25 maja 2007

rzecz o wycieczkach mercedesem Porankowej Panienki

Niniejszym porankowa rodzina tłumaczy się, dlaczego niektórzy znajomi, bardziej lub mniej spokrewnieni, mogą czuć się olani, bo ich nie odwiedzamy.

Wpierw dementujemy. Nie jest prawdą jakoby porankowa rodzina: zapomniała o Was czy też się na Was obraziła; postanowiła wychowywać Porankową Panienkę w odosobnieniu od innych ludzi; jest tak zapracowana, że nie ma czasu na odwiedziny.
Rzecz rozbija się o mercedesa Porankowej Panienki - pięknego, zielono-kremowego, z zawieszeniem na skórzanych paskach, które sprawiają, że nie straszne nam góry i doliny napotkane na miejskich trasach. Mercedes marki Kaps3, polskiej produkcji rzecz jasna, zjawił się w domu porankowej rodziny przypadkiem, za sprawą części Rady Starszych ze strony Porankowego Taty. Brakujące elementy, tj. nosidło służące za gondolę oraz pokrowiec i torba, zostały sprawnie zakupione od producenta z Częstochowy via internet i wózek był gotów na przyjęcie Porankowej Panienki. No, ale żeby za pięknie nie było, pojawił się szkopuł: mercedes nie mieścił się do windy w bloku zamieszkiwanym przez porankową rodzinę (niewtajemniczonym wyjaśniam, że porankowa rodzina mieszka na VI piętrze...).
Porankowa rodzina wraz z Radą Starszych kombinowała jak mogła, by zmienić ów stan rzeczy - rozłożony wózek nijak nie chciał wejść do windy, z kółkami czy bez, pod kątem i w pionie, nie i koniec. Rozważano nawet dyskretne podpiłowanie drzwi windy - brakowało dosłownie centymetrów, by wózek się zmieścił. Winda przyjmowała jednak wózek wyłącznie w formie złożonej...
W efekcie, gdy pojawiła się Porankowa Panienka, wyjścia na spacery wyglądały następująco: 1. Porankowa Panienka odziana i gotowa do drogi lądowała w wyjętym z wózka nosidle przy drzwiach na korytarzu. 2. Wózek bez nosidła i Porankowej Panienki wyprowadzano pod windę. 3. Nosidło z Porankową Panienką wynoszono przed drzwi i zamykano mieszkanie. 4. Porankowa Panienka czekała w nosidle przy windzie, aż Porankowi Rodzice złożą wózek. 5. Gdy winda raczyła przyjechać, ładowano do niej wózek a następnie opierano na nim nosidło z Porankową Panienką. 6. Na parterze nosidło wystawiano przed drzwi od windy, gdzie dziecko grzecznie czekało aż wypakuje się wózek i będzie można po ludzku wyjść na spacer.
Z czasem Porankowa Mama sama opanowała trudną i męczącą sztukę wychodzenia na spacery, jednakże z reguły na wyprawę mercedesem udawała się cała porankowa rodzina w godzinach uzależnionych od obecności Porankowego Taty w domu, który pracuje bądź na rano bądź na popołudnie. Czasy te skończyły się jednak z nastaniem wiosny...
Wiosną Porankowa Panienka uznała, że czas najwyższy dorosnąć. Zaczęła więc manifestować swoje niezadowolenie z faktu leżenia w wózku i domagała się "lepszej perspektywy" (tłumaczenie na polski: noszenia na rękach). Manifest polegał na przeraźliwym wrzeszczeniu, zwijaniu się w kłębek, czerwienieniu na twarzy i produkcji hektolitrów łez. Porankowi rodzice stanęli przed trudną decyzją: nosić na rękach małą terrorystkę czy nie? Przyznaję bez bicia, że kilkakrotnie wygrała mała terrorystka, bo aż żal było na nią patrzeć jak tak wyła... Ponieważ mała terrorystka wcale nie jest taka mała, bo jest duża od urodzenia :-), zdecydowano się na rezygnację z głębokiego wózka na rzecz spacerówki w pozycji półleżącej (wyjaśniam oburzonym: Porankowa Panienka od urodzenia sztywno trzyma głowę, a obecnie, mimo swoich niecałych 4 miesięcy, prawie siedzi samodzielnie). Porankowej Panience się spodobało - na krótką metę. Teraz domaga się "jeszcze lepszej perspektywy"...
Wracając jednak do kwestii wypraw wózkowych. Z nastaniem "ery spacerówki" Porankowa Mama nie ma już szans na samodzielne wyjście na spacer - no, chyba że będzie spychać wózek po schodach jedną ręką, na drugiej trzymając Porankową Panienkę (posunięcie ryzykowne, raz tak zrobiłam: uprzejmy pan remontujący klatkę schodową zlitował się nad nami na wysokości IV piętra). Spacery są teraz całkowicie uzależnione od obecności Porankowego Taty w domu.
Jeśli zatem Porankowy Tata pracuje od godziny 15:00 to wyprawa mercedesem odbywa się koło godziny 10:00 i służy bądź zrobieniu zakupów bądź załatwieniu ważnych spraw domowych (np. wizycie na komisariacie w sprawie pana X). Jeśli zaś Porankowy Tata kończy pracę o 15:00 to porankowa rodzina udaje się na spacer koło godziny 16:30 i jest wtedy szansa, że zawita do innych ludzi. (Oburzonych faktem, że Porankowa Panienka siedzi od rana w domu informuję, że porankowa rodzina dysponuje dwoma balkonami, na których jest świeże powietrze i miejsce, by posadzić Porankową Panienkę). Podkreślenia wymaga informacja, że Porankowy Tata pracuje w systemie tygodniowym i często bez dni wolnych, więc jeśli pracuje od rana to popołudniowe wypady na miasto związane są ze zrobieniem zakupów i załatwianiem ważnych spraw. I od razu wyjaśniam, że Porankowy Tata nie da rady załatwić wielu rzeczy sam po drodze do domu, gdyż przemieszcza się rowerem, by jak najszybciej wrócić do domu (nie, auta nie mamy i póki co mieć nie będziemy).
A teraz sami oceńcie, czy jest szansa, by porankowa rodzina odwiedziła każdego, z jakże licznego tłumu rodzinno-znajomego, z taką częstotliwością, by nikt nie poczuł się olany?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daisypath Christmas tickers