28 września 2007

Ela nie chce spać

No dobra. Zostaliśmy posądzeni o lenistwo. Podejrzewa się, że nas dopadła jakaś organizacja związana z bezpieczeństwem wewnętrznym bądź też korupcją szeroko rozumianą. Ba, niektórzy nawet wyrażają swe przypuszczenie, że spakowaliśmy manatki i wyjechaliśmy za wielką-małą wodę. Nic bardziej mylnego, kochani. Jesteśmy, żyjemy, mamy się... hmmm, chyba dobrze. I jest nam niezmiernie miło, że Czytelnicy tak się o nas martwią! Toż to tylko niecałe dwa tygodnie ciszy w eterze...

Od ostatniej notki niewiele się zmieniło jeśli idzie o atmosferę porankowego domu - nadal panuje tu dezorganizacja, choć powoli życie zaczyna wracać do normy. No, może doszło do tego totalne zmęczenie spowodowane tym, że Porankowa Panienka przestała sypiać.
Do niedawna dziecię było anielsko przewidywalne (o czym już była mowa): pobudka koło 6:00 rano, koło 9:00 drzemka, potem zabawa, obiadek i dłuższa drzemka koło 13:30, następnie zabawa, spacerek i kąpanie o 20:00. Po kąpieli juniorka odpływała ekspresowo na randkę z Morfeuszem, która trwała ze spokojem do 2:00, gdy budziła się na chwilę, by ponownie odpaść w ramiona boga marzeń sennych, z którym balowała do 6:00. Pięknie, prawda? Cóż, nic nie może wiecznie trwać. W zeszłym tygodniu Elżbieta najwidoczniej posprzeczała się z Morfeuszem, bo po niecałej godzinie snu otworzyła szeroko oczy i uznała, że czas na znalezienie łosia do zabawy. Przebalowała tak do północy (przy okazji archiwum filmów rodzinnych wzbogaciło się o nowy zapis: akcja pod tytułem "Elżbieto, zaśnij wreszcie"). Kolejna noc przebiegła według podobnego scenariusza.
Następnego dnia było jeszcze weselej: Porankowa Panienka postanowiła nie spać w dzień. Wpierw wypadła jej popołudniowa drzemka - w efekcie zasypiała na stojąco przy kąpieli... Kolejno, odmówiła spania przed południem. Jako jednak, że jest mimo wszystko niemowlakiem, który spać musi, porankowi rodzice wzięli ja sposobem i zabrali dziecię na spacer po wyboistej okolicy. Poskutkowało. Dziecię odpadło natychmiast. Ale... Porankowa Panienka ma jakiś radar - jak tylko podjedzie się pod drzwi bloku, otwiera oczy (jak lalka w horrorze - niespodziewanie otwiera szeroko oczęta i gapi się bezmyślnie w przestrzeń...) Wniosek taki, że trzeba z nią jeździć tak długo, aż się nie wyśpi. No i Porankowa Mama od kilku dni krąży z dzieckiem po okolicy. Tubylcy zaczynają ją już rozpoznawać, bo to ta postać, co się snuje 2-3 godziny słaniając się na nogach z powodu nieprzespanej nocy i potem siedzi na ławce podżerając biszkopty i czytając książkę (nomen-omen: "Psychologię stresu" Terelaka). Rozważam zakup termosu z kawą i zabieranie go na te intelektualne spacery...
Efekt powyższego jest taki: w porankowym domu panuje bałagan, bo zachowanie juniorki nie sprzyja wykonywaniu jakichkolwiek prac domowych (dodać jeszcze należy, że dziecię ostatnio upodobało sobie spokojną zabawę tylko wtedy, gdy ktoś obok niej leży na macie - dosłownie: leży, nie bawi się z nią. Ów leżący łoś ma za zadanie w najlepszym wypadku służyć, jako eksponat do badań (co się staniej, jeśli włożę palec w oko? a co, jeśli ugryzę nos? i takie tam podobne...). Zazwyczaj jednak łoś ma tylko leżeć i robić za element wystroju gwarantujący poczucie bezpieczeństwa. Dziś, łoś vel Porankowa Mama chciała przechytrzyć dziecko i sobie poczytać leżąc na macie. Wybrała najmniej kolorową książkę, jak ą miała na półce. Okazało się, że książka ta wielce przypadła młodej do gustu. Z czytania nici). Wracając do bałaganu - panuje bałagan, co nie sprzyja polepszaniu się atmosfery. I nie sprzyja pracy intelektualnej, którą Porankowa Mama musi zacząć wykonywać. Porankowy Tata zresztą też, bo musi ułożyć plan pracy dla swojego zespołu w klinice uwzględniając potrzeby czasowe Porankowej Mamy, a to łatwe nie jest. No a przede wszystkim na owej dezorganizacji cierpi porankowy blog, bo nie ma go kto i kiedy pisać. Miejmy nadzieję, że sytuacja ulegnie zmianie. Dziś, jak widać, udało się wygospodarować chwilę i napisać kilka słów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daisypath Christmas tickers