10 stycznia 2013

zakamarkowy plecaczek - przemyślenia

Kilka dni temu rozpisałam się na temat zakamarkowego plecaka, który Glorie otrzymały w przedszkolu. Dowodząca Żelkożercami skomentowała wpis i dała mi do myślenia, co owocuje tym, że odpowiedź na komentarz rozrosła się do rozmiarów posta.

Komentarz był taki:
A my uwielbiamy NUSIĘ i IGORA (to tak jakbyś miała wątpliwości, po co tyle książek sie wydaje ;))) IGORA uwielbiam potworrrrrnie. Za najtrafniejsze opisanie dziecięcych zabaw: swoista dramaturgia, nagłe zwroty akcji, nieprzewidywalność i "pokręcona logika" dziecięcego świata. Uwielbiam za to bardziej niż za główny temat: walka ze stereotypami różowej dziewczynki i chłopca piłkarza. Uwielbiam. 
Miło było spotkać, choćby wirtualnie, chwilowych posiadaczy zakamarkowego plecaczka. Słyszałam o akcji, ale teraz mam konkret.
No i mi zatrybiło. Od końca.
Wpierw pomyślałam o zakamarkowym plecaczku. Mało o nim napisałam, ale poważnie, tęsknię za nim. Nie za akcją jako taką, ale za samym plecaczkiem. Pomysł, wykonanie - rewelacja! Zakamarki powinny takie plecaki sprzedawać. Moje oko wyobraźni już widzi plecaczek wiszący dumnie na haczyku w korytarzu i czekający na wizytę w bibliotece. Idealnie by się nadawał do przenoszenia książek do i z biblioteki oraz do przechowywania pożyczonych książek już przeczytanych, czekających na oddanie. No i jakże inteligentnie ograniczałby liczbę książek, które Glorie pożyczają z naszej osiedlowej filii... (Ja wiem, że jest regulamin, że są ograniczenia itd, ale co zrobić jak my takie urocze i do zagryzienia jesteśmy - pisałam kiedyś, że przytargałam ponad 6,5 kg książek?

Potem pomyślałam o tym, że Zakamarki genialnie rozegrały sprawę doboru książek. Taka Nusia i taki Igor. Nie dam sobie powiedzieć, są kontrowersyjni. Tylko może ta kontrowersja wynika z tego, że są totalnie inni i należy na nich spojrzeć przez inne szkiełko?
Weźmy Igora. Dramaturgia? Owszem. Nagłe zwroty akcji? Też. O pokazywaniu pokręconej logiki dziecięcego świata nie pomyślałam, uczciwie przyznaję. I tu leży pies pogrzebany. Im bardziej myślę, tym bardziej mam wrażenie, że to książka pisana do dorosłego czytelnika, wołająca z okładki "skoro tego nie widzisz, niech słowa uderzą ci prosto w twarz - może zobaczysz". Książka walczy z szablonowym podejściem do dziecka. Tyle tylko, że dzieciom tego tłumaczyć nie trzeba.
Jeśli zaś chodzi o Nusię, pomyślałam, że nadal nie kumam. A potem pomyślałam, że w tym, że nie kumam, ale ciągle o tym myślę, objawił się geniusz Zakamarków. Trzeba będzie dopaść inną opowieść o Nusi i przeczytać.

A potem pomyślałam, że bycie matką na pełen etat i pracując w tym-sam-wiesz-jakim-systemie na pełen etat (plus obowiązkowe godziny dodatkowe) spowodowało, że stałam się rozmemłanym czytelnikiem. Zakamarki przemówiły do mnie nie tym kanałem, co trzeba (gdzież moje cięte spojrzenie i zrozumienie dla Innego? gdzież umiejętność doszukania się warstw jak u Ogra?). Do torebki wrzucam regularnie kolejne tomy przygód Agaty Rodzynek, bo na niczym innym nie mogę się skupić.  W bibliotece nie szukam już tego, co wartościowe, ale tego, co łyknę "dla relaksu". Pocieszam się jedynie, że i tak wyrabiam normę czytelniczą za siebie i resztę naszego bloku. I tu pomyślałam, że zaczęłam patrzeć na ilość a nie jakość, co mnie dobiło.

Więc nalałam sobie kieliszek wina i gdybam. A wszystko przez czerwony plecaczek z Zakamarków i kilka linijek komentarza. Widzicie geniusz idei plecaczka?

1 komentarz:

  1. O fenomenie szwedzkiej (a może szerzej, skandynawskiej) literatury dla dzieci dłuuuuugo by KLIKAĆ. Oni tam wszystkimi porami chłoną ducha Astrid Lindgren, Tove Jansson, Andersena... Znają się na dzieciach jak nikt. Tak, to my DOROŚLI się uczymy, odgadujemy, domyślamy, dzieci po prostu WIEDZĄ, CZUJĄ.
    Co tu dużo KLIKAĆ. WIWAT ZAKAMARKOWY PLECACZEK!!!! WIWAT CZYTELNICZKI MAŁE, WIWAT RODZICE UPARCIE PRZEMYŚLIWYWUJĄCY (sic!)

    OdpowiedzUsuń

Daisypath Christmas tickers