31 maja 2010

relacja z podróży

Zdezerterowaliśmy. Rodzinnie, na tydzień. Wybyliśmy świętować rocznicę ślubu, urodziny i dzień dziecka oraz odpocząć od wszystkiego i wszystkich. Dokąd? Voila - zgodnie z obowiązującymi w maju trendami "wybraliśmy" (choć w rzeczywistości dostaliśmy ów wyjazd w prezencie) polskie morze:


Trzeba przyznać, że pogoda nam w miarę dopisała, atrakcji a miejscu było mnóstwo - szczególnie z punktu widzenia dwu- i trzylatka. Przykładowo, takie oto ptactwo nas przywitało na plaży przy kołobrzeskim molo:



A i rejs statkiem był całkiem ciekawy, mimo pochmurnego nieba i chłodu:


Natknęliśmy się też na "okazy", których na próżno szukać w naszym mieście. Pomijam fenomen pawilonu handlowego Bryza, który zachował kształt i asortyment sprzed kilkudziesięciu lat (jeśli ktoś nie był, polecamy! W tym sklepie czas się zatrzymał). Uwagę Porankowych Panien przykuła taka oto lala:


Uśmialiśmy się też z kosztownych goferów. Cóż było robić, zrezygnowaliśmy z brania kredytu na zakup czterech goferów ze śmietaną i owocami w kawiarence na starówce:

Na terenie ośrodka, w którym mieszkaliśmy także było ciekawie - czuliśmy się jak w tropikalnym kurorcie, bo dookoła fruwały kanarki i papużki faliste...


A droga powrotna... Cóż, także nie szczędziła nam doznań. Zarówno tych pozytywnych (uśmiech pojawił się na twarzy, gdy ujrzeliśmy jedną ze stacji kolejowych w środku Europy):


jak i tych negatywnych, gdy wagon naszego pociągu nagle pękł (sic!) w pobliżu tej oto stacji

i musieliśmy półtorej godziny czekać aż podstawią nowy pociąg z Białogardu, co spowodowało, że do domu zlądowaliśmy po 7 godzinach podróży, koło godziny 22:00, z dziećmi ledwo żywymi, wyjącymi i głodnymi...

Mimo to, porankowa rodzina melduje, że naładowała akumulatory i z uśmiechem na czterech gębach radośnie wita miesiąc czerwiec!


3 maja 2010

scenki majowe

Porankowa Panienka zasypała w sklepie Porankową Mamę pytaniami z serii "a co to jest?". Pechowo, dopytywała tylko o rzeczy wątpliwej jakości i wątpliwej wartości odżywczej, przez co odpowiedzi Porankowej Mamy były mało entuzjastyczne. Po kilku turach wymiany zdań Porankowa Panienka rzuca od niechcenia:
- Mama, ale ty dzisiaj marudna jesteś... Ale nie martw się. I tak cię kocham.

***
Porankowa Panieneczka ćwiczy cierpliwość rodziców brakiem reakcji na hasło: stój. Biegnie więc dziecię radośnie w siną dal kończącą się ulicą, a Porankowej Mamie ciśnienie skacze, bo rzucenie się w pościg musi obejmować równoczesne pilnowanie Porankowej Panienki. Ta z kolei pełna opanowania dochodzi dostojnym krokiem do siostry i rzecze:
- Jak mama woła stój to ty masz stać. Bo na ulicy cię samochód rozjedzie. I umrzesz. I cię schowamy do grobu. A potem ja cię odwiedzać nie będę bo nie będę miała czasu.

***
Wieczorny dialog między Porankowym Tatą a Porankową Panienką (lat 3):
- Ela, czas iść spać. Musicie odpocząć. Jaką modlitwę dziś mówimy? Ojcze nasz?
- Nie, wieczny odpoczynek.


***
podpowiedź do pytania, co przedstawia zdjęcie z poprzedniego postu (nie, to nie są kolorowe chrupki):


Daisypath Christmas tickers