4 lipca 2007

porankowa nie-sielanka

Niniejszy post dedykuję tym, którzy myślą, że porankowa rzeczywistość to sielanka.

Porankowa Panienka od wczoraj dostaje małpiego rozumu. O ile jednak wczoraj można było ją uspokoić klepaniem w klawiaturę, o tyle dziś nie uspokajało jej nic.
Obudziła się ok. 2:00 w nocy. Została nakarmiona, przy czym Porankowej Mamie już coś nie pasowało, bo za bardzo się dziecię podczas karmienia rzucało. O 2:30 została odłożona do łóżeczka. Dziesięć minut później zaczęła marudzić i otworzyła oczy. Nie chciała leżeć w łóżeczku, nie chciała słuchać karuzelki, nie chciała być noszona na rękach... Porankowa Mama walczyła z nią do 4:00. Wtedy się poddała i poszła obudzić Porankowego Tatę. Ponieważ kilka razy udawało mu się szybko uśpić córkę, gdy ta wojowała w nocy, dziarsko wstał i optymistycznie podszedł do zagadnienia. Walczył z młodą pół godziny, po czym się poddał. Przy wrzasku dziecka został oddelegowany do łóżka, bo miał przed sobą ciężki i pracowity dzień, a na plac boju znowu wkroczyła Porankowa Mama. Porankowa Panienka została ponownie nakarmiona - jadła zawzięcie, więc wszystko wskazywało na to, że jest głodna. Potem zaczęła znów tańczyć break-dance'a. Jakimś cudem, po długim czasie kołysania na rękach, zasnęła ok. 5:30...
Obudziłą się ok. 9:00 w dobrym humorze. Jednak po godzinie zaczęła marudzić. Nie interesowały jej zabawki ani sprzęty domowe. Po kolejnej godzinie zaczęła ziewać i marudzić jeszcze bardziej. Próby odłożenia do łóżeczka kończyły się wrzaskiem. Minęła kolejna godzina - dziecię zaczęło wyć - uspokajało ją tylko siedzienie w ciemnej łazience przed lustrem. Jakakolwiek próba opuszenia łazienki wiązała się z uruchomieniem trybu płaczliwego. Nagle jej przeszło - i zmęczenie i płacz. Porankowa Mama postanowiła się z nią pobawić na macie edukacyjnej. Chwilę się udało i nagle... Porankowa Panienka zaczęła przeraźliwie się drzeć - zupełnie jakby ją coś bolało. Po kwadransie płaczu i braku jakiegokolwiek sposobu pozbycia się go, Porankowa Mama rozważała zatelefonowanie do Porankowego Taty (który dziś jest cały dzień poza domem, bo złapał okazję, by dorobić i remontuje gdzieś kuchnię...). Doszła do wniosku, że ten i tak nic nie pomoże. Rozważała zatem zatelefonowanie po Teściową - doszła do wniosku, że Teściowa tym bardziej nie pomoże, bo zna wnuczkę tylko pobieżnie i nigdy się nią nie zajmowała. Zdesperowana, Porankowa Mama zdecydowała zaaplikować młodej Viburcol - homeopatyczny środek uspokajający. Chyba zadziałał po godzinie, bo dziecko podstępnie udało się uśpić... na 20 minut...
Porankowa Panienka obudziła się z uśmiechem na ustach i cały cyrk zaczął się od nowa. W sumie, w ciągu dnia spała łącznie godzinę (3x20 minut). Aż dziw bierze, że Porankowa Mama w ogóle coś zjadła - gdyby nie resztki w lodówce i mikofalówka, pewnie żywiłaby się bananami i ciasteczkami z puszki.
O 19:00 Porankowa Panienka została wykąpana - godzinę wcześniej niż zwykle, bo była już tragicznie zmęczona, a jeśli by zasnęła to potem głupio by ją było budzić na kąpiel (i podkreślam: dziecka nie da się umyć przez sen chusteczkami odświeżającymi lub wacikiem z wodą, a porankowa rodzina nie uznaje opcji: dzisiaj nie myjemy). Licząc w duchu, że mała zaśnie przy karmieniu po kąpieli, Porankowa Mama dziarsko zabrała się do dzieła. Córka została wykąpana, nakarmiona i... nie spała nadal. Porankowa Mama ze łzami w oczach wyłożyła dziecku, co o tym myśli. Im dłużej gadała, tym bardziej dziecię szczerzyło bezzębne dziąsła...
Godzinę była noszona na rękach. Z wrzaskiem odłożona do łóżeczka. Porankowa Mama poszła podgrzać butelkę z herbatką uspokajającą i jak wróciła dziecko miało już odlot i w ciągu kilku minut samo zamknęło oczy. Śpi od kwadransa... Porankowa Mama jest wykończona, roztrzęsiona, nerwy ma na włosku, a jutro przezcież wraca do pracy i musi być w miarę w dobrym stanie... Od 9:45 ma zajęcia z dwoma grupami studentów, a potem na 15:00 musi wrócić na wykłady z filozofii... Dyżur całodniowy przy Porankowej Panience ma jutro Porankowy Tata. I pewnie jak na złość, Porankowa Panienka będzie jutro w rewelacyjnym humorze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daisypath Christmas tickers