28 czerwca 2007

pożar i klin

Pożar:
Porankowa Mama, odkąd Porankowa Panienka wyeksmitowała się do własnego pokoju, prowadzi koczowniczy tryb życia nocnego krążąc między dwoma pokojami i podsypiając w dwóch różnych łóżkach. Zapomnijmy chwilowo o drobnej kwestii, jaką jest wysypianie się... Wędrówki nocne obfitują w wiele odkryć. Przykładowo, Porankowa Mama odkryła, że koło 5:00 pod drzwiamu Biedronki pojawia się wielki dostawczy wóz, który robi masę hałasu.
Wczoraj w nocy, Porankową Mamę wyrwał z drzemki w pokoju Porankowej Panienki łomot zamykanych drzwi. Standardzik, bowiem Pani Staffordowa codziennie koło 5:15 informuje w ten sposób sąsiadów, że chamstwem jest, że oni śpią, gdy ona musi iść do pracy. W łomocie tym nie byłoby więc nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Porankowa Mama na zegarku dojrzała godzinę 3:30 a nie 5:15... Cóż, zegarki lubią się psuć. Nie byłoby zatem nic dziwnego w tej różnicy, gdyby nie fakt, że za oknem nadal było nieprzyjemnie szaro. No, ale szarość poranka może zwiastować paskudną pogodę... Nie byłoby zatem nic dziwnego, że jest szaro o 5:15, gdyby nie fakt, że pozostałe zegarki w domu także wskazywały 3:30, a okna mieszkań na całej ulicy były pogrążone w ciemności, na ulicach był pustki, a pod Biedronką nic nie stało... Coś tu nie grało...
Porankowa Mama zaczęła się zastanawiać, o co biega, gdy jej nos wyczuł smrodliwą woń. Podążyłą zatem za smrodem i dotarła do "gabinetu" (tak, porankowa rodzina ma "gabinet", co jest kwestią totalnie niezrozumiałą dla postronnych wychowanych według najnowszych standardów, bowiem obecnie w modzie jest posiadanie sypialni a nie gabinetu, a porankowa rodzina - mając na stanie posiadania trzy pokoje, czyli mogąc teoretycznie pozwolić sobie na luksus posiadania sypialni - wybrała opcję gabinet + salon wielofunkcyjny + pokój dziecięcy; ale cóż, powiedzmy szczerze, porankowa rodzina zawsze wyróżniała się tym, że ma w poważaniu współczesne "standardy" funkcjonowania). Dotarłwszy do "gabinetu" z przerażeniem odkryła, że woń się nasila, a komputer jest włączony - rzuciła się zatem i w wyuczonym odruchu wyciągnęła wszelakie wtyczki z gniazdek i dokonała wstępnej weryfikacji stanu zagrożenia. Anioł Stróż czuwał nad nią i danymi w komputerze... Okazało się jednak, że to nie komputer był źródłem smordliwej woni... Spojrzała za okno...
... i jedyne co zobaczyła to chmura czarnego dymu. Wychyliła się przez balkon i ujrzała gromadę ludzi oraz błyskające światełka straży pożarnej. Pożar! Tak, tylko gdzie? W bloku? Porankowa Mama zaczęła błyskawicznie analizować: gdyby coś poważnego się działo, sąsiedzi by przyszli poinformować, ale z drugiej strony, sąsiedzi w porankowym bloku są nieprzewidywalni... A może sąsiadka poinformwała ich łomotem zamykanych drzwi? Gdyby coś poważnego się działo to przecież strażacy by zaczęłi ewakuację - możliwe, że porankowa rodzina nie słyszała walenia do drzwi? Nie, przecież Porankową Mamę potrafi obudzić nawet szelest otwieranego przez Porankową Panienkę oka, czy niemy krzyk Barnaby - misia do zadań specjalnych, gdy frunie przez pokój w nieznanym sobie kierunku... A może winda się zepsuła i strażacy nie dali rady dojechać na VI piętro (na marginsesie, winda znów nie działa, ale teraz totalnie i kompletnie umarła...)? Ludzie, toż my żyjemy w cywilizowanym kraju (wbrew pozorom). Jeśli się będzie działo coś, co będzie stanowić zagrożenie, z pewnością nas poinformują... I z tą myślą Porankowa Mama udała się spowrotem do łóżka - chciała wrócić do swojego, ale tam tryb osadniczy prowadzi Porankowy Tata, który nie przewiduje obecności koczowników...
Rano okazało się, że palił się śmietnik... Ofiar nie zanotowano.

Klin:
Porankowy Tata zabił dziś na spacerze Porankowej Mamie klina. To znaczy, nie celowo i nie z premedytacją, ale przypadkowo.
Porankowa Mama opowiadała anegdotę z życia profesora Feynmana (kocham fizyków i matematyków, mówiłam już?) i wywiązała się dyskusja nad stylem życia profesora i tym, co sobą reprezentuje (właściwie reprezentował, bo już nie żyje). Od słowa do słowa, Porankowy Tata doszedł do wniosku, że profesor Feynman to przykład profesora, który jest profesorem w umyśle, a nie na pokaz. No i tym jednym stwierdzeniem zabił Porankowej Mamie klina. Bo czy Porankowa Mama ma kiedykolwiek szansę stać się doktorem nauk humanistycznych, a potem profesorem, nie na pokaz? Porankowa Mama ma teraz doła i się zastanawia...

---
A Porankowa Panienka, biorąc przykład z matki, rozpoczęła koczowniczy tryb drzemania dziennego i kolejny dzień z rzędu śpi na dużym tapczanie w swoim pokoju - obudziła się w łóżeczku, rozwrzeszczała, została przeniesiona na tapczan celem dokarmienia i zasnęła, a jak tylko ją się ruszy to się budzi i płacze znów, więc została tam, gdzie zasnęła... I potrafi tak przespać nawet 3 godziny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daisypath Christmas tickers