5 marca 2009

znad niebieskiego kubka... (czyli znów emocjonalny komentarz a nie opis)


Przy okazji zapoznawania się z komentarzami internautów na temat wyników nieszczęsnego konkursu na blog roku, Porankowa Mama natknęła się na wypowiedź, że blog komentowany przez 10 osób, w kółko tych samych 10 osób, to blog martwy. Natknęła się także na wypowiedź, w której internauta burzył się, że 40.000 odwiedzin na blogu pisanym od 3 miesięcy to śmiech... Cóż, w świetle powyższego porankowy blog nie dość, że jest martwy, to jeszcze jest śmieszny. Tylko czy martwy blog może rozrabiać? Bo porankowy blog rozrabia i to na całego.
Do takiej konkluzji doszła dziś nad kubkiem herbaty (rzeczony kubek na zdjęciu powyżej) Porankowa Mama. Swego czasu chciała zawiesić dzielenie się porankowymi opowieściami, bo jeden głupi post został źle zinterpretowany (a raczej niedoczytany do końca, bo czytającemu chyba krew oczy zalała już po pierwszej linijce) i wywołał wojnę w rodzinie. Wojnę krótką, acz burzliwą. Potem się okazało, że kolejny post niezamierzenie wywołał burzę w szklance wody na zasadzie: uderz w stół a nożyce się odezwą. Tym razem poza domem. Dźwięk owych nożyc nadal gdzieś dudni w uchu Porankowej Mamy i dzięki niemu porankowe opowieści nieco zmieniły swój styl - nie stanowią wiernego zapisu każdego ciekawego dnia życia porankowych dzieci i nie dotyczą z reguły wydarzeń z miejsca pracy porankowych rodziców. Nie zmienia to jednak faktu, że od czasu do czasu, Porankową Mamę ponosi i pozwala sobie na skomentowanie pewnych faktów wiedząc, że Czytelnicy śledzący losy porankowej rodziny są istotami myślącymi i komentarz ich równie zaciekawi, jak scena z życia. Niestety, zawsze musi się znaleźć jakiś wyjątek, który potwierdza regułę. Najprawdopodobniej ów wyjątek się właśnie objawił - przy czym podkreślić należy z całą stanowczością, że Porankowa Mama nie jest tego do końca pewna. Tak ją tylko dziś olśniło nad tym kubkiem herbaty...
W czym rzecz? (Teraz będzie zagmatwanie...)
Ano w tym, że ktoś (nie mam pojęcia kto, poważnie, bo mi powiedzieć inny ktoś nie chce) przeczytał coś (najprawdopodobniej na niniejszym blogu), co być może go zaniepokoiło, albo być może go wściekło, albo być może potraktował, jako dobry sposób na wbicie szpili Porankowej Mamie (natężenie emocjonalne opcji rosło z każdym łykiem herbaty) i zamiast zweryfikować prawdziwość owej wyczytanej informacji u źródła (bowiem ten ktoś zna tożsamość Porankowej Mamy) polazł z premedytacją (bądź nie) do kogoś ważnego i przekazał mu, że "wyczytał gdzieś", że Porankowa Mama narzeka na pewne kwestie. Hmmm... W efekcie ów ważny ktoś wyraził swój żal i oburzenie, że się Porankowa Mama publicznie skarży na pewne rzeczy, które - w opinii tego ważnego ktosia - nie są prawdą. W tym miejscu - jeśli ktoś jeszcze ma ochotę czytać dalej te zagmatwane i tajemne wypociny - należy podkreślić, że Porankowa Mama nie skłamała opisując pewne fakty, gdziekolwiek te fakty opisała (pewności, że sprawa dotyczy bloga nie ma - proszę pamiętać!). Sęk w tym, że w pewnych miejscach pewnych rzeczy, jak się okazuje, mówić nie można.
No dobra, skończmy z tym "ktosiowaniem". Ot skrót historii, która miała miejsce wczoraj.
Popijając herbatę z owego niebieskiego kubka Porankowa Mama miała dziś czas na refleksję.
Po pierwsze, oburza ją fakt, że prawda może być relatywna. 2+2 jest 4. I nie będzie nigdy inaczej, nawet, jeśli się komuś usiłuje wmówić, że to pierwsze 2 nie jest równe temu drugiemu 2.
Po drugie, martwi ją fakt, że ma w swoim otoczeniu kogoś, kto chce jej zaszkodzić.
Po trzecie, jeśli rzeczywiście sprawa rozbija się o informację wyczytaną na blogu, oburza ją fakt, że ktoś w jej otoczeniu nie potrafi uszanować jej prywatności i nie rozumie za diabła, czemu służy ten blog. Blog nie ma na celu obgadywania kogokolwiek za plecami. Jego celem jest dostarczenie informacji o tym, co się dzieje u porankowej rodziny tym, którzy są tym zainteresowani (w zamyśle adresatem była rodzina i znajomi, z którymi z braku czasu nie możemy się spotkać). Blog jest anonimowy nie dlatego, że Porankowa Mama boi się powiedzieć coś głośno, że nie ma odwagi cywilnej itp. Blog jest anonimowy, bowiem opisywane są w nim porankowe dzieci, które mają prawo do prywatności. Dlatego na próżno szukać tu zdjęć porankowych panien. Jesteśmy jednak świadomi tego, że internet to miejsce niebezpieczne i wbrew pozorom otwarte i nie chcemy, by jakiś przypadkowy internauta wiedział, kim jesteśmy i gdzie mieszkamy, jak wyglądają nasze dzieci itp. Jasne, jak ktoś tu przypadkiem trafi, spodoba mu się to, co jest opisywane i zacznie regularnie zaglądać - miło nam! Witamy i zapraszamy. Wykorzystywanie jednak treści przeciwko nam, przez osoby, które boją się przyznać do tego, że ów blog czytają, jest oburzające i chamskie.
No właśnie. To kolejna kwestia. Czytelnicy porankowych opowieści dzielą się na tych, których znamy i tych których nie znamy. Ci, których znamy dzielą się z kolei na tych, co się do tego przyznają i tych, co się nie przyznają. Ci, co się nie przyznają to w dużej mierze osoby, które szukają sensacji, które nie mają czystych intencji, które żyją naszym życiem jak pasożyty chcąc wyssać coś dla siebie. Bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że ktoś, kto czyta porankowe opowieści, a kto widuje się z Porankową Mamą (bo o jej "znajomych" głównie chodzi), nie chce się przyznać, że czyta, że słowem o tym nie wspomni w rozmowie? Niech mnie ktoś wyprowadzi z błędu!!!!
Popijając herbatę z niebieskiego kubka Porankowa Mama doszła też do wniosku, że cała sprawa z ktosiami, informacjami gdzieś wyczytanymi itp. to zamach na wolność myśli i przekonań. I dlatego nie zamierza się tym dłużej przejmować, nie zamierza zawieszać działalności "pisaczej" (jeśli sprawa dotyczy bloga), nie zamierza przyjmować "innej prawdy", która przyświeca chorym zasadom (nawet jeśli sprawa dotyczy bloga). 2+2=4. Na tyle matematykę umiem.

A tak poza tym, Porankowa Panieneczka śmiga na czworaka jak pociąg ekspresowy, Porankowa Panienka odblokowała się z mówieniem i teraz nadaje na okrągło, przysłowiowe 24/7, składając zdania podrzędne, zachowując odpowiednie formy gramatyczne i konfabulując. Poważnie! Dziecko odkryło, że ma wyobraźnię...
Porankowi rodzice za to... Cóż, przeklęty doktorat daje się we znaki psychicznie, czego efektem jest przykładowo sobotnie akcja obcięcia włosów Porankowej Panience (Porankowy Tata opitolił dziecko, bo odczuwał potrzebę destrukcji - ale dziecko wygląda prześlicznie!!!!) oraz niedzielna akcja przestawiania mebli, którą Porankowa Mama zaordynowała od rana. Meble przestawiano kilka godzin. Gdzie? W pokoju porankowych panien. Zlikwidowano przewijak, bo swej funkcji już nie spełniał i zaaranżowano miejsce do zabawy dla dzieci własnych i przychodnych. Jest lepiej. Zdecydowanie. Choć psychicznie dolina... Rzecz można, depresja już. Rów Mariański.

p.s. Niebieski kubek to prezent od Porankowego Taty, który uznał, że ma dość wylewania zimnej herbaty niedopitej przez Porankową Mamę. Porankowa Mama pija bowiem herbaty litrami. Szykuje sobie wielkie kubasy i ich nie dopija, bo się szybko ochładzają. Kubek termiczny to zatem idealne rozwiązanie. Bardzo na topie, szczególnie wśród Amerykanów. Porankowa Mama w takim kubku się zakochała oglądając Stargate SG1 - serię z Jonasem Quinnem, 8 bodajże :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daisypath Christmas tickers