28 czerwca 2007

pożar i klin

Pożar:
Porankowa Mama, odkąd Porankowa Panienka wyeksmitowała się do własnego pokoju, prowadzi koczowniczy tryb życia nocnego krążąc między dwoma pokojami i podsypiając w dwóch różnych łóżkach. Zapomnijmy chwilowo o drobnej kwestii, jaką jest wysypianie się... Wędrówki nocne obfitują w wiele odkryć. Przykładowo, Porankowa Mama odkryła, że koło 5:00 pod drzwiamu Biedronki pojawia się wielki dostawczy wóz, który robi masę hałasu.
Wczoraj w nocy, Porankową Mamę wyrwał z drzemki w pokoju Porankowej Panienki łomot zamykanych drzwi. Standardzik, bowiem Pani Staffordowa codziennie koło 5:15 informuje w ten sposób sąsiadów, że chamstwem jest, że oni śpią, gdy ona musi iść do pracy. W łomocie tym nie byłoby więc nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Porankowa Mama na zegarku dojrzała godzinę 3:30 a nie 5:15... Cóż, zegarki lubią się psuć. Nie byłoby zatem nic dziwnego w tej różnicy, gdyby nie fakt, że za oknem nadal było nieprzyjemnie szaro. No, ale szarość poranka może zwiastować paskudną pogodę... Nie byłoby zatem nic dziwnego, że jest szaro o 5:15, gdyby nie fakt, że pozostałe zegarki w domu także wskazywały 3:30, a okna mieszkań na całej ulicy były pogrążone w ciemności, na ulicach był pustki, a pod Biedronką nic nie stało... Coś tu nie grało...
Porankowa Mama zaczęła się zastanawiać, o co biega, gdy jej nos wyczuł smrodliwą woń. Podążyłą zatem za smrodem i dotarła do "gabinetu" (tak, porankowa rodzina ma "gabinet", co jest kwestią totalnie niezrozumiałą dla postronnych wychowanych według najnowszych standardów, bowiem obecnie w modzie jest posiadanie sypialni a nie gabinetu, a porankowa rodzina - mając na stanie posiadania trzy pokoje, czyli mogąc teoretycznie pozwolić sobie na luksus posiadania sypialni - wybrała opcję gabinet + salon wielofunkcyjny + pokój dziecięcy; ale cóż, powiedzmy szczerze, porankowa rodzina zawsze wyróżniała się tym, że ma w poważaniu współczesne "standardy" funkcjonowania). Dotarłwszy do "gabinetu" z przerażeniem odkryła, że woń się nasila, a komputer jest włączony - rzuciła się zatem i w wyuczonym odruchu wyciągnęła wszelakie wtyczki z gniazdek i dokonała wstępnej weryfikacji stanu zagrożenia. Anioł Stróż czuwał nad nią i danymi w komputerze... Okazało się jednak, że to nie komputer był źródłem smordliwej woni... Spojrzała za okno...
... i jedyne co zobaczyła to chmura czarnego dymu. Wychyliła się przez balkon i ujrzała gromadę ludzi oraz błyskające światełka straży pożarnej. Pożar! Tak, tylko gdzie? W bloku? Porankowa Mama zaczęła błyskawicznie analizować: gdyby coś poważnego się działo, sąsiedzi by przyszli poinformować, ale z drugiej strony, sąsiedzi w porankowym bloku są nieprzewidywalni... A może sąsiadka poinformwała ich łomotem zamykanych drzwi? Gdyby coś poważnego się działo to przecież strażacy by zaczęłi ewakuację - możliwe, że porankowa rodzina nie słyszała walenia do drzwi? Nie, przecież Porankową Mamę potrafi obudzić nawet szelest otwieranego przez Porankową Panienkę oka, czy niemy krzyk Barnaby - misia do zadań specjalnych, gdy frunie przez pokój w nieznanym sobie kierunku... A może winda się zepsuła i strażacy nie dali rady dojechać na VI piętro (na marginsesie, winda znów nie działa, ale teraz totalnie i kompletnie umarła...)? Ludzie, toż my żyjemy w cywilizowanym kraju (wbrew pozorom). Jeśli się będzie działo coś, co będzie stanowić zagrożenie, z pewnością nas poinformują... I z tą myślą Porankowa Mama udała się spowrotem do łóżka - chciała wrócić do swojego, ale tam tryb osadniczy prowadzi Porankowy Tata, który nie przewiduje obecności koczowników...
Rano okazało się, że palił się śmietnik... Ofiar nie zanotowano.

Klin:
Porankowy Tata zabił dziś na spacerze Porankowej Mamie klina. To znaczy, nie celowo i nie z premedytacją, ale przypadkowo.
Porankowa Mama opowiadała anegdotę z życia profesora Feynmana (kocham fizyków i matematyków, mówiłam już?) i wywiązała się dyskusja nad stylem życia profesora i tym, co sobą reprezentuje (właściwie reprezentował, bo już nie żyje). Od słowa do słowa, Porankowy Tata doszedł do wniosku, że profesor Feynman to przykład profesora, który jest profesorem w umyśle, a nie na pokaz. No i tym jednym stwierdzeniem zabił Porankowej Mamie klina. Bo czy Porankowa Mama ma kiedykolwiek szansę stać się doktorem nauk humanistycznych, a potem profesorem, nie na pokaz? Porankowa Mama ma teraz doła i się zastanawia...

---
A Porankowa Panienka, biorąc przykład z matki, rozpoczęła koczowniczy tryb drzemania dziennego i kolejny dzień z rzędu śpi na dużym tapczanie w swoim pokoju - obudziła się w łóżeczku, rozwrzeszczała, została przeniesiona na tapczan celem dokarmienia i zasnęła, a jak tylko ją się ruszy to się budzi i płacze znów, więc została tam, gdzie zasnęła... I potrafi tak przespać nawet 3 godziny...

24 czerwca 2007

wieści z frontów

Przeżyliśmy! Weekend był ciężki, ale...
Porankowa Mama wyrobiła i w sobotę ok. 18:00 w pocie czoła wdrapała się na V poziom (od czasu przyjazdu komisji akredytacyjnej piętra na Uczelni zamieniono na poziomy i wyszło na to, że Porankowa Mama pracuje na poziomie V, mimo że to piętro III...) i wręczyła tam swojej Pani Promotor rozdział metodologiczny, z którego nie jest zadowolona, ale co zrobić. Przy okazji ogłaszam, że pierwsze starcie w wojnie o niepodległość rozczochrania ma właśnie miejsce - Porankowa Mama przeprowadziła "atak" i teraz czeka na odpowiedź swojej Pani Promotor...
Porankowy Tata przeżył weekend sam na sam z córką (jako że w piątek wieczorem był na rybach i przez to Porankowa Mama nie mogła nanosić poprawek na pracę, w sobotę miał "za karę" przymusowy dyżur jako baby-sitter - mimo wolnego weekendu; w niedzielę natomiast, Porankowa Mama od 8:00 miała zajęcia ze studentami, więc dyżur Porankowego Taty był z góry oczywisty).
Porankowa Panienka przeżyła weekend sam na sam z tatą...
Porankowa Mama przeżyła zajęcia od 8:00 w niedzielę, choć nie obyło się bez "jaj": w drodze do pracy fiknęła koziołka na ruchomej płytce chodnikowej i pozdzierała sobie skórę z nadgarstków - prowadziła zatem zajęcia lekko poszkodowana; do tego, studenci nie zostali poinformowani, że mają zajecia do 13:00, więc po 11:10 na zajęciach nie stawiła się ani jedna osoba, ale za to chyba są zauroczeni Porankową Mamą, która z zajęć wyszła mokra jak po zajęciach W-F -na marginesie, już czuję, że moje gardło jutro nie wydobędzie z siebie ani jednego dźwięku... a na kursie emisji głosu byłam, i co mi to dało?. (Wiem, że się powtarzam pisząc wciąż o "zajęciach", ale jakoś tak wyszło i nie chce mi się zmieniać...)
Porankowa Mama i Porankowa Panienka chyba przeżyją fakt, że Porankowy Tata właśnie przebywa ze Starszym Bratem nad rzeką i łowią ryby - co z tego, że jest ciemno i chyba nad rzeką jest masa komarów??? Komu to przeszkadza??? (Całe szczęście, że Porankowa Panienka już zasnęła...). Mamy nadzieję, że Porankowy Tata wróci z "rybów" cały i zdrowy!

A że wczoraj był Dzień Ojca to spóźnione wszystkiego naj naj Tatusiom aktualnym i przyszłym!
I na deserek, nie mogę oprzeć się pokusie, wklejamy link do reklamy z okazji Dnia Ojca... Śmieszna! Gratulujemy pomysłodawcom!

p.s. z odezwy do wiercących sąsiadów nici, bo porankowi rodzice mieli różne zdania na temat jej wywieszenia i Porankowa Mama skapitulowała po kilku godzinach... No comment!

22 czerwca 2007

odezwa

Porankowa Mama, jak tylko Porankowy Tata wróci z wyprawy na ryby ze Starszym Bratem, zamierza wywiesić w gablocie informacyjnej w bloku odezwę następującej treści:

Uprzejmie prosimy sąsiadów (nie wiemy, niestety, których),
którym "zdarza się" prowadzić prace remontowe przy użyciu wiertarki po godzinie 20:00,
by wzięli pod uwagę fakt,
że na VI piętrze mieszka 5-miesięczne niemowlę, które o godzinie 20:00 układane jest do snu
i bądź zaprzestali prac w porze wieczornej (opcja preferowana),
bądź uprzedzali nas o tym fakcie z wyprzedzeniem,
tak, by wysiłki skierowane na uśpienie dziecka nie szły na marne.
Z góry dziękujemy i pozdrawiamy!
xxx

Przed chwilą myślałam, że mnie szlag jasny trafi! Porankowa Panienka zamykała już oczy, słodko składała rączki aż tu nagle, jak totalny kataklizm, w pokoju rozległ się tragicznie warczący dźwięk wiertarki udarowej... Gdyby nie fakt, że jestem z nią sama w domu, to bym już dawno posżła zaprosić sąsiadów "na kawę". A tak wywieszę odezwę - niech się sąsiedzi uczą, jak rozwiązywać problemy w sposób cywilizowany (a nie waląc do drzwi i strasząc kolegium i grzywną...).

19 czerwca 2007

polowanie

Zainspirowana dyskusją w komentarzach, Porankowa Mama miała pisać o "Modzie na Sukces", ale że wczoraj dzień był rewelacyjnie wysoko-obrotowy, dywagacje serialowe idą chwilowo na boczny tor.

Porankowa Mama wraz ze Znajomą od Chińczyków upolowały wczoraj zwierza, jakim był Profesor Filozof (z całym szacunkiem dla osoby Profesora, bo jest to szalenie miły człowiek - pozdrawiamy Pana Profesora!). Polowanie, jak to polowanie, musiało być trudne...
Koło 9:00 myśliwe znalazły się na terenie łowieckim (czyt: kampus uniwersytecki), naładowały akumulatory (czyt: udały się na kawę) i punkt 10:00 przedarły się przez tłum rozwścieczonych studentów, by stawić się pod drzwiami Profesora Filozofa. [dygresja: jak się zaczyna sesja to dopiero widać, ilu studentów studiuje na danym wydziale - a wykładowcy są zaszokowani, ilu studentów uczą...]. Stojąc pod drzwiami, myśliwe ujęły rzecz filozoficznie i po dyskusji ze względnie uprzejmą panią sekretarką doszły do wniosku, że godzina dyżuru nigdy nie jest godziną dyżuru i należy przyjąć istnienie innego wymiaru czasowego dla Profesora... Wyczerpane pierwszym podejściem udały się zatem na kolejną kawę poprzedzając wyjście wizytą w dziekanacie studiów zaocznych, gdzie Porankowa Mama dowiedziała się, że protokoły zaliczeniowe do jej przedmiotu zostały już pobrane przez koleżankę z Zakładu.
O godzinie 13:00 Porankowa Mama w towarzystwie Znajomej od Chińczyków ponownie przedarły się przez tłum jeszcze bardziej rozwścieczonych studentów i zaczęły okupację ściśle strzeżonego obszaru łownego - zwierz był bowiem w swoim pokoju. Okupacja okazała się być genialnym posunięciem, choć nie obyło się bez walki. Otóż, teren łowny składa się z dwóch obszarów: obszaru dostępnego dla ogółu oraz obszaru ściśle strzeżonego, dostępnego dla wybranych. Obszary te są rozgraniczone wielkimi szklanymi drzwiami, a przejścia strzeże wspomniana względnie miła pani sekretarka.
Myśliwe uznały, że jako doktorantki mają specjalne przywileje i nie muszą uczestniczyć w walce o prawo do ostatniego oddechu świeżym powietrzem, jaka miała miejsce na korytarzu, czyli obszarze ogólnodostępnym, gdzie kłębiły się tłumy studentów, którzy rozpoczęli kampanię wakacyjną. Przekroczyły zatem granicę szklanych drzwi i z radością klapnęły na fotelach i podjęły grzecznościowe rozmowy z obecnymi tam Profesorami. Przez szklane drzwi czuły jednak spojrzenia rozwścieczonego tłumu. Nagle, granicę szklanych drzwi przekroczyła wydelegowana przez tłum studentka i walnęła z grubej rury coś w stylu: Jeśli wy też czekacie tutaj to tam jest kolejka. Znajoma od Chińczyków odrzuciła piłeczkę zdawkowo odpowiadając, że kolejka nie obowiązuje doktorantów. Nastąpiła wymiana ostrych spojrzeń i delegatka się wycofała.
Minęło z dobre pół godziny i zwierz otworzył drzwi... Myśliwe wykorzystały moment jego nieuwagi i upolowały zwierza, który z radosnym uśmiechem złożył swój magiczny podpis na kartach zaliczeniowych. Następnie wymieniono kilka sympatycznych uwag (także o Porankowej Panience), Znajoma od Chińczyków uzyskała garść informacji, które chciała zdobyć i ogólnie było szalenie cukierkowo.
Opuszczając teren strzeżony, Porankowa Mama modliła się, by rozwścieczony tłum nie postanowił odreagować na niej swoich emocji - udało się przejść bez większego uszczerbku na zdrowiu i psychice. Polowanie nie obyło się jednak bez strat: w drodze powrotnej z polowania Porankowa Mama zgubiła bowiem swój telefon komórkowy... Szczęśliwie się jednak złożyło, że zgubiła go w samochodzie Znajomej od Chińczyków. Póki co zatem, kontakt via komórka jest niemożliwy do czasu, gdy zguba nie zostanie odebrana.


* uprzedzając pytania: Porankowa Panienka na czas polowania Porankowej Mamy została pod opieką Porankowego Taty i jak zwykle byłą super grzeczna, bo Porankowy Tata nie tylko zrobił pranie, ale też wysprzątał pokój i przygotował super pyszny obiad.
** Jak donosi informator w komentarzach, Paul Potts wygrał program "Britain's got talent".

podziękowanie

Niniejszym Porankowa Mama pragnie wyrazić oficjalne podziękowania dla
Znajomej od Chińczyków oraz jej Męża, a także dla rodzonego brata
za pełne zaangażowanie w odzyskanie przez nią telefonu komórkowego.
Telefon szczęśliwie wrócił do właścicielki.
Pomyślę nad nagrodą!

17 czerwca 2007

aktualizacje

Jako że porankowe newsy budzą żywe zainteresowanie czytelników, dziś mała aktualizacja danych:

  • porankowa winda ożyła i ostatnio bez problemów dowozi ludność na VI piętro - oczywiście, o ile w ogóle jest czynna... Przy czym przynajmniej teraz są tylko dwie opcje: albo jeździ, albo nie, więc świat dzięki temu stał się bardziej przewidywalny.
  • wypracowane przez porankową rodzinę Systemy nieco szwankują. Tajemny System podupadł, gdyż Porankowa Panienka kaprysi jak diabli i trudno się od niej oderwać, a co za tym idzie, trudno przygotować dobre żarcie, czyli humor i atmosfera nieco się psują. SOP zaś nie działa, bo chyba został źle wprowadzony. Póki co Porankowa Mama, mając na celu odgruzowanie pokoju z zalegających papierów, zakopała się w nich totalnie, a ze względu na Porankową Panienkę musiała chwilowo odłożyć porządkowanie. Efekt jest tragiczny, bo zamiast w szafach, papiery walają się po porankowym gabinecie.
  • Porankowa Panienka przestała wyć w wózku - wszystko wskazuje na to, że jest księżniczką na ziarnku grochu. Dostała pod pupę nową pierzynkę, podusię i do kompletu kocyk i od razu zrobiło się spokojniej. Do tego porankowi rodzice bardzo pilnują, by na spacer wychodzić od razu po jedzeniu, żeby przypadkiem jakaś mini Głodzilla nie psuła atmosfery spracerowej.
  • przeszukiwanie zasobów YouTube w celach leczniczych zaowocowało odnalezieniem pierwszego teledysku, który Porankowa Mama kojarzy z czasów szkolnych. Mówi komuś coś jeszcze akronim NKOTB? Odpowiedź tutaj! Ponadto, dzięki YouTube Porankowa Mama uzupełniła wiedzę o życiu bohaterów serialu łączącego pokolenia, czyli Mody na Sukces (nagroda dla tego, kto bezbłędnie i przejrzyście rozpisze drzewo genealogiczne rodziny Forresterów).
  • skoro o YouTube mowa, wieść niesie, że Paul Potts dotarł do finału Britain's got talent. W półfinałach wykonał "Time to say goodbye". Panie Potts, it's not time to say goodbye yet!
  • pozostając w obszarze uniwersytetu: Porankowa Mama wraz ze Znajomą od Chińczyków udają się jutro na polowanie na Profesora Filozofa, a konkretnie na zaliczenie z jego podpisem. Profesorze, jeśli Profesor to czyta, to uprzejmie przypominam, że Profesor ma jutro dyżur! A ja spełniłam warunki uprawniające do otrzymania wpisu: pamięta Profesor prezentację ze zdjęciami m. in. prof. Baumana i prof. Levinas'a? To była moja prezentacja!

Z newsów to tyle. A, może dodać jeszcze należy, że gdy opiekuje się nią Porankowa Mama, Porankowa Panienka niewiele sypia, skutecznie utrudniając tym samym wykonanie jakichkolwiek prac domowych. Aktualnie leży na macie edukacyjnej i marudzi, bo z tej perspektywy świat jej się nie podoba. Perspektywa bujaczkowo-leżaczkowa też nie została zaakceptowana, podobnie jak perspektywa łóżeczkowa, tapczanowa i wiele innych...

14 czerwca 2007

powrót do przeszłości

Odkąd Porankowa Mama wróciła do pracy, porankowa rodzina żyje na wariackich papierach. Na dodatek, Porankowa Panienka postanowiła przełączyć się na tryb funkcjonowania dojrzałego niemowlaka i ambitnie odmawia uczestniczenia w więcej niż jednej drzemce w ciągu dnia. Dzięki Bogu, drzemka ta, odbywająca się zazwyczaj koło południa, potrafi trwać nawet ze trzy godziny, co pozwala złapać chwilę oddechu (a następnie wykorzystać ten czas na masę prac domowych). Niestety, złośliwość losu sprawia, że od kilku dni pora drzemki przypada w udziale wyłącznie Porankowemu Tacie... Porankowa Mama żyje więc na wysokich obrotach od godziny 5:30 do 21:00... Ale za to o 21:00...

... totalnie wyczerpana fizycznie i psychicznie Porankowa Mama, nierzadko nie mając siły już na nic, zasiada przed komputerem i odkrywa zasoby internetowe - żeby nie było: poszukiwania zawsze zaczynają się od stron poświęconych zagadnieniom potrzebnym Porankowej Mamie do pracy. Jak to jednak bywa, trafia czasem na strony, które utwierdzają ją w przekonaniu, że w sieci znaleźć można absolutnie wszystko, nawet wspomnienia z przeszłości...
I tak, wczoraj Porankowa Mama, dzięki uprzejmości Szwagra Młodszego, odkryła stronę Joe Monster. Wieczorem, idąc tropem linków, trafiła na stronę YouTube i rewelacyjny film prezentujący fragment programu "Britain's got talent" z występem Paula Potts'a (rewelacja!). Ciąg skojarzeń przeniósł ją na podstrony z teledyskami Sarah Brightman, gdzie...
...gdzie jak gwiazdka z nieba pojawił się długo niesłyszany i niewidziany Michael Ball z przecudnym teledyskiem do piosenki "Love changes everything", co wprowadziło Porankową Mamę w stan totalnego zauroczenia. Euforia tak podniosła ją na duchu, że postanowiła dokopać się do teledysków z ukochanych filmów sprzed lat - filmów, które darzy ogromnym sentymentem, które w wypożyczalni są nie do dostania, a telewizja w większości w ogóle o nich zapomniała. Oto, do czego się dokopała i co gorąco poleca tym, którzy kochają wytwory muzyczno-filmowe lat 80 i początku 90:

"Ognie świętego Elma" - 1985, reż. Joel Schumacher, genialna obsada!
"The breakfast club" - 1985, reż. John Hughes
"Footloose" - 1984, reż. Herbert Ross
"Flashdance" - 1983, reż. Adrian Lyne
"Fame" - 1980, reż. Alan Parker (w wersji pełnometrażowej często emitowany na TCM, ale Porankowa Mama wolała wersję serialową)
no i słynne, wszechobecne "Dirty Dancing" - 1987, reż. Emile Ardolino (ciekawe, kiedy ten film obejmie cenzura...)

David Bowie "Young Americans" - Porankowa Mama totalnie nie pamięta, w jakim filmie wykorzystano tę piosenkę, ale ciągle chodziła jej po głowie (pamięta tylko, że był to serial tv, który leciał wieczorami a akcja toczyła się w Waszyngtonie...)

Powrót do przeszłości naładował akumulatory Porankowej Mamy, która odtąd zamierza przeszukiwać zasoby muzyczne YouTube w celach wybitnie leczniczych! Przedtem jednak musi odkurzyć w pamięci, które piosenki i którzy wykonawcy zasługują na przywrócenie do łask.
A jak już znajdzie, czego szuka, nadejdzie czas, by pokazać to wszystko Porankowej Panience. Niech dziewczyna od początku wzrasta w odpowiednich klimatach muzycznych!

11 czerwca 2007

weekend z bankiem w tle

Porankowa rodzina miała w perspektywie miły weekend - Porankowy Tata (po całym tygodniu nieobecności w domu za dnia) wreszcie miał wolne, Porankowa Mama miała relatywnie dobry humor zważywaszy na to, że przeżyła pierwszy tydzień w pracy, a synoptycy zapowiadali ładną pogodę. I rzeczywiscie, w sobotę od rana cudnie świeciło słońce, porankowa rodzina zjadła wspólne śniadanie, Porankowa Panienka zasnęła, co pozwoliło Porankowej Mamie z radością zabrać się za odkurzanie "porankowego salonu". Normalnie sielanka.
Podczas gdy Porankowa Mama ścierała kurze, Porankowy Tata zasiadł przed komputerem chcąc uregulować rachunki. Zazwyczaj zajmuje mu to chwilkę (ach, bankowość internetowa!), po czym kolejną chwilkę obmyśla głośno biznesplan, który ma w danym miesiącu służyć powiązaniu końca z końcem. Tym razem jednak płacenie rachunków nie poszło zgodnie z planem, bowiem Porankowy Tata nie znalazł na koncie pieniędzy, które wpłacił do banku dzień wcześniej... Konto złowrogo świeciło pustką...
Porankowa Mama postanowiła nie dopuścić do zepsucia sielankowej atmosfery i próbowała znaleźć racjonalne wyjaśnienie dla zainstniałej sytuacji - pieniądze były wpłacane w piątek popołudniu więc może jeszcze nie wpłynęły?; w piątek było bardzo gorąco więc może coś nie zadziałało w systemie?; może bank potrzebował pieniędzy i przez weekend zaksięgował sobie porankowe dochody na swoim koncie chcąc zyskać jakiś procent? może... może Porankowemu Tacie tylko się przyśniło, że wpłacał pieniądze do banku? Dla pewności, postanowiono znaleźć potwierdzenie dokonania transakcji.
Porankowy Tata szukał i szukał, i szukał, i szukał... i nie znalazł. Wtem go olśniło - może potwierdzenie jest jednak w kieszeni spodni, które właśnie się piorą? Wprawdzie sprawdzał kieszenie przed włożeniem spodni do pralki, ale zawsze... Jak na złość, olśnienie było słuszne. Porankowa rodzina zgromadziła się zatem nad przemoczonym kawałkiem papieru i Porankowy Tata rozpoczął operację o kryptonimie "Spokój wewnętrzny". Im jednak bardziej rozkładał przemoczony dokument, tym bardziej spokoju nie znajdywał. Na potwierdzeniu dokonania transakcji kwota się wprawdzie zgadzała, lecz wszystko wskazywało na to, że pieniądze otrzymała jakaś pani X w miejscowości G. Tak, perspektywa miłego weekendu rozmyła się.
Porankowy Tata odtworzył w myślach to, co działo się w banku, gdy wpłacał pieniądze: jak zawsze podał kartę z numerem identyfikacyjnym klienta, jak zawsze wydał dyspozycję wpłacenia danej kwoty na konto, jak zawsze pani w okienku zapytała, na które konto ma wpłacić - stop: pani w okienku nie zapytała?! Czyli nie wpłacała pieniędzy na porankowe konto? Porankowej rodzinie zrobiło się gorąco. Porankowy Tata złapał za telefon i zadzwonił do biura obsługi klienta. Przedstawił sprawę i usłyszał w odpowiedzi, że będzie można działać dopiero w poniedziałek... Perspektywa miłego weekendu w tym momencie totalnie legła w gruzach - dwa dni myślenia, czy pieniądze wrócą po dobroci, czy trzeba będzie je odbierać siłą?
Dziś rano Porankowy Tata uzbrojony w bezzębne dziąsła córki (z ich właścicelką w wózku, oczywiście) oraz odzyskane potwierdzenie dokonania transakcji (pięknie sklejone strzępki zamoczonego dokumentu) udał się do banku, gdzie na szczęście trafił na tą samą panią w okienku, która błyskawicznie i bez mrugnięcia okiem naprawiła swój błąd. Pieniądze wróciły (a raczej dopiero trafiły) na porankowe konto, pani X z miejscowości G. zostanie poinformowana o tym, że na jej koncie zostały źle zaksięgowane porankowe dochody (biedaczka się zmartwi jeśli odkryła w weekend, że wpłynęła jej gotówka z nieba) i wszyscy są szczęśliwi. Szczęście kosztem bezstresowego weekendu...
A ponieważ sprawa się szczęśliwie rozwiązała, można o niej ze spokojem napisać, co niniejszym czynimy.
Oby takich weekendów więcej nie było!

8 czerwca 2007

perełka dla duszy

Porządkując stare papiery można czasem natrafić na prawdziwą perełkę. Dzisiaj więc strawa dla duszy: perełka z segregatora Porankowej Mamy. Oto ona:

Przesłanie Matki Teresy
Życie jest okazją, skorzystaj z niej.
Życie jest pięknem, podziwiaj je.
Życie jest rozkoszą, zakosztuj jej.
Życie jest marzeniem, spełnij je.
Życie jest wyzwaniem, staw mu czoło.
Życie to obowiązek, spełnij go.
Życie jest grą, prowadź ją.
Życie jest skarbem, troszcz się o niego.
Życie jest bogactwem, strzeż go.
Życie jest miłością, raduj się nią.
Życie jest tajemnicą, poznaj ją.
Życie to obietnica, wypełnij ją.
Życie jest smutkiem, pokonaj go.
Życie jest pieśnią, śpiewaj ją.
Życie jest walką, podejmij ją.
Życie jest tragedią, nabierz sił.
Życie jest przygodą, nie cofaj się.
Życie jest życiem, ocal je!
Życie jest szansą, skorzystaj z niej.
Życie jest zbyt cenne, nie niszcz go.

Szostkiewicz A., Wierz i wątp, Polityka - nr 1 (2382) z dnia 04-01-2003; s. 46,

1 czerwca 2007

politycznie z przymrużeniem oka

Niniejszy post zostaje zamieszczony w trybie nadzwyczajnym (mimo że jeden post już dziś Porankowa Mam skleciła), gdyż jego treść wymaga zakotwiczenia w aktualnych wydarzeniach społecznych i może ulec przedawnieniu, co spowodowałoby, że nie będzie już miała sensu.

Niniejszym oświadczam zarazem, że treść postu prezentuje wyłącznie indywidualnie opinie piszących (ze szczególnym uwzględnieniem ich poczucia humoru!!!) i nie ma na celu propagandy (anty)politycznej, choć jej związkowi z polityką zaprzeczyć nie można.

Blog, jak każdy blog ma swoich wiernych Czytelników. Póki co, porankowa rodzina wie, że porankowe newsy docierają do szerokiego grona znajomych bardziej lub mniej spokrewnionych, przy czym wszystkie osoby czytające są porankowej rodzinie znane (jeśli jest inaczej prosimy o przedstawienie się - będzie nam bardzo miło).
Wczoraj, od jednej z Czytelniczek, porankowa rodzina otrzymała wiadomość następującej treści:

Szanowna Redakcjo! Porankowe newsy czytam od deski do deski - traktuję to jak popołudniową prasówkę i dlatego spieszę donieść (bo to teraz w modzie), że Pani blog może znaleźć się na czarnej liście ze względu na niezgodną z obecną polityką propagandę! Czy Pani sobie zdaje sprawę, że twórczość Brzechwy znajduje się na liście utworów zakazanych, a reklamowanie jej w: aktualnie czytane w porankowym domu jest co najmniej niewłaściwe?! Nie dość, że autor jest żydowskiego pochodzenia, prawdopodobnie donosił, to na dodatek pisał podobające się wszystkim prorocze wersy o Kaczce dziwaczce! Szczerze radzę więc przemyśleć zamieszczanie podobnych newsów! Czytelniczka ;P

Nie zdziwi nikogo fakt, że Porankowa Mama, odczytawszy treść wiadomości, o mało nie zapluła monitora kawą, którą wówczas się delektowała (sąsiadów przepraszamy za głośny rechot, który wydała z siebie, gdy już zdołała kawę przełknąć). Oto, co Czytelniczka otrzymała w odpowiedzi:

Droga Czytelniczko! Porankowa rodzina dziękuje bardzo za wspieranie jej inicjatywy pisaczej oraz za troskę o to, by żyła zgodnie z obowiązującym prawem i sprawiedliwością.
Rozumiemy Pani obawy. Spieszymy jednak wyjaśnić, że na sercu leży nam przede wszystkim dobro Porankowej Panienki, a poczuwając się do odpowiedzialności za jej rozwój intelektualno-kulturalny, jesteśmy skłonni podjąć ryzyko zostania wpisanymi na czarną listę za polityczną propagandę.
Orbitując wokół platformy obywateli żyjących w przekonaniu, iż kraj, w którym żyją, jest krajem ludzi wolnych, nie zamierzamy zmieniać swoich przekonań wychowawczych i pozbawiać dziecka intelektualnej przyjemności z lektury stanowiącej ważny element naszego dziedzictwa kulturowego. O ile nam wiadomo, zasięg władzy [władzy nad kanonem lektur - przyp. aut.] obejmuje wyłącznie szkolnictwo publiczne, a indywidualny wewnątrzrodzinny system wychowania jest systemem niezawisłym. Z poważaniem, Redakcja.
PS. o ile Pani pozwoli, uczynię z Pani listu zaczyn do nowego postu na blogu, gdyż podjęty przez Panią temat jest niezwykle aktualny i ważny.

Nic dodać, nic ująć.
A teraz na poważnie, apeluję do wszystkich czytelników: Kochani! W myśl hasła Cała Polska czyta dzieciom odkurzcie stare, dobre książki i zadbajcie o to, by trafiły do rąk Waszych dzieci i wnuków. Teraz tylko od nas zależy, czy następne pokolenie będzie rozumiało określenia przyprawiać gębę i upupiać, czy będzie znało takie nazwiska jak Dostojewski, Conrad czy Goethe. Na miłość Boską, wykażmy się inteligencją!
A póki żyję, w porankowym domu będzie się czytało Brzechwę i basta!

Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba.

baba na komisariacie

Nie miała baba co robić, więc sobie pozwiedzała komisariaty...

Dziś skoro świt Porankowa Mama wstała, oporządziła Porankową Panienkę, wydała dyspozycje Porankowemu Tacie i uzbrojona w teczkę z dokumentami wyruszyła w kierunku Komendy Miejskiej Policji (niewtajemniczonych odsyłam tutaj)... Droga na Komendę była cudna - w końcu Porankowa Mama od czterech miesięcy nie oglądała miasta tak wczesną porą.
Po 25 minutach jazdy w miarę pustym autobusem, o godzinie 8:00, Porankowa Mama stanęła twarzą w drzwi olbrzymiego, szarego, okratowanego budynku. W środku wspięła się po wysokich schodach, złapała za klamkę wielkich drzwi i... tak została tam, gdzie stała, bo drzwi się nie otworzyły. Rozsunęły się za to drzwi obok, które prowadziły do miejsca oznakownego wielkim napisem: komisariat. Cóż było robić - Porankowa Mama podeszła do lady, za którą stała ciemnowłosa Pani.
- Przepraszam, chciałabym się dostać do Wydziału Przestępczości Gospodarczej. Którędy mam iść? - zagaiła Porankowa Mama.
- A wezwanie Pani ma? - spojrzałą spode łba pani zza lady.
- Nie mam, bo mnie nikt nie wzywał. Przychodzę do Państwa zgłosić przekręt pewnej firmy - wytłumaczyła skonsternowana Porankowa Mama i przedstawiła sprawę.
- A kto Panią tu przysłał? - zapytała pani zza lady. - To jest Komenda Miejska, a Pani ma swoją Komendę Dzielnicową.
- Ale ja przyszłam do Wydziału Przstępczości Gospodarczej.
- W dzielnicowej Komendzie jest dzielnicowy Wydział Przestępczości Gospodarczej.
- Czyli tutaj nic nie załatwię?
- Niestety, nie. Chyba, że ma Pani wezwanie.
No a że Porankowa Mama wezwania nie miała, to nie miała czego szukać w Komendzie Miejskiej. Klnąc pod nosem podreptała zatem na przystanek tramwajowy, kupiła bilety, poczekała na tramawaj, wsiadła, przejechała pół miasta i wysiadła pod Komendą Dzielnicową.
- Dzień dobry, czy znajduje się u Państwa Wydział Przestępczości Gospodarczej? - zapytała Porankowa Mama miłego pana stojącego za ladą pod wielkim szyldem z napisem: komisariat.
- Ależ owszem, a w jakiej sprawie, jeśli wolno spytać? - zapytał pan zza lady.
- Ano w takiej, że chcę złożyć skargę, a może nawet zawiadomienie o przestępstwie - wyjaśniła Porankowa Mama i zauważyła, że pan zza lady wyraźnie się ożywił. Wyłożyła więc kwestię, by pan poczuł się potrzebny.
- A Pani już u nas z tym nie była? - zapytał pan zza lady. Porankowa Mama, czując, co się święci, postanowiła udać głupią i stanowczo zaprzeczyła. - No, z pewnością ktoś w tej sprawie tutaj był - odrzekł pan zza lady.
- Widocznie sprawa głośna. To co, da się coś z tym zrobić? - zapytała tym razem Porankowa Mama.
- No, nie da się. Chyba, że Pani ustali, gdzie ten pan przebywa i go zatrzyma.
- Sugeruje Pan, że skoro Wam się to nie udaje to ja sama ustalę, gdzie przebywa Pan X? Mam zapakować czteromiesięczne dziecko w wózek i pokrążyć po mieście i czekać aż się napatoczy, choć wątpię, bo się zapadł pod ziemię i się ukrywa - wybuchła Porankowa Mama.
- Nie da się nic innego zrobić. Mamy zgłoszenie to musimy sprawdzać. Muszą Państwo to przeczekać.
- Na miłość boską, Teletubisie to się w Polsce ściga, a sprawą przestępcy to nikt nie raczy się zająć na poważnie - skwitowała Porankowa Mama. Po krótkiej wymianie zdań Porankowa Mama odeszła z kwitkiem także z tego Komisariatu.
Plan porankowej rodziny jest teraz taki: napisane zostanie oświadczenie do Działu Ewidencji Gospodarczej, w którym porankowa rodzina oznajmi Urzędowi Miasta, że pod ich dachem nie działa żadna firma i nie wyrażali zgody na to, żeby takowa się tu rejestrowała; napisana zostanie także skarga do Urzędu Skarbowego, gdyż porankowa rodzina złożyła jakiś czas temu pełne wyjaśnienie w sprawie pana X, Urząd skserował akt notarialny i przyjął oświadczenie, że takowy nie mieszka pod wskazanym adresem, a porankowa rodzina nie ma pojęcia, gdzie on jest, a mimo to Urząd nadal szuka pana X w ich domu i jeszcze śmie niepokoić rodzinę komornikiem. Porankowa rodzina rozważa także napisanie skargi do Komendanta Policji, choć zdaje sobie sprawę, że to wina systemu a nie policjantów, choć mogliby mieć większy porządek w papierach i skoro raz zapisali sobie, że pan X nie ma związku z porankową rodziną to mogliby już o to nie pytać po raz tysięczny i nie przysyłać brygady interwencyjnej. Ech... I co z tym fantem zrobić?

(a canelloni z wczoraj byłoby smaczne, gdyby nie ten cholerny makaron, który się kleił do zębów... Popołudnie bez dobrego żarcia i system lekko zaszwankował, ale jakoś się podnieśliśmy, bo na kolację był domowe hot-dogi, a dziś od rana dobre wieści - gratulujemy Hetman-Dziadowi z Łazarza! - więc nie jest źle.)

Daisypath Christmas tickers