaska miała widzi-mi-się i do pracy polazła. I co teraz?
Uch, ech, apsik. Nigdy więcej cholernych witaminek dla dzieci! 

6 marca 2012

Poznań - Euro Walentynki w marcu. Idziecie?

Halo! Poznań! To info dla ciebie.
Biegam. Jestem w locie. Laptop wyzionął ducha - tzn. zasilacz mu padł. Ja za to pracuję. Na pół etatu, co oznacza, że w czasie o połowę krótszym wykonuję dwa razy więcej pracy za śmieszne pieniądze.
W czasie tego lotu wpadł mi w oczy ciekawy kawałek papieru - dzielę się, bo może ktoś nie ma jeszcze planów na najbliższy piątek.



Szkołę znam ze słyszenia - mówią o niej dobrze. Pomysł na imprezę świetny. Program - rewelacja. Idziecie? Bo my chyba się wybierzemy.
Daisypath Christmas tickers