17 stycznia 2009

jak ten czas leci

Matko, jak ten czas leci! Ani się człek obejrzał, a tu dwie serie antybiotyku zjadł. I nadal kaszle jak gruźlik, ale widocznie taka nasza dola. Ani się człek obejrzał, a tu choinkę trzeba było rozebrać. Cóż, przez chorobę tak jakoś się Porankowym zapomniało podlać stojące na podłodze drzewko i w efekcie zamiast pięknej zieleni na gałązkach w porankowym salonie walała się piękna zieleń na podłodze. A to przy półrocznym brzdącu nie jest wskazane.
No właśnie! Ani się człek obejrzał, a tu takie małe coś, co to zlądowało w lipcu do domu całe pomarańczowe od żółtaczki, nagle ma pół roku i nie wiadomo kiedy nauczyło się samodzielnie siedzieć. Ba, nawet wstaje, jak się poda rękę! Taka prawda, mimo szczerych chęci odnotowywania każdego osiągnięcia rozwojowego porankowych dzieci, porankowym rodzicom umknęło, kiedy Porankowa Panieneczka nauczyła się siedzieć. Ot, pewnego pięknego dnia się nie obaliła i została w pozycji siedzącej. Tak jak pewnego pięknego dnia nauczyła się rechotać z cudzej niedoli. Teraz natomiast porankowi rodzice obiecują sobie, że zapiszą datę, gdy dziecko pierwszy raz samodzielnie wstanie. Albo zacznie pełzać (bo jak dotąd to odstawia piruety na brzuchu przed terrarium).
Ano właśnie! Terrarium! Porankowi Aborygeni dostali nakaz eksmisji. Nie wiedzieć dlaczego, terrarium się wzięło i pękło. Porankowy Tata zapakował więc trzech obywateli do pudełka, owinął ciepło i wywiózł do pracy zostawiając Porankową Mamę z perspektywą tłumaczenia zrozpaczonemu dziecku, że żabki musiały odejść i nie wrócą. Porankowa Panienka potrafi jednak zaskakiwać:
- Baby? Nie ma? - zapytała, jak wstała po drzemce.
- Nie ma żab, kochanie. Żabom było zimno i zepsuł im się domek, więc tata wziął je do pracy - zaczęła tłumaczyć Porankowa Mama wyczekując histerii, złości czy czego tam jeszcze.
- Aha - skwitowało dziecko. - Papa baby! - pomachało w przestrzeń i zajęło się swoimi sprawami.
Ale za to... Porankowy Tata kilka dni później ubił interes życia, w efekcie którego w porankowym domu stan posiadania uległ powiększeniu o przecudne terrarium ze stawkiem w środku. Nie pytać, jak to zrobił. Terratium jest, tylko nic w terrarium nie ma... Prócz kilku bezimiennych głupików, którym Porankowa Mama jakoś imion znaleźć nie może. Nic nie pasuje. Zwą się więc głupiki i tyle. Teraz Porankowi myślą, jakie zwierzę kupić. Aktualnie stanęło na żabie, prawdopodobnie nie chwytnicy ani nie drzewołazie, niestety. Pod uwagę brane były też gekony i kameleony.
Chwilowo myślenie o zazwierzęceniu terrarium poszło w odstawkę, bowiem Porankowa Mama stara się maksymalnie skupić swą uwagę na produkcji myśli, które będzie można na wiosnę uwieńczyć zdobyciem stopnia doktora nauk humanistycznych. Porankowy Tata wziął w tym celu tydzień urlopu. Założenie było takie, że przejmie opiekę nad porankowymi kobietkami, a Porankowa Mama przywiąże się do fotela przed komputerem. Choroba nieco pokrzyżowała plany i zabrała całe cztery dni - chcąc nie chcąc, z temperaturą prawie 38, z dwójką dzieci, które miały temperaturę ponad 38 i z mężem, który temperaturę miał, ale nie raczył zmierzyć, trudno zebrać myśli nawet na najprostszy temat. A co tu mówić o myśleniu nad konceptualizacją wsparcia społecznego!
O żabach myśleć także przestano z innego powodu. Oto bowiem Porankowi wieczorami obgadują, jakie zmiany należy wprowadzić w porankowym bloku. Stało się. Porankowy Tata został wybrany do Rady Wspólnoty! Na wielce burzliwym zebraniu, które odbyło się w miniony czwartek. Na marginesie, efekty zebrania są całkiem pozytywne. Na wiosnę w porankowym bloku powstanie wózkarnia (nareszcie Porankowa Mama odzyska dostęp do domowej biblioteki, która od dwóch lat zastawiona jest garażowanym w mieszkaniu wózkiem). No i winda będzie wymieniana! Należy jej się po tym, jak uwięziła między piętrami Hetman-Babę. A do małej windy w końcu zamontowana zostanie klamka! I jeszcze czeka nas przebudowa śmietnika - będziemy mieć taki elegancki, z klinkieru! Ach. (Jak się można zachwycać śmietnikiem?)
Matko, jak ten czas leci...

3 komentarze:

  1. nie no jak już śmietnik wymieniają to rewelacja; że niby kryzys jakiś czy co... jasne...

    OdpowiedzUsuń
  2. hehe, "dzieckom" to sie czasem trudno tlumaczy!!! ale jedno jest pewne : zawszse, ale to zawsze trzeba mówić prawdę!!!
    co do reomontowych zmian to rewelka!! u nas tej jesieni klatke schodowa remontowli i teraz już tak naprawdę, ale to naprawdę oficjanie (gdyż nie mam nr na kom) to zapraszam po chorobie na kawę!! już szesnasty raz powtarzać nie będę!!! na tajfun jestem przygotowana, a kawę z nowego ekspresu to ja mam conajmniej jak w Nescafe na Starym!!! phi!!!


    dominika z olka

    OdpowiedzUsuń
  3. Ano kryzys panie pełną gębą! Nie da się ukryć. Przejawia się ów kryzys chociażby w tym, że nam sprzątnięto w okolicy WSZYSTKIE pojemniki do recyclingu. A my tak ambitnie śmieci segregowaliśmy. Ponoć się nie opłaca już przerabiać...
    A co do zaproszenia: Ja się nie migam od przyjścia! Ino choroba nas tak jakoś nawiedza... Albo niemożność ruszenia się samemu z domu, bo jak winda nie jedzie to jak mam niby z dwójką maluchów i wózkiem wyjść? Ech... A ten ekspres to mnie szczególnie motywuje do ustalenia daty spotkania! Dogadamy się na gg :)

    OdpowiedzUsuń

Daisypath Christmas tickers