24 maja 2007

inauguracyjny melanż Porankowej Panienki

Porankowa rodzina dumnie wkroczyła w XXI wiek, co pewnie niektórzy już zauważyli. Wczorajsza inauguracja internetowego dziennika jest dość znaczącym posunięciem w tym zakresie. Na marginesie, świat się przewrócił do góry nogami skoro łatwiej przychodzi Porankowej Mamie wklepać tekst w klawiaturę niż przelać go ręcznie na papier... hmm...
Ale wracając do meritum, utworzenie bloga zostało uczczone porcją wzajemnych gratulacji i wyrazów podziwu za umiejętności internetowe i na tym świętowanie się zakończyło. Przynajmniej tak uznała dorosła część porankowej rodziny i przed pierwszą postanowiła udać się na spoczynek, wpierw jednak zaglądając do łóżeczka Porankowej Panienki... A tam jajo: Porankowa Panienka bynajmniej nie przypominała słodko śpiącego aniołka lecz małego, rozbrykanego diabełka z szeroko otwartymi oczami, który pokazywał bezzębne dziąsła w uśmiechu. Porankowa Panienka uznała, że czas najwyższy na mały melanż (trzeba iść z duchem czasu - nowe pokolenie, nowe słowa; po wyjaśnienie hasła melanż kliknij tutaj).
Propozycja Porankowej Mamy, by latorośl położyła się na boczku i zamknęła oczy spotkała się z kategoryczną odmową. Podobnie jak propozycja, by dziecię posłuchało kojącej muzyczki płynącej z karuzeli (by wczuć się w atmosferę karuzelki kliknij tutaj). W akcie desperacji dorosła część porankowej rodziny postawnowiła włączyć się w melanż i urządzić wspólną imprezę po ciemku (licząc w duchu, że młoda da się podstępem uśpić)...
Jako pierwszy z melanżo-imprezy urwał się Porankowy Tata. Ulotnił się po angielsku i zaczął chrapać. Na placu boju została więc Porankowa Mama, która wbrew poczuciu rodzicielskiej odpowiedzialności za dziecię także kombinowała jak się urwać. Nie dało się. O 2:00 obie porankowe panie nadal nie spały - przy czym nadmienić należy, że oczy Porankowej Panienki żyły własnym życiem i spały już z dobrą godzinę, podczas gdy reszta jej ciała tańczyła breakdance'a. Taniec ten trwał do 3.00...
O 4:00 młodej się przypomniało, że na melanżu nic nie zjadła i postanowiła złożyć zażalenie. Porankowa Mama przeklęła w duchu, że nie istnieje równouprawnienie i nie ma szans, by obudzić Porankowego Tatę, bo ten i tak nic nie poradzi. Przyjęła więc zażalenie i nakarmiła dziecię, po czym ponownie obejrzała pokaz breakdance'a w wykonaniu 4-miesięcznego niemowlaka. O 5:30 obie baby zasnęły po to, by wstać o 7:25, gdy z klatki schodowej dobiegł koszmarny dźwięk zwiastujący przygotwania do prac remontowych w obrębie windy... Zwieńczeniem koszmaru minionej nocy było wspólne pieczenie kruchych ciasteczek, które miały być podane podczas porannej wizyty Znajomej od Chińczyków (tzn. w normalnych okolicznościach, kiedy ma się w miarę trzeźwy patrz i umysł, pieczenie ciasteczek to sama przyjemność). No ale skoro Porankowa Mama ma ambicję, by doścignąć takie panie jak Nigella Lawson, Martha Stewart (pomijając jej przeszłość kryminalną of course) oraz Anthea Turner razem wzięte... Tak, sama sobie winna, że o 8:00 rano, po koszmarnej nocy musiała jeszcze piec ciasteczka...
Nadmienię na koniec, że ciasteczka udały się wybornie a wizyta Znajomej od Chińczyków była jak zwykle pełna optymizmu i pozytywnej energii. Przynajmniej coś pozytywnego...

A uprzedzając pytania: tak, fotki są naszego autorstwa. Tęcza moja, słoneczko małżonka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daisypath Christmas tickers