2 sierpnia 2010

powrót pana X

Widok policjanta na ulicy nikogo nie dziwi. Snuje się taki smętnie między blokami, niby pilnując porządku, rzeczywiście plotkując z partnerem, z którym przyszło mu pełnić służbę danego dnia. Nie wiem, co by się musiało stać, by przygodny przechodzień zwrócił na takiego policjanta uwagę. Można rzec, że patrole policyjne wkomponowały się na dobre w nasz krajobraz.

Czym innym jest jednak policjant w pełnym umundurowaniu - szary garnitur, czapka i te sprawy. Nie powinno więc dziwić, że tak ubrany stróż prawa przykuł moją uwagę. Sprężystym krokiem minął nas na ulicy nieopodal naszego domu, pod pachą miał notatnik w skórzanej oprawie i wyglądał na zmęczonego. Szedł sam. I to było najdziwniejsze.
- Dlaczego ja mam wrażenie, że pan policjant śmiga do nas? - zapytałam Porankowego Tatę vel Ślubnego, który (jak na przygodnego przechodnia przystało) policjanta tylko zmierzył wzrokiem i - kolokwialnie acz dosadnie ujmując - olał traktując jak element wystroju otoczenia. W tym samym czasie Pan Policjant (zróbmy z niego pełnoprawnego bohatera opowieści) kluczył w poszukiwaniu bramy, która pozwoliłaby mu przejść przez płot otaczający teren porankowej posiadłości (nówka sztuka! ogrodzili nas kutą  bramą - czuję się jak w Dynastii, poważnie!). Bramę znalazł i zniknął w drzwiach naszego bloku...

Gdy kwadrans później, wracając z apteki, do której udałam się sama - bez obstawy dziecięco-mężowskiej - otworzyłam drzwi swojego mieszkania nie zdziwiło mnie wielce, że na kanapie, tuż obok Ślubnego, siedzi ów Pan Policjant. Kobieca intuicja górą!
- Poważnie, pan do nas? - z uśmiechem na ustach krzyknęłam od progu.
- Wyobraź sobie, że pan w sprawie pana X - skomentował Ślubny, a Pan Policjant z nieco głupawą miną patrzył na mnie.
- Pięknie. No to, co chce pan wiedzieć?
Okazało się, że Pan Policjant chce wiedzieć wszystko. Ku naszemu zaskoczeniu był totalnie "zielony" jeśli chodzi o nasze perypetie z panem X. Wróciliśmy więc do początku, co po trzech latach ciszy wcale takie proste nie jest. Miałam wrażenie, że Pan Policjant z każdym naszym słowem robił coraz większe oczy. Jego mały notesik zapełniał się w tempie błyskawicznym, gdy opowiadaliśmy mu o naszych wizytach w urzędzie skarbowym, w Wydziale Spraw Gospodarczych Urzędu Miasta, na komendzie, gdy opowiadaliśmy o wizycie grupy interwencyjnej... Normalnie, trafił chłop na sprawę swego życia! Tylko trupa w tym wszystkim brakuje. Tfu, tfu...
- Muszę przyznać, że jestem ubawiona pana wizytą - stwierdziłam kończąc opowieść wprawiając tym samym Pana Policjanta w osłupienie.
- Będziesz miała temat na bloga - skwitował odruchowo Ślubny, czym spowodował, że Pan Policjant zrobił wielkie oczy.
- E tam - musiałam ratować sytuację, bo jeszcze władza pomyśli, że współpracuję z przestępcą ;) - dobrze znać swojego policjanta na terenie, a dzięki panu X kontakt z Komendą mamy zapewniony. To co dalej, panie władzo?
Pan Policjant zrobił minę i rzekł: ja mogę obiecać, że państwa nachodzić w tej sprawie już nie będę, ale nie mogę obiecać, że koledzy z komendy się interesować nie będą. Macie państwo szczęście, że pan X nie był właścicielem tego mieszkania ani nie był w nim zameldowany... - zakończył, a nam się zrobiło gorąco.
Na wszelki wypadek akt notarialny i wszelakie dokumenty trzymam przy drzwiach wejściowych. Bo podejrzewam, że niedługo znowu spotkamy się z grupą interwencyjną...

A jeśli tak się stanie, wtedy to atmosfera będzie rodem z Chmielewskiej i braku "trupów" obiecać nie mogę ;)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daisypath Christmas tickers