1 czerwca 2007

baba na komisariacie

Nie miała baba co robić, więc sobie pozwiedzała komisariaty...

Dziś skoro świt Porankowa Mama wstała, oporządziła Porankową Panienkę, wydała dyspozycje Porankowemu Tacie i uzbrojona w teczkę z dokumentami wyruszyła w kierunku Komendy Miejskiej Policji (niewtajemniczonych odsyłam tutaj)... Droga na Komendę była cudna - w końcu Porankowa Mama od czterech miesięcy nie oglądała miasta tak wczesną porą.
Po 25 minutach jazdy w miarę pustym autobusem, o godzinie 8:00, Porankowa Mama stanęła twarzą w drzwi olbrzymiego, szarego, okratowanego budynku. W środku wspięła się po wysokich schodach, złapała za klamkę wielkich drzwi i... tak została tam, gdzie stała, bo drzwi się nie otworzyły. Rozsunęły się za to drzwi obok, które prowadziły do miejsca oznakownego wielkim napisem: komisariat. Cóż było robić - Porankowa Mama podeszła do lady, za którą stała ciemnowłosa Pani.
- Przepraszam, chciałabym się dostać do Wydziału Przestępczości Gospodarczej. Którędy mam iść? - zagaiła Porankowa Mama.
- A wezwanie Pani ma? - spojrzałą spode łba pani zza lady.
- Nie mam, bo mnie nikt nie wzywał. Przychodzę do Państwa zgłosić przekręt pewnej firmy - wytłumaczyła skonsternowana Porankowa Mama i przedstawiła sprawę.
- A kto Panią tu przysłał? - zapytała pani zza lady. - To jest Komenda Miejska, a Pani ma swoją Komendę Dzielnicową.
- Ale ja przyszłam do Wydziału Przstępczości Gospodarczej.
- W dzielnicowej Komendzie jest dzielnicowy Wydział Przestępczości Gospodarczej.
- Czyli tutaj nic nie załatwię?
- Niestety, nie. Chyba, że ma Pani wezwanie.
No a że Porankowa Mama wezwania nie miała, to nie miała czego szukać w Komendzie Miejskiej. Klnąc pod nosem podreptała zatem na przystanek tramwajowy, kupiła bilety, poczekała na tramawaj, wsiadła, przejechała pół miasta i wysiadła pod Komendą Dzielnicową.
- Dzień dobry, czy znajduje się u Państwa Wydział Przestępczości Gospodarczej? - zapytała Porankowa Mama miłego pana stojącego za ladą pod wielkim szyldem z napisem: komisariat.
- Ależ owszem, a w jakiej sprawie, jeśli wolno spytać? - zapytał pan zza lady.
- Ano w takiej, że chcę złożyć skargę, a może nawet zawiadomienie o przestępstwie - wyjaśniła Porankowa Mama i zauważyła, że pan zza lady wyraźnie się ożywił. Wyłożyła więc kwestię, by pan poczuł się potrzebny.
- A Pani już u nas z tym nie była? - zapytał pan zza lady. Porankowa Mama, czując, co się święci, postanowiła udać głupią i stanowczo zaprzeczyła. - No, z pewnością ktoś w tej sprawie tutaj był - odrzekł pan zza lady.
- Widocznie sprawa głośna. To co, da się coś z tym zrobić? - zapytała tym razem Porankowa Mama.
- No, nie da się. Chyba, że Pani ustali, gdzie ten pan przebywa i go zatrzyma.
- Sugeruje Pan, że skoro Wam się to nie udaje to ja sama ustalę, gdzie przebywa Pan X? Mam zapakować czteromiesięczne dziecko w wózek i pokrążyć po mieście i czekać aż się napatoczy, choć wątpię, bo się zapadł pod ziemię i się ukrywa - wybuchła Porankowa Mama.
- Nie da się nic innego zrobić. Mamy zgłoszenie to musimy sprawdzać. Muszą Państwo to przeczekać.
- Na miłość boską, Teletubisie to się w Polsce ściga, a sprawą przestępcy to nikt nie raczy się zająć na poważnie - skwitowała Porankowa Mama. Po krótkiej wymianie zdań Porankowa Mama odeszła z kwitkiem także z tego Komisariatu.
Plan porankowej rodziny jest teraz taki: napisane zostanie oświadczenie do Działu Ewidencji Gospodarczej, w którym porankowa rodzina oznajmi Urzędowi Miasta, że pod ich dachem nie działa żadna firma i nie wyrażali zgody na to, żeby takowa się tu rejestrowała; napisana zostanie także skarga do Urzędu Skarbowego, gdyż porankowa rodzina złożyła jakiś czas temu pełne wyjaśnienie w sprawie pana X, Urząd skserował akt notarialny i przyjął oświadczenie, że takowy nie mieszka pod wskazanym adresem, a porankowa rodzina nie ma pojęcia, gdzie on jest, a mimo to Urząd nadal szuka pana X w ich domu i jeszcze śmie niepokoić rodzinę komornikiem. Porankowa rodzina rozważa także napisanie skargi do Komendanta Policji, choć zdaje sobie sprawę, że to wina systemu a nie policjantów, choć mogliby mieć większy porządek w papierach i skoro raz zapisali sobie, że pan X nie ma związku z porankową rodziną to mogliby już o to nie pytać po raz tysięczny i nie przysyłać brygady interwencyjnej. Ech... I co z tym fantem zrobić?

(a canelloni z wczoraj byłoby smaczne, gdyby nie ten cholerny makaron, który się kleił do zębów... Popołudnie bez dobrego żarcia i system lekko zaszwankował, ale jakoś się podnieśliśmy, bo na kolację był domowe hot-dogi, a dziś od rana dobre wieści - gratulujemy Hetman-Dziadowi z Łazarza! - więc nie jest źle.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daisypath Christmas tickers