14 stycznia 2013

przygoda z morałem

Supermarket. Stoimy przy lodówce. Młode oglądają jogurty. Nagle do Młodszej podchodzi kobieta. Włos rozwichrzony, oczy rozbiegane. Chwyta delikatnie dziecko za kaptur i szepcze:
- ... mi się? (przynajmniej tyle usłyszałam).
Matka przyjmuje postawę bojową, gotową do ataku. Kobieta mówi głośniej:
- ... zgubiłaś mi się? (znowu słyszę tylko fragment).
- Na miłość boską - myślę - psychiczna! Myśli, że to jej dziecko. - dopadam do młodej, nie chcąc robić szumu odwracam jej uwagę w stronę budyniu, a kobietę mierzę wzrokiem.
- Bo tak pomyślałam... - mówi cicho kobieta w moją stronę, patrząc rozbieganymi oczyma - bo tam siedzi...
- Co siedzi? Czego pani chce od mojego dziecka? - pytam bojowo, choć zaintrygowana, bo czuję nosem, że coś tu nie gra.
- Miś. Siedzi tam - i pokazuje palcem w stronę alejki z sokami.
Miś... Miś? M I Ś?
- Młoda, masz misia przy sobie? - przecież dziecko z przedszkola wyszło z Misiakiem przytulanką.
Młoda w ryk. W ręce zamiast misia trzyma jogurt.
- Móóóój MIIIIIISSSSIIIIUUUUUU. Zgubiłam.
- Bo tam siedzi... - mówi kobieta pomówiona o chorobę psychiczną.

Pluszowa cholera siedziała dumnie na skrzynce z sokami i oglądała nosem karton.

Morał taki, że zanim dasz komuś w mordę, posłuchaj dobrze, co mówi.
Kropka.

1 komentarz:

Daisypath Christmas tickers