11 czerwca 2007

weekend z bankiem w tle

Porankowa rodzina miała w perspektywie miły weekend - Porankowy Tata (po całym tygodniu nieobecności w domu za dnia) wreszcie miał wolne, Porankowa Mama miała relatywnie dobry humor zważywaszy na to, że przeżyła pierwszy tydzień w pracy, a synoptycy zapowiadali ładną pogodę. I rzeczywiscie, w sobotę od rana cudnie świeciło słońce, porankowa rodzina zjadła wspólne śniadanie, Porankowa Panienka zasnęła, co pozwoliło Porankowej Mamie z radością zabrać się za odkurzanie "porankowego salonu". Normalnie sielanka.
Podczas gdy Porankowa Mama ścierała kurze, Porankowy Tata zasiadł przed komputerem chcąc uregulować rachunki. Zazwyczaj zajmuje mu to chwilkę (ach, bankowość internetowa!), po czym kolejną chwilkę obmyśla głośno biznesplan, który ma w danym miesiącu służyć powiązaniu końca z końcem. Tym razem jednak płacenie rachunków nie poszło zgodnie z planem, bowiem Porankowy Tata nie znalazł na koncie pieniędzy, które wpłacił do banku dzień wcześniej... Konto złowrogo świeciło pustką...
Porankowa Mama postanowiła nie dopuścić do zepsucia sielankowej atmosfery i próbowała znaleźć racjonalne wyjaśnienie dla zainstniałej sytuacji - pieniądze były wpłacane w piątek popołudniu więc może jeszcze nie wpłynęły?; w piątek było bardzo gorąco więc może coś nie zadziałało w systemie?; może bank potrzebował pieniędzy i przez weekend zaksięgował sobie porankowe dochody na swoim koncie chcąc zyskać jakiś procent? może... może Porankowemu Tacie tylko się przyśniło, że wpłacał pieniądze do banku? Dla pewności, postanowiono znaleźć potwierdzenie dokonania transakcji.
Porankowy Tata szukał i szukał, i szukał, i szukał... i nie znalazł. Wtem go olśniło - może potwierdzenie jest jednak w kieszeni spodni, które właśnie się piorą? Wprawdzie sprawdzał kieszenie przed włożeniem spodni do pralki, ale zawsze... Jak na złość, olśnienie było słuszne. Porankowa rodzina zgromadziła się zatem nad przemoczonym kawałkiem papieru i Porankowy Tata rozpoczął operację o kryptonimie "Spokój wewnętrzny". Im jednak bardziej rozkładał przemoczony dokument, tym bardziej spokoju nie znajdywał. Na potwierdzeniu dokonania transakcji kwota się wprawdzie zgadzała, lecz wszystko wskazywało na to, że pieniądze otrzymała jakaś pani X w miejscowości G. Tak, perspektywa miłego weekendu rozmyła się.
Porankowy Tata odtworzył w myślach to, co działo się w banku, gdy wpłacał pieniądze: jak zawsze podał kartę z numerem identyfikacyjnym klienta, jak zawsze wydał dyspozycję wpłacenia danej kwoty na konto, jak zawsze pani w okienku zapytała, na które konto ma wpłacić - stop: pani w okienku nie zapytała?! Czyli nie wpłacała pieniędzy na porankowe konto? Porankowej rodzinie zrobiło się gorąco. Porankowy Tata złapał za telefon i zadzwonił do biura obsługi klienta. Przedstawił sprawę i usłyszał w odpowiedzi, że będzie można działać dopiero w poniedziałek... Perspektywa miłego weekendu w tym momencie totalnie legła w gruzach - dwa dni myślenia, czy pieniądze wrócą po dobroci, czy trzeba będzie je odbierać siłą?
Dziś rano Porankowy Tata uzbrojony w bezzębne dziąsła córki (z ich właścicelką w wózku, oczywiście) oraz odzyskane potwierdzenie dokonania transakcji (pięknie sklejone strzępki zamoczonego dokumentu) udał się do banku, gdzie na szczęście trafił na tą samą panią w okienku, która błyskawicznie i bez mrugnięcia okiem naprawiła swój błąd. Pieniądze wróciły (a raczej dopiero trafiły) na porankowe konto, pani X z miejscowości G. zostanie poinformowana o tym, że na jej koncie zostały źle zaksięgowane porankowe dochody (biedaczka się zmartwi jeśli odkryła w weekend, że wpłynęła jej gotówka z nieba) i wszyscy są szczęśliwi. Szczęście kosztem bezstresowego weekendu...
A ponieważ sprawa się szczęśliwie rozwiązała, można o niej ze spokojem napisać, co niniejszym czynimy.
Oby takich weekendów więcej nie było!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daisypath Christmas tickers