29 sierpnia 2007

opowieść o bezpiecznikach - część I

Prawie jesienny dzień sprzyja opowieściom, więc dziś opowieść o tym, jak to Porankowa Mama spaliła główny bezpiecznik, a potem użerała się z administracją i energetyką... Opowieść jest długa, ale została podzielona na części. Mimo to zalecane jest przygotowanie popcornu i wygodne usadowienie się.

We wtorkowy ranek, jak to zwykle w porankowym domu bywa, Porankowa Mama suszyła włosy pod bacznym okiem Porankowej Panienki, która na widok suszarki dostaje małpiego rozumu. Była godzina 9:00, co oznaczało, że do wizyty w poradni dziecięcej zostało zaledwie 3,5 godziny, a do wizyty długo oczekiwanych gości nieco ponad 7 godzin.
(Dygresja wyjaśniająca i wprowadzająca w temat: w porankowym domu wymieniona została niedawno cała instalacja elektryczna, co zaowocowało pojawieniem się rzeszy bezpieczników / tzw. korków, z których to każdy jest odpowiedzialny za co innego. Porankowa rodzina posiada więc bezpiecznik dla pralki, dla zmywarki, dla ewentualnej płyty grzewczej w kuchni, dla świateł w pokojach, dla kontaktów przy podłodze itd., itp. Do tego, niedawno wymieniono cała instalację elektryczną w bloku - czyli instalację doprowadzającą prąd do mieszkań, a to z kolei zaowocowało pojawieniem się kolejnych trzech korków na tablicy w mieszkaniu (nazwano je "drugim zabezpieczeniem") oraz pięknych automatycznych korków na tablicy na klatce schodowej.)
Wracamy do wydarzeń wtorkowych. Była 9:00 i Porankowa Mama z uśmiechem na twarzy suszyła włosy. Wysuszyła, uczesała i postanowiła schować suszarkę. Chwyciła więc za wtyczkę, wyciągnęła ją z kontaktu i wtem, niespodziewanie, wydostał się z niego błysk, coś strzeliło i tyle porankowy dom widział, bo nagle zrobiło się ciemno. Porankowa Panienka osłupiała, ale nieźle się ubawiła, Porankowa Mama się przeraziła i kopnięciem odsunęła leżaczek dziecięcia z ewentualnego pola rażenia wybuchowego kontaktu, a Porankowy Tata zapytał: "Co zrobiłaś?" (pominiemy fakt, że nie zapytał, czy małżonka jest cała i zdrowa). Wysłuchawszy wyjaśnienia udał się w kierunku tablicy z korkami, stwierdził, że było spięcie i korek wyskoczył, pchnął go na miejsce i uznał, że sprawa jest załatwiona, a następnie skierował kroki do kuchni chcąc dokończyć poranną kawę.
- Jak dobrze, skoro nie jest dobrze? - zapytała Porankowa Mama.
- Co nie jest dobrze? - odpowiedział pytaniem na pytanie Porankowy Tata.
- Nie jest dobrze to, że po włączeniu korka nie świeci się światło w łazience.
- A świeciło się?
- Tak. I powiem ci coś jeszcze - nic się nie świeci. - skwitowała prawie jak Kononowicz Porankowa Mama (przy czym wiemy, że prawie robi wielką różnicę).
- Cholera - skwitował prawie jak każdy Polak Porankowy Tata i udał się na oględziny kontaktu, korków i urządzeń elektrycznych w porankowym domu, które zamarły po niespodziewanym błyśnięciu w kontakcie w łazience. Bacznie się im przyjrzał i doszedł do wniosku, że nie wiedzieć dlaczego padł główny bezpiecznik na klatce schodowej.
- Cholera - przytaknęła Porankowa mama, a Porankowa Panienka nadal miała ubaw, bo nie łapał, o co biega. Porankowy Tata wyszedł zaś na klatkę schodową dokonać oględzin głównej tablicy z bezpiecznikami. Okazało sie jednak, że tablica jest zamknięta i wymaga jakiegoś tajemnego kluczyka...
- Dobra, ubieram się i idę na górę do dziadka (wyjaśniam: na górze, czyli na 10 piętrze mieszka dziadek, który nie jest dziadkiem porankowej rodziny, lecz gospodarzem domu, a przynajmniej oficjalnie pełni taką funkcję, a dziadkiem go zwie porankowa rodzina z racji wieku - przy czym Porankowa Mama zwie go Muchą, bo wygląda jak much i działa też jak mucha w smole).
I Porankowy tata wyszedł... Chwilę później wrócił.
- I co? - zapytała Porankowa Mama.
- Twierdzi, że mamy dzwonić do energetyki, bo on nie ma uprawnień do wymiany bezpieczników.
- Jasne... - z powątpiewaniem stwierdziła Porankowa Mama. - A jesteś pewien, że mamy dzwonić do energetyki a nie do administracji? Ostatnio przecież dzwoniliśmy na ten alarmowy numer administracji.
- Mucha twierdzi, że do energetyki, ale mam go gdzieś, bo pewnie coś kręci. Dzwoń do administracji - oznajmił Porankowy Tata.
Porankowa Mama dodzwonić się nie mogła, bo telefon komórkowy uparcie twierdził, że nie ma takiego numeru. Ubrała się więc i zjechała na parter, gdzie wisi tabliczka z numerami do administracji. Na parterze spotkała panią, która sprząta klatkę schodową i wyłożyła jej całą sprawę. Pani również stwierdziła, że trzeba dzwonić do energetyki, bo to nie jest sprawa administracji (a że sama z tej administracji byłą, to wie, co mówi...). Porankowa Mama wróciła więc do domu i zadzwoniła do owej energetyki, jak jej kazali...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daisypath Christmas tickers