9 września 2007

marudzące blubry

Dziś post z gatunku: marudzę. No bo jak tu nie marudzić? Pogoda nie sprzyja, w nocy człowiek nie śpi, w dzień człowiek nie śpi tylko gania za pełzającym dzieckiem, które upodobało sobie wygarnianie ziemi z doniczek lub wylizywanie podłogi?
Ale od początku.
Porankowa Panienka jest ideałem dziecka - po kąpieli ekspresowo zasypia i jak anioł leży w łóżeczku. Koło północy zaczyna się jednak wiercić, a o 2:00... się budzi. Porankowa Mama człapie zatem do jej pokoju, przekłada dziecko na tapczan i próbuje uśpić, co się zazwyczaj udaje, ale... dziecię śpi tak długo, jak długo się przy niej leży. Normalnie, ma wbudowany jakiś radar! Wystarczy wstać z łózka, już otwiera oczy. Czasem się udaje ją przełożyć do jej łóżeczka, ale wtedy się budzi na dobre i ponowne uśpienie trwa nieco dłużej. Niestety, nawet jak się ją uśpi po tej 2:00, to przez sen i tak się wierci - rzuca się po tapczanie (w łóżeczku skutkuje to zaplątaniem rączek i nóżek między szczebelkami), piszczy przez sen, a niekiedy nawet żałośnie płacze. Pediatra mówi, że to może być spowodowane jakąś alergią na coś, ale nie wiadomo na co... Break-dance trwa do 6:00, gdy nagle dziecię otwiera oczy, przeciąga się w sposób nie do opisania i prezentując dwa dolne zęby podnosi głowę wołając "buu", co najprawdopodobniej oznacza "tata". Porankowa Mama jest wtedy zbędna, bowiem juniorka oczekuje, że teraz zajmie się nie Porankowy Tata, który przewinie, umyje, zabierze do kuchni i poczęstuje kromką chleba z tostera.
Dziś noc wyglądała podobnie, jak ta opisana powyżej, z tą różnicą, że dodać do niej należy postać wrednego i upierdliwego komara, który koło 4:00 zaczął bzyczeć nad uchem porankowych dam. Dodać należy także upał bijący od kaloryferów, bowiem wczoraj prowadzono w porankowym bloku wstępny test ogrzewania i kaloryfery kazano otworzyć na maksa... No i się porankowy dom nagrzał, a że porankowa rodzina raczej jest zimnolubna, stan ten powoduje dyskomfort. Dodać należy także koszmarną pogodę za oknem i frustrację spowodowaną faktem zagubienia przez Porankową Mamę kluczy - nie wiedzieć gdzie, jak i kiedy (tzn. kiedy to wiemy, bo w czwartek popołudniu, ale nie wiemy dokładnie kiedy - w drodze do Empiku, z Empiku, czy też w samym Empiku...).
Reasumując powyższe - Porankowa Mama ma dziś baaardzo marudny nastrój, jest niewyspana, sfrustrowana i zdezorganizowana.

Z tymi kluczami to w ogóle paskudna sprawa. Porankowa Mama wierzy jednak, że ludzie są uczciwi i się klucze znajdą. Wierzy także, że może jej w tym pomóc św. Antonii, bo jak dotąd pomagał odnaleźć różne dziwne rzeczy. Problem w tym, że ów Antonii jest bardzo interesowny i trzeba mu coś odpalić za pomoc (ech, takie czasy) :-) Stąd pytanie Porankowej Mamy, czy ktoś wie, ile może kosztować pomoc w znalezieniu kluczy? To taki żart, oczywiście. Właściwie nie wiemy, skąd pomysł, że świętemu należy się ofiara pieniężna za pomoc - jakiś zwyczaj przeniesiony z dzieciństwa... Mniejsza o to. Wierna Czytelniczka podrzuciła nam modlitwę do świętego Antoniego, za co dziękujemy bardzo. Z pewnością skorzystamy. Modlitwa jest taka:

Modlitwa: Święty Antoni Padewski, sługo (królu- wersje sa różne) niebieski, niech rośnie chwała Twoja i znajdzie się zguba moja!

A jak już przy modlitwach jesteśmy (bo to niedziela w końcu): jeśli ktoś jeszcze nie wie, Szymon Hołownia na swoim blogu utworzył modlitewny pub (tak, PUB). Można tam wpisywać własne intencje oraz "pobierać" intencje innych do włączenia we własną modlitwę. Ciekawa inicjatywa.

Radosnej niedzieli wszystkim - mimo wszystko!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daisypath Christmas tickers