16 października 2012

pocztówka z krainy ospy

Jakby ktoś pytał, ospa nr 2 w natarciu. Puder w kremie nie daje rady. Lek na swędzenie działa krótko. Nocki zarwane. Termometr wybija dziury w suficie. Ale za to ospa nr 1 dostała zaświadczenie, że jest zdrowa.

Młode dogorywają jednym okiem rzucając w stronę "Barbie - Calineczki" na ekranie.
Gloria Starsza duma:
- Ona (bohaterka) pewnie jest nastolatką, co? Bo może wyjść sama na rower. A ja nie mogę, niestety.
- Nooo - odpowiada jej młodsza - ja też nie.
- Tak, ona na pewno jest nastolatką. I jest po Komunii. Widzisz? Ma komórkę. A komórkę dostaje się na Komunię - duma dalej starsza.
- Nooo - odpowiada jej młodsza - a laptopa kiedy?

Laptopa to pewnie jak się idzie do pierwszej klasy, co?

Ech... I pomyśleć, że ja na Komunię św. dostałam zestaw szczotek do włosów, książki i torebkę... No, i zegarek z białym długopisem i kalkulatorem, of course.


10 października 2012

wiatrówka

Rankiem, w dniu, w którym w kalendarzu brakuje linijek do zanotowania listy "to-do", dziecko lat 5,5 budzi się z okrzykiem na ustach:
- Mamaaaa! Swędzi!!!
Oczom matki-w-locie ukazuje się wielka, rasowa kropka wypełniona płynem, a w głowie pojawia się myśl, której nie będę tu przytaczać, bo jest wielce niestosowna nawet jak na wymogi anonimowego bloga.
Telefon, babcia, taksówka, lekarz, izolatka, apteka, taksówka, babcia, taksówka, praca. Walnięcie głową w stół.
Tak wygląda, proszę państwa, ospa wietrzna naszych czasów.

Trzeba jednak przyznać, że ospa nie taka straszna, jeśli ma się szczęście i znajomych, którzy potrafią doradzić sposób "na przeżycie". Popularne tabletki na febrę przepisane przez pediatrę i butelka białej zawiesiny do smarowania kropek uzupełnione zostały popularnym środkiem na ukąszenia owadów i inne swędzenia (w kroplach) wraz z dużą dawką witaminy C i wapna. Jedna noc z głowy (159 swędzących kropek dało o sobie znać), ale potem luzik. Bo mieliśmy szczęście.

W przedszkolu informację o ospie przyjęli nieco lepiej niż my w domu. Sekretarka westchnęła i stwierdziła "no tak, zdarza się". Wychowawca grupy zrobił wielkie oczy i dodał "no tak, cóż zrobić". Pani Dyrektor westchnęła "no tak, takie życie" i zaczęła dopytywać, czy zlokalizowaliśmy już źródło zarażenia.

No takie życie! Czym tu się stresować?

Ano, stresować się quasi-wsparciem ze strony znajomych mam.
- A jesteście pewni, że to nie ta bostońska? Bardzo groźna, trzeba uważać.
- A szczepiliście na ospę? Nie? To ty nie wiesz, jakie mogą być powikłania? Kuzyn kuzynki sąsiadki męża kolegi z pracy umarł z powodu ospy.
- Ospa? Olać sprawę. Tylko koncerny farmaceutyczne zarabiają na tej schizie z chorobami. To tylko wysypka, przejdzie samo. I broń Bóg nie podawaj jej leków, na wirusy leków nie ma - to trucizna dla dziecka!
- A syrop z boczniaka jej podawałaś? (sic!). Doskonale wspomaga odporność.

Co matka to inna teoria. Poważnie zaczynam się zastanawiać nad przyszłością ludzkości... Nie ma co, wyginiemy od tych mądrości...


ps. Państwo wybaczą lekki sarkazm, ale ja jestem koszmarnie przyziemna w moim oderwaniu od rzeczywistości i za cholerę nie potrafię wbić się w obowiązujący schemat "aktywnej-matki-dbającej-o-dobro-dziecka"


Daisypath Christmas tickers