28 sierpnia 2010

odgórne kalendarium

Porankowe życie wbrew pozorom jest bardzo przewidywalne.
Rytm dnia wyznaczają codziennie ciężarówka z dostawą do Biedronki (godzina +- 7:30) i kościelne kuranty (w południe, o 15:00, 18:00 i 21:00).
13 dnia każdego miesiąca między godziną 21:50 a 21:59 za oknami dudnią trąbki i rozlega się donośne Ave, Ave, Ave Maria!. Procesja.
Co rok, w połowie sierpnia w porze obiadowej dzwoni starsza pani prosząc do telefonu Halinę. Na nic zdają się tłumaczenia, że Halina tu nie mieszka. Starsza pani wie swoje.

Jak się niedawno okazało, do kalendarza należy wpisać także sąsiedzką imprezę urodzinową, bowiem w nocy z 26 na 27 sierpnia sąsiedzi piętro wyżej hucznie balują. Podejrzewamy, że sąsiedzi są w naszym wieku, bo zaserwowali nam koncert, który - nie licząc późnej pory zakończenia, o 4 nad ranem - nawet się nam podobał. Nie było to "umpa umpa" bez ładu i składu, lecz "klasyczne" kawałki lat 80 i 90, które goście z zapałem śpiewali na całe gardło (ach, ten orła cień na balkonie...). Brakowało nam tylko Roxette i DrAlbana... O północy ryknęli chóralnie Sto lat! i przerzucili się na Makumbę. Koło 2:00 towarzystwo trochę zaniemogło i z głośników ustawionych na nieco niższy regulator popłynęły senne ballady, które uśpiły nawet obudzoną bez powodu Glorię Młodszą.

Teoretycznie, jako rodzice dzieci poniżej 4 roku życia powinniśmy udać się do sąsiadów po godzinie 22:00 i uprzejmie poprosić o wyciszenie zabawy. Dzieci nam jednak usnęły bez problemów (ku naszemu zaskoczeniu), a nam muzyka przypadła do gustu i urozmaiciła wieczór. Od rana rozważałam nawet wrzucenie do skrzynki na listy sąsiadów kartki urodzinowej. W kalendarzu data sąsiedzkich urodzin jest już zanotowana - za rok może kupimy szampana i będziemy z sąsiadami świętować?

11 sierpnia 2010

porankowa artystyczna dusza

Widzi każdy papugę? Papugę en face narysowała trzylatka. 
Żeby nie było - nie "z głowy". 
Patrzyła na jakąś bajkę i tak sobie rysowała to, co widzi.
Artystyczna dusza przewija się nie tylko w rysowaniu na znikopisie.
Przykłady poniżej:

Kto powiedział, że malować palcami można tylko na papierze?
Choć trzeba przyznać, że akcja "malowanie na lustrze" trochę nam się wymknęła spod kontroli...
... bo nie tylko lustro zostało pomalowane.
Ciasteczka owsiane nie muszą być nudne!
Obiady tęż mogą być artystyczne: tu wersja dla "groszkowych niejadków" (ze szpinakiem też się sprawdza).
A wszystko przez literkową zupę - kto nie widział bajki "Marta mówi" nie wie zapewne, o co chodzi...

2 sierpnia 2010

powrót pana X

Widok policjanta na ulicy nikogo nie dziwi. Snuje się taki smętnie między blokami, niby pilnując porządku, rzeczywiście plotkując z partnerem, z którym przyszło mu pełnić służbę danego dnia. Nie wiem, co by się musiało stać, by przygodny przechodzień zwrócił na takiego policjanta uwagę. Można rzec, że patrole policyjne wkomponowały się na dobre w nasz krajobraz.

Czym innym jest jednak policjant w pełnym umundurowaniu - szary garnitur, czapka i te sprawy. Nie powinno więc dziwić, że tak ubrany stróż prawa przykuł moją uwagę. Sprężystym krokiem minął nas na ulicy nieopodal naszego domu, pod pachą miał notatnik w skórzanej oprawie i wyglądał na zmęczonego. Szedł sam. I to było najdziwniejsze.
- Dlaczego ja mam wrażenie, że pan policjant śmiga do nas? - zapytałam Porankowego Tatę vel Ślubnego, który (jak na przygodnego przechodnia przystało) policjanta tylko zmierzył wzrokiem i - kolokwialnie acz dosadnie ujmując - olał traktując jak element wystroju otoczenia. W tym samym czasie Pan Policjant (zróbmy z niego pełnoprawnego bohatera opowieści) kluczył w poszukiwaniu bramy, która pozwoliłaby mu przejść przez płot otaczający teren porankowej posiadłości (nówka sztuka! ogrodzili nas kutą  bramą - czuję się jak w Dynastii, poważnie!). Bramę znalazł i zniknął w drzwiach naszego bloku...

Gdy kwadrans później, wracając z apteki, do której udałam się sama - bez obstawy dziecięco-mężowskiej - otworzyłam drzwi swojego mieszkania nie zdziwiło mnie wielce, że na kanapie, tuż obok Ślubnego, siedzi ów Pan Policjant. Kobieca intuicja górą!
- Poważnie, pan do nas? - z uśmiechem na ustach krzyknęłam od progu.
- Wyobraź sobie, że pan w sprawie pana X - skomentował Ślubny, a Pan Policjant z nieco głupawą miną patrzył na mnie.
- Pięknie. No to, co chce pan wiedzieć?
Okazało się, że Pan Policjant chce wiedzieć wszystko. Ku naszemu zaskoczeniu był totalnie "zielony" jeśli chodzi o nasze perypetie z panem X. Wróciliśmy więc do początku, co po trzech latach ciszy wcale takie proste nie jest. Miałam wrażenie, że Pan Policjant z każdym naszym słowem robił coraz większe oczy. Jego mały notesik zapełniał się w tempie błyskawicznym, gdy opowiadaliśmy mu o naszych wizytach w urzędzie skarbowym, w Wydziale Spraw Gospodarczych Urzędu Miasta, na komendzie, gdy opowiadaliśmy o wizycie grupy interwencyjnej... Normalnie, trafił chłop na sprawę swego życia! Tylko trupa w tym wszystkim brakuje. Tfu, tfu...
- Muszę przyznać, że jestem ubawiona pana wizytą - stwierdziłam kończąc opowieść wprawiając tym samym Pana Policjanta w osłupienie.
- Będziesz miała temat na bloga - skwitował odruchowo Ślubny, czym spowodował, że Pan Policjant zrobił wielkie oczy.
- E tam - musiałam ratować sytuację, bo jeszcze władza pomyśli, że współpracuję z przestępcą ;) - dobrze znać swojego policjanta na terenie, a dzięki panu X kontakt z Komendą mamy zapewniony. To co dalej, panie władzo?
Pan Policjant zrobił minę i rzekł: ja mogę obiecać, że państwa nachodzić w tej sprawie już nie będę, ale nie mogę obiecać, że koledzy z komendy się interesować nie będą. Macie państwo szczęście, że pan X nie był właścicielem tego mieszkania ani nie był w nim zameldowany... - zakończył, a nam się zrobiło gorąco.
Na wszelki wypadek akt notarialny i wszelakie dokumenty trzymam przy drzwiach wejściowych. Bo podejrzewam, że niedługo znowu spotkamy się z grupą interwencyjną...

A jeśli tak się stanie, wtedy to atmosfera będzie rodem z Chmielewskiej i braku "trupów" obiecać nie mogę ;)






Daisypath Christmas tickers