29 września 2007

hmmm...

Internet to takie fajne urządzenie... Ile ciekawych rzeczy można dzięki niemu znaleźć...
Przykładowo, Porankowa Mama znalazła dziś w skrzynce mailowej następujący list:

Idą wybory. Nie da się tego ukryć. Trzeba uratować ten Kraj. Dlatego powstała akcja "Schowaj Babci dowód". Zapoczątkowana dziś na IRC przenosi się do świata "bardziej przyjaznego". Czyli na strony Internetowe i fora. Podaj dalej, to nie jest chain tylko ratowanie tego państwa!

Hmmm... Zabawne... A może jednak nie...

Noc minęła nam wesoło. Porankowa Panienka obudziła się o 22:00 i zaczęła balować... Koło północy zaczęła wyć. Zasnęła szlochając pół godziny później. Porankowi rodzice do 1:15 piekli bułki cebulowe. Jak impreza to na całego, nie?

28 września 2007

Ela nie chce spać

No dobra. Zostaliśmy posądzeni o lenistwo. Podejrzewa się, że nas dopadła jakaś organizacja związana z bezpieczeństwem wewnętrznym bądź też korupcją szeroko rozumianą. Ba, niektórzy nawet wyrażają swe przypuszczenie, że spakowaliśmy manatki i wyjechaliśmy za wielką-małą wodę. Nic bardziej mylnego, kochani. Jesteśmy, żyjemy, mamy się... hmmm, chyba dobrze. I jest nam niezmiernie miło, że Czytelnicy tak się o nas martwią! Toż to tylko niecałe dwa tygodnie ciszy w eterze...

Od ostatniej notki niewiele się zmieniło jeśli idzie o atmosferę porankowego domu - nadal panuje tu dezorganizacja, choć powoli życie zaczyna wracać do normy. No, może doszło do tego totalne zmęczenie spowodowane tym, że Porankowa Panienka przestała sypiać.
Do niedawna dziecię było anielsko przewidywalne (o czym już była mowa): pobudka koło 6:00 rano, koło 9:00 drzemka, potem zabawa, obiadek i dłuższa drzemka koło 13:30, następnie zabawa, spacerek i kąpanie o 20:00. Po kąpieli juniorka odpływała ekspresowo na randkę z Morfeuszem, która trwała ze spokojem do 2:00, gdy budziła się na chwilę, by ponownie odpaść w ramiona boga marzeń sennych, z którym balowała do 6:00. Pięknie, prawda? Cóż, nic nie może wiecznie trwać. W zeszłym tygodniu Elżbieta najwidoczniej posprzeczała się z Morfeuszem, bo po niecałej godzinie snu otworzyła szeroko oczy i uznała, że czas na znalezienie łosia do zabawy. Przebalowała tak do północy (przy okazji archiwum filmów rodzinnych wzbogaciło się o nowy zapis: akcja pod tytułem "Elżbieto, zaśnij wreszcie"). Kolejna noc przebiegła według podobnego scenariusza.
Następnego dnia było jeszcze weselej: Porankowa Panienka postanowiła nie spać w dzień. Wpierw wypadła jej popołudniowa drzemka - w efekcie zasypiała na stojąco przy kąpieli... Kolejno, odmówiła spania przed południem. Jako jednak, że jest mimo wszystko niemowlakiem, który spać musi, porankowi rodzice wzięli ja sposobem i zabrali dziecię na spacer po wyboistej okolicy. Poskutkowało. Dziecię odpadło natychmiast. Ale... Porankowa Panienka ma jakiś radar - jak tylko podjedzie się pod drzwi bloku, otwiera oczy (jak lalka w horrorze - niespodziewanie otwiera szeroko oczęta i gapi się bezmyślnie w przestrzeń...) Wniosek taki, że trzeba z nią jeździć tak długo, aż się nie wyśpi. No i Porankowa Mama od kilku dni krąży z dzieckiem po okolicy. Tubylcy zaczynają ją już rozpoznawać, bo to ta postać, co się snuje 2-3 godziny słaniając się na nogach z powodu nieprzespanej nocy i potem siedzi na ławce podżerając biszkopty i czytając książkę (nomen-omen: "Psychologię stresu" Terelaka). Rozważam zakup termosu z kawą i zabieranie go na te intelektualne spacery...
Efekt powyższego jest taki: w porankowym domu panuje bałagan, bo zachowanie juniorki nie sprzyja wykonywaniu jakichkolwiek prac domowych (dodać jeszcze należy, że dziecię ostatnio upodobało sobie spokojną zabawę tylko wtedy, gdy ktoś obok niej leży na macie - dosłownie: leży, nie bawi się z nią. Ów leżący łoś ma za zadanie w najlepszym wypadku służyć, jako eksponat do badań (co się staniej, jeśli włożę palec w oko? a co, jeśli ugryzę nos? i takie tam podobne...). Zazwyczaj jednak łoś ma tylko leżeć i robić za element wystroju gwarantujący poczucie bezpieczeństwa. Dziś, łoś vel Porankowa Mama chciała przechytrzyć dziecko i sobie poczytać leżąc na macie. Wybrała najmniej kolorową książkę, jak ą miała na półce. Okazało się, że książka ta wielce przypadła młodej do gustu. Z czytania nici). Wracając do bałaganu - panuje bałagan, co nie sprzyja polepszaniu się atmosfery. I nie sprzyja pracy intelektualnej, którą Porankowa Mama musi zacząć wykonywać. Porankowy Tata zresztą też, bo musi ułożyć plan pracy dla swojego zespołu w klinice uwzględniając potrzeby czasowe Porankowej Mamy, a to łatwe nie jest. No a przede wszystkim na owej dezorganizacji cierpi porankowy blog, bo nie ma go kto i kiedy pisać. Miejmy nadzieję, że sytuacja ulegnie zmianie. Dziś, jak widać, udało się wygospodarować chwilę i napisać kilka słów.

17 września 2007

chaotycznie o jesiennej depresji

Żeby nie było, że nas gdzieś wywiało, szybka relacja z wydarzeń porankowych.
Porankowa rodzina jest nieco zdezorganizowana. Porankowy Tata pracuje jak najęty, Porankowa Mama stara się pracować w domu przy komputerze, ale jej nie wychodzi, mimo że weszła w posiadanie notebooka, który miał jej nieco ułatwić pracę pozwalając łączyć ją z opieką nad dzieckiem (notebooka prościej zabrać ze sobą, gdy się gania za pełzającym dzieckiem). Porankowa Panienka zaś radośnie przemierza porankowe 58m kwadratowych i okrywa coraz to nowe elementy godne jej uwagi, jak np. "piwniczkę" z winami... (dziecko wie, co dobre...). Niby wszystko super, a jednak nastroje porankowe są nieco depresyjne. Pewnie pogoda jest temu winna... Chociaż...
W porankowym domu pojawił się wózek, który wprawdzie mieści się do windy i Porankowa Mama stała się wreszcie mobilna i samodzielna, ale... No właśnie. Jest ale. Zamian wózków to jak przesiadka z mercedesa do malucha, czego raczej nie będą w stanie zrozumieć ofiarodawcy owego wózka, którzy pewnie będą zdziwienie faktem, że porankowa rodzina nadal używa starego wózka... "Nowy wózek" traktujemy jako awaryjny pojazd dla Porankowej Mamy, a stary wózek nadal będzie nam służył podczas spacerów rodzinnych, zapewniając komfort jazdy dziecku i rodzicom.
W ogóle z tym nowym wózkiem to przeboje były i są, bo znowu wychodzi na to, że porankowi rodzice jacyś tacy dziwni są, że marudzą, że nie potrafią się zorganizować i nic załatwić (taka jest opinia "postronnych"). I ta myśl dość dołuje Porankową Mamę, która jest typem przejmującym się i nie lubi żyć ze świadomością, że się ją krytykuje za plecami. Ale z drugiej strony, porankowi rodzice wychodzą z założenia, że jeśli im jest dobrze i nie krzywdzą nikogo, to nie mają powodu, by się zmieniać. Tylko te krytyczne uwagi mimo wszystko dźgają...
Do tego, Porankowy Tata (a później Porankowa Mama, która się też wplątała w tą sytuację) miał ostatnio dość dziwne i niezrozumiałe spięcie ze swoim kuzynem, z którym chciał zwyczajnie pogadać przez gadu-gadu po długim okresie nierozmawiania, a się okazało, że owemu kuzynowi za cholerę to nie pasuje. Problem w tym, że zamiast powiedzieć to kulturalnie, zachował się paskudnie (w szczegóły wchodzić nie będziemy) i zablokował zarówno Porankowego Tatę, jak i Porankową Mamę. Notka ta ma zatem służyć temu, by ów kuzyn (jeśli nas czyta, co jest prawdopodobne) wiedział, że nie rozumiemy, o co mu biega, że uważamy, iż zachował się chamsko i mimo, że staramy się go zrozumieć, to i tak jest nam przykro i oczekujemy przeprosin.
Na to wszystko nakłada się fakt, że porankowa rodzina była w piątek świadkiem wypadku. Mężczyzna został potrącony przez samochód. Człowiek żył, jak go wkładano do karetki, ale nadmiar adrenaliny, kwestia udzielania pierwszej pomocy i dzwonienia na 112 (swoją drogą, telefon 112 wymaga pewnego usprawnienia, bo długo trwało, zanim się Porankowa Mama dodzwoniła do pogotowia) spowodowały, że porankowi rodzice lekko się rozkojarzyli.
Dołóżmy do powyższego także stres Porankowej mamy spowodowany koniecznością powrotu do pracy (pierwsze zajęcia z zaocznymi już w niedzielę), zbliżającym się deadlinem oddania Wielkiej Promotorce wyników pilotażu, napisanego artykułu, opracowanego pomysłu na zajęcia fakultatywne i najlepiej także I rozdziału teoretycznego oraz depresją prawie jesienną potęgowaną głupim przejmowaniem się pewnymi w sumie mało ważnymi sprawami rodzinnymi…
Ogólnie totalny miks emocji.
Ech... To nie pogoda winna tylko życie...

11 września 2007

znalazły się...

Porankowy szok tygodnia: przed chwilą znalazły się klucze Porankowej Mamy! To nic, że zamek w drzwiach został wymieniony...
Pytacie pewnie, gdzie się znalazły? Cóż... W kieszeni szlafroka. Ale nie pytajcie, jakim cudem się tam znalazły, bo nie mamy zielonego pojęcia.
Św. Antoni! Jesteś wielki!

10 września 2007

wielkie głupstwo sprzed lat

Porankowa mama znów coś znalazła... Tym razem wpadła na swój zeszyt z wierszami - takimi ulubionymi, co to warto mieć pod ręką i nawet na pamięć się nauczyć.
W zeszycie tym znajdują się dwa wiersze szczególne, bowiem autorstwa Fakira*, który jest, a raczej był, gdyż już nie żyje, dziadkiem Porankowej Mamy, którego ona niestety nie miała przyjemności poznać.
Jeden wiersz szczególnie przypadł Porankowej Mamie do gustu w obliczu aktualnych wydarzeń politycznych. Wiersz nosi tytuł "Wielkie głupstwo".

Wielkie głupstwo

Kiedy się spojrzy wkoło dzisiaj na człowieka
Każdy jest stale smutny, każdy dziś narzeka
Jednego bolą zęby, temu w uchu strzyka
Tamten się znowu kwasi, jakby mu papryka
W oko nieznacznie wpadła; każdy na coś biada
ten na psa, to teściową, inny na sąsiada
Zły jest sznaps, złe kobiety, bruk, knajpa i żony
Po prostu samą złością jest świat przepełniony
I nie chce nikt zrozumieć, że na świata złości
Wyzywanie - to przecież stek niedorzeczności
zamiast jęczeć i biadać, a w nieszczęściach błądzić
Próbujmy po prostu lepiej świat urządzić.
Na przykład, nie ma forsy w kochanej Ojczyźnie
Każdy Polak jest w mniejszej lub większej goliźnie
A minister od skarbu w strasznym bólu krzyczy:
"Ameryka ni centa już nam nie pożyczy!"
"Nie pożyczy?" Spróbujmy, oto moja rada:
Niech na tronie od skarbu kobieta zasiada
A naprawdę nadejdzie wkrótce okres złoty.

Wiersz sprawia wrażenie urwanego, ale tylko tyle znajduje się w posiadaniu Porankowej Mamy. Pisany był dawno, dawno temu... Ciekawe, czy teraz by go Fakir nie zmienił...

To tak w ramach czegoś weselszego po wczorajszych marudzeniach.

* Fakir zapoczątkował całą mafię fakirową: Fakir, Fakir2, Fakirka i Fakireczka... To tak dla dociekliwych szukaczy ;-)

9 września 2007

marudzące blubry

Dziś post z gatunku: marudzę. No bo jak tu nie marudzić? Pogoda nie sprzyja, w nocy człowiek nie śpi, w dzień człowiek nie śpi tylko gania za pełzającym dzieckiem, które upodobało sobie wygarnianie ziemi z doniczek lub wylizywanie podłogi?
Ale od początku.
Porankowa Panienka jest ideałem dziecka - po kąpieli ekspresowo zasypia i jak anioł leży w łóżeczku. Koło północy zaczyna się jednak wiercić, a o 2:00... się budzi. Porankowa Mama człapie zatem do jej pokoju, przekłada dziecko na tapczan i próbuje uśpić, co się zazwyczaj udaje, ale... dziecię śpi tak długo, jak długo się przy niej leży. Normalnie, ma wbudowany jakiś radar! Wystarczy wstać z łózka, już otwiera oczy. Czasem się udaje ją przełożyć do jej łóżeczka, ale wtedy się budzi na dobre i ponowne uśpienie trwa nieco dłużej. Niestety, nawet jak się ją uśpi po tej 2:00, to przez sen i tak się wierci - rzuca się po tapczanie (w łóżeczku skutkuje to zaplątaniem rączek i nóżek między szczebelkami), piszczy przez sen, a niekiedy nawet żałośnie płacze. Pediatra mówi, że to może być spowodowane jakąś alergią na coś, ale nie wiadomo na co... Break-dance trwa do 6:00, gdy nagle dziecię otwiera oczy, przeciąga się w sposób nie do opisania i prezentując dwa dolne zęby podnosi głowę wołając "buu", co najprawdopodobniej oznacza "tata". Porankowa Mama jest wtedy zbędna, bowiem juniorka oczekuje, że teraz zajmie się nie Porankowy Tata, który przewinie, umyje, zabierze do kuchni i poczęstuje kromką chleba z tostera.
Dziś noc wyglądała podobnie, jak ta opisana powyżej, z tą różnicą, że dodać do niej należy postać wrednego i upierdliwego komara, który koło 4:00 zaczął bzyczeć nad uchem porankowych dam. Dodać należy także upał bijący od kaloryferów, bowiem wczoraj prowadzono w porankowym bloku wstępny test ogrzewania i kaloryfery kazano otworzyć na maksa... No i się porankowy dom nagrzał, a że porankowa rodzina raczej jest zimnolubna, stan ten powoduje dyskomfort. Dodać należy także koszmarną pogodę za oknem i frustrację spowodowaną faktem zagubienia przez Porankową Mamę kluczy - nie wiedzieć gdzie, jak i kiedy (tzn. kiedy to wiemy, bo w czwartek popołudniu, ale nie wiemy dokładnie kiedy - w drodze do Empiku, z Empiku, czy też w samym Empiku...).
Reasumując powyższe - Porankowa Mama ma dziś baaardzo marudny nastrój, jest niewyspana, sfrustrowana i zdezorganizowana.

Z tymi kluczami to w ogóle paskudna sprawa. Porankowa Mama wierzy jednak, że ludzie są uczciwi i się klucze znajdą. Wierzy także, że może jej w tym pomóc św. Antonii, bo jak dotąd pomagał odnaleźć różne dziwne rzeczy. Problem w tym, że ów Antonii jest bardzo interesowny i trzeba mu coś odpalić za pomoc (ech, takie czasy) :-) Stąd pytanie Porankowej Mamy, czy ktoś wie, ile może kosztować pomoc w znalezieniu kluczy? To taki żart, oczywiście. Właściwie nie wiemy, skąd pomysł, że świętemu należy się ofiara pieniężna za pomoc - jakiś zwyczaj przeniesiony z dzieciństwa... Mniejsza o to. Wierna Czytelniczka podrzuciła nam modlitwę do świętego Antoniego, za co dziękujemy bardzo. Z pewnością skorzystamy. Modlitwa jest taka:

Modlitwa: Święty Antoni Padewski, sługo (królu- wersje sa różne) niebieski, niech rośnie chwała Twoja i znajdzie się zguba moja!

A jak już przy modlitwach jesteśmy (bo to niedziela w końcu): jeśli ktoś jeszcze nie wie, Szymon Hołownia na swoim blogu utworzył modlitewny pub (tak, PUB). Można tam wpisywać własne intencje oraz "pobierać" intencje innych do włączenia we własną modlitwę. Ciekawa inicjatywa.

Radosnej niedzieli wszystkim - mimo wszystko!

6 września 2007

kontynuacje opowieści o...

o niedoszłym samobójcy, co okazał się być doszły...
Porankowy Tata wracał wczoraj bardzo późno z pracy. Dochodząc do bloku zauważył jakieś dziwne migające światełka. Okazało się, że pod klatką stoją dwa zapalone znicze... Wnioskujemy z tego, że ów niedoszły samobójca, który o mało nie wskoczył nam do wózka, jednak zginął... I to nie jest wesoła wieść... [*]

o bezpiecznikach - część III

Druga część opowieści o bezpiecznikach w porankowym bloku zakończyła się tym, że porankowa rodzina powinna porozmawiać z administracją odnośnie kwoty, którą należy uiścić za założenie plomby... Rozmawialiśmy z administracją telefonicznie, byliśmy we wtorek rodzinnie na zebraniu wspólnoty mieszkaniowej i... Sytuacja rozwinęła się tak, że aż się nie chce o tym opowiadać ze szczegółami. Część trzecia będzie zatem kumulacją wniosków. I tak:

  • porankowi rodzice muszą zapłacić nie tylko za plombę na wymienionym bezpieczniku, ale też najprawdopodobniej za większe zabezpieczenie (było 16 teraz jest 20), bo dotychczasowa umowa spisana jest na to mniejsze...
  • jeśli następnym razem przepalimy główny bezpiecznik, mamy dzwonić do energetyki, bo muszą wydać zgodę na zerwanie plomby i dopiero z tą zgodą mamy iść do Dziadka vel Muchy, który jednak uprzedza, że korków na wymianę więcej nie da i mamy mieć swoje...
  • owe trzy korki dodatkowe, które miały stanowić dodatkowe zabezpieczenie to... atrapa - "jak państwo chcą, możecie je podłączyć, ale we własnym zakresie"
  • ogólnie rzecz biorąc i używając przenośni: z punktu widzenia rządzących, budowa autostrady zakończona jest sukcesem - wykarczowali teren, zdobyli stosowne zgody, przygotowali podłoże do prowadzenia prac budowlanych, ba! nawet wybudowali główną drogę i atrapy dróg dojazdowych- ale jeśli mieszkaniec chce korzystać z tej autostrady, musi sam zamienić atrapę na prawdziwą drogę i sam wybudować fragment, który mu jest potrzebny, by do tej drogi dojechać... THE END

o rzeczy z innej beczki...
... bo tak nas naszła kolejna porankowa trzynastka.
Są takie rzeczy, których pewnie nie wiecie o porankowej rodzinie. Dziś zatem porankowa trzynastka po raz drugi, a w niej trzynaście informacji z gatunku: Prawdopodobnie nie wiecie, że...

porankowa trzynastka 2

  1. by Porankowa Panienka zasnęła, należy polizać ją po wnętrzu dłoni, najlepiej prawej - działa każdego wieczora po kąpieli...
  2. co czwartek porankowi rodzice zasiadają przed telewizorem z domowej roboty hot-dogami i oglądają najnowsze odcinki CSI (aktualnie są to CSI Miami i CSI Las Vegas).
  3. w porankowym domu pizza traktowana jest jako szybkie danie, gdy nie ma pomysłu na obiad - od momentu rozpoczęcia wyrabiania ciasta do podania pizzy na stół upływa zaledwie 40 minut (góra godzina).
  4. Porankowa Mama zbiera: sowy (w każdej postaci prócz wypchanych i sów-grzybów), serwetki papierowe i foremki do wykrawania ciasteczek.
  5. Porankowy Tata jest uzdolniony artystycznie i maluje witrażyki na szkle - także na zamówienie, jeśli ktoś zainteresowany.
  6. Porankowa Mama w szkole podstawowej zajęła III miejsce w Wojewódzkim Przeglądzie Fletów Prostych.
  7. porankowi rodzice obejrzeli w całości 10 serii serialu Przyjaciele (Porankowa Mama widziała całość nawet 3 razy), a obecnie oglądają drugą już serię - jak mają czas wieczorem - serialu Gwiezdne Wrota (Stargates SG-1).
  8. Porankowa Panienka ma na biodrze znamię... w kształcie litery E (to nie żart!).
  9. Porankowa Mama uważa się za duchowego obywatela Wysp Brytyjskich (oczywiście skoligaconego z rodami królewskimi, hehe) - w ogóle Porankowa Mama jest zafascynowana historią i kulturą Wysp...
  10. o narodzeniu Porankowej Panienki Porankowa Mama poinformowała... królową Elżbietę II, która ucieszyła się na wieść, że dziecię dostało imiona Elżbieta Wiktoria (na cześć królowych angielskich) i wyraziła swoją radość w liście przysłanym na adres porankowego domu.
  11. Porankowy Tata ma pomarańczowy pas judo.
  12. książki, które są w porankowym domu, mimo że już jest ich sporo, to nie są wszystkie, które posiada porankowa rodzina - sporo czeka na transport w piwnicy w rodzinnym domu Porankowego Taty...
  13. porankowi rodzice mają w planach budowę gigantycznego domu - trzy poziomy po 100m każdy - kłopot w tym, że nie mają ani widoku na grunt ani pieniędzy na budowę, póki co... ale plan jest!

4 września 2007

samobójca

Ależ pioruńsko zimno jest dzisiaj! Brr...
Miało być o samobójcy, co prawie wskoczył do wózka, więc proszę bardzo.
Porankowa rodzina postanowiła udać się w zeszłym tygodniu na spacer (dnia nie pamiętam), a ponieważ Porankowa Panienka wykazywała objawy skrajnego zmęczenia porannego, porankowi rodzice zadecydowali, że wpierw dziecię zostanie położone spać, a spacer dojdzie do skutku, jak się obudzi. Jak zadecydowali, tak zrobili.
Jakieś pół godziny po tym, jak Porankowa Panienka została skoszarowana w swoim pokoiku, zadzwonił domofon. W słuchawce, którą podniosła Porankowa Mama, rozległ się głos pana, który poprosił o otworzenie drzwi, bo roznosi ulotki...
Dwie godziny później Porankowa Panienka się obudziła, została nakarmiona, ubrana i cała rodzina wybyła z mieszkania na spacerek. Wychodząc z bloku zauważyli na chodniku but - taki sobie prawie-adidas, rozmiaru całkiem normalnego, w stanie też niczego sobie. Granatowy. Obok buta leżały kawałki plastykowej wytłoczki. Na chodniku i na uliczce widać zaś było plamy krwi... Do tego, w poprzek uliczki stał radiowóz, a w nim policjant. Porankowa Mama pomyślała, że kogoś potrącił samochód - cóż, zdarza się, choć dziwne, że na takiej małej uliczce, która prowadzi tylko do porankowego bloku. Z błędu wyprowadziła ją jednak sąsiadka: "A słyszała pani, że tu jakiś mężczyzna wyskoczył z 9 piętra? Ale to nikt od nas. Jakiś obcy przyjechał. Dwie godziny temu. Rynnę połamał"...
Porankowi rodzice zdębieli... Spojrzeli na owo 9 piętro i od razu oczami wyobraźni zobaczyli, jak wychodzą z bloku, tak jak planowali dwie godziny wcześniej, jak pakują dziecię do wózka, a tu nagle bęc, ląduje obok nich lub wręcz na nich pan samobójca... Obcy, żeby nie było, bo jak się okazuje, to najważniejsza informacja dla sąsiadów.
Cóż było robić, porankowi rodzice postanowili nie rozglądać się dookoła i udali się z dzieckiem na spacer do laboratorium foto. Po drodze jednak rozmowa zeszła na temat nieszczęśliwego wypadku. Rozmawiali więc zarówno o samobójstwach ogółem, jak i o tym, dlaczego akurat w ich bloku to się stało, co skłoniło tego pana do takiego czynu itp. Nagle Porankową Mamę olśniło:
- Ty, a jeśli ja tego samobójcę wpuściłam do bloku?
- Dlaczego akurat ty? - zapytał Porankowy Tata.
- No przecież dzwonił jakiś facet, że ulotki roznosi i go wpuściłam... Jezu, umożliwiłam facetowi samobójstwo. Zamordowałam gościa!
No i teraz Porankowa Mama ma wyrzuty sumienia, mimo że nie ma pewności, czy to akurat ten pan od ulotek postanowił skoczyć z okna na 9 piętrze. Ale czy faktycznie ma pytać każdego, kto dzwoni, czy nie zamierza się zabić u nich w bloku?

p.s. samobójca przeżył. Nie wiemy, jakim cudem, ale podobno żył, jak go zabierało pogotowie. Miał (ma) 33 lata.

3 września 2007

opowieść o bezpiecznikach - część II

Porankowy Tata wrócił do pracy, więc Porankowa Mama może wreszcie kontynuować opowieść o bezpiecznikach.
Część I zakończona została informacją, że Porankowa Mama zadzwoniła do energetyki, jak jej kazali... Dziś zatem prezentujemy zapis rozmów, jakie zostały przeprowadzone, począwszy od telefonu do energetyki, przez pogotowie techniczne i administrację, na energetyce ponownie skończywszy. Rozmowy przywoływane są z pamięci, więc niekiedy mogą odbiegać nieznacznie od oryginału nagranego na taśmach w odpowiednich miejscach, ale treść i styl pozostają niezmienione.
(Nota wyjaśniająca: określenie "halo" użyte na początku zapisu rozmowy stanowi skrót dla wszelakich uprzejmości, jakie prawili sobie rozmówcy na początku rozmowy, typu: prośba o oczekiwanie na połączenie z konsultantem, powitanie, przedstawienie się itp.)

rozmowa 1. Porankowa Mama vs. energetyka
Konsultantka energetyki: Halo?
Porankowa Mama: Halo! Dzwonię z ulicy X, z polecenia gospodarza domu. Mam problem. Najprawdopodobniej przepalił się główny bezpiecznik doprowadzający prąd do mieszkania. Czy mogliby Państwo kogoś podesłać, żeby go wymienić?
Konsultantka: Chodzi o zabezpieczenie przedlicznikowe?
Porankowa Mama: Hmmm... Jeśli bezpieczniki na klatce schodowej są zabezpieczeniem przedlicznikowym, to owszem.
Konsultantka: A to może je pani wymienić sama, bądź poprosić gospodarza domu o wymianę. Energetyka tego nie wymienia.
Porankowa Mama: Ale tablica z bezpiecznikami jest zamknięta i w środku bezpieczniki są oplombowane...
Konsultantka: Kluczyk powinna mieć administracja, a plombę proszę zerwać - nic się nie stanie. Jak pani wymieni bezpiecznik, proszę zadzwonić, przyjedziemy oplombować.

rozmowa 2. Porankowa Mama vs. administracja
Administracja: Halo?
Porankowa Mama: Halo! Dzwonię z bloku przy ulicy X, którego jesteście Państwo administratorem. Mam problem. Najprawdopodobniej przepalił się główny bezpiecznik doprowadzający prąd do mieszkania. Czy mogliby Państwo kogoś podesłać, żeby go wymienić?
Administracja: Tym zajmuje się energetyka, proszę tam zadzwonić.
Porankowa Mama: Właśnie dzwoniłam i kazali oddzwonić do Państwa. Podobno macie Państwo klucz do tablicy z bezpiecznikami.
Administracja: Do jakiej tablicy? Jak się Pani przepalił bezpiecznik w mieszkaniu to nie jest nasza sprawa.
Porankowa Mama: Ale mnie się nie przepalił bezpiecznik w mieszkaniu tylko ten na zewnątrz, na klatce schodowej.
Administracja: Jak na klatce się przepalił. To co pani podłączyła?
Porankowa Mama: Suszarkę. I powiem Panu jeszcze, że nie wyskoczyły nam bezpieczniki z drugiego poziomu zabezpieczenia, które Państwo nam zakładali w mieszkaniu.
Administracja: My za instalację w mieszkaniu nie odpowiadamy.
Porankowa Mama: Ja nie mówię o instalacji w mieszkaniu, ale o dodatkowych trzech bezpiecznikach, które nam założyliście, jak była wymiana instalacji na klatce. Ale mniejsza o to w tej chwili, potrzebny jest klucz do tablicy, żeby wymienić bezpiecznik.
Administracja: A to do energetyki proszę dzwonić.

rozmowa 3. Porankowa Mama vs. energetyka 2
Porankowa Mama: Halo. dzwoniłam jakiś czas temu w sprawie wymiany bezpiecznika. Odesłała mnie Pani do administracji, a administracja odesłała mnie właśnie do Pani. Chcę wymienić bezpiecznik, Co mam zrobić, jak nie mam klucza?
Konsultantka: Ma Pani leniwą administrację. Podam Pani numer pogotowia technicznego.
Porankowa Mama: Będę wdzięczna.

rozmowa 4. Porankowa Mama vs. pogotowie techniczne
Technik: Halo?
Porankowa Mama: Halo. Dzwonię z ulicy X, z polecenia energetyki i pośrednio gospodarza domu. Mam problem. Najprawdopodobniej przepalił się główny bezpiecznik doprowadzający prąd do mieszkania. Czy mogliby Państwo kogoś podesłać, żeby go wymienić?
Technik: Oczywiście. Kto jest Waszym administratorem?
Porankowa Mama: M******.
Technik: O, przykro mi bardzo, ale domów M******* nie obsługujemy.
Porankowa Mama: Proszę Pana, dzwonię od pół godziny do różnych miejsc, bo chcę wymienić bezpiecznik, który jest zaplombowany w puszce na klucz, którego nie mam. Chętnie zerwę plombę sama, ale jak mam sie tam dostać, skoro nikt mi nie chce pomóc?
Technik: Niech Pani dzwoni do administracji. Muszą przyjechać.

rozmowa 5. Porankowa Mama vs. administracja 2
Porankowa Mama: Halo! Proszę Pana, dzwoniłam do Pana w sprawie bezpiecznika, odesłał mnie pan do energetyki, tam mnie odesłali do Pana, pan mnie odesłał do nich. Mam dość biegania. Proszę przyjechać z kluczykiem, bo ja nie mam prądu w mieszkaniu, a mieć go muszę, bo mam w domu niemowlę.
Administracja: Ech, przecież mówiłem, że to gospodarz domu ma ten kluczyk. Dobrze, niedługo będę.

Po pół godzinie pojawił się pan z administracji w towarzystwie gospodarza, który twierdził, ze nie ma uprawnień do grzebania w puszce. Ów gospodarz niósł ze sobą kluczyk do skrzynki oraz bezpiecznik do wymiany... Panowie otworzyli co trzeba, wymienili co trzeba, nie odpowiedzieli na żadne pytanie i sobie poszli.

rozmowa 6. Porankowa Mama vs. energetyka 3
Porankowa Mama: Halo. Miałam dzwonić w sprawie oplombownia bezpiecznika. Bezpiecznik wymieniony więc dzwonię.
Konsultant: Dobrze. Proszę o podanie numeru ostatniej faktury.
Porankowa Mama: xxxxxxxxxxx. Porankowa Rodzina, ul. X
Konsultant: Zgadza się. W ciągu tygodnia ktoś się zgłosi. Koszt 29.04zł płatne od ręki technikowi.
Porankowa Mama: Słucham? Jaki koszt?
Konsultant: Oplombowania bezpiecznika.
Porankowa Mama: A dlaczego ja mam płacić za coś, co jest winą mojej administracji, która źle nam założyła korki i wyskoczył główny a nie dodatkowy w mieszkaniu?
Konsultant: A o to proszę pytać administrację.

I tym optymistycznym akcentem kończymy część 2 opowieści o bezpiecznikach. Część 3 niebawem, a do tego w kolejnym poście opowiemy, jak to o mały włos nie wskoczył nam do wózka samobójca, którego być może Porankowa Mama wpuściła do bloku i teraz ma wyrzuty sumienia. Kolorowe mamy życie, nieprawdaż?

Daisypath Christmas tickers