2 lipca 2011

chorowanie

Chorowanie w upale miłe nie jest. Dzięki zatem Bogu za deszcz! Ha, przynajmniej ktoś się cieszy z podłej pogody za oknem.
Młode z własnej woli ubierają skarpety, nie smęcą, że chcą wyjść na spacer, nie wzdychają w stronę placu zabaw "jak fajnie mają inne dzieci", śpią popołudniami i popijają ciepłe kakao! Normalnie, chorowity raj!

A tak poważnie, już nam lepiej. Zaaplikowano nam dawkę penicyliny, która słonia powali. Nie, zastrzyków nam nie kazali robić. Wysypka zeszła, gorączki się ustabilizowały. Nie miałyśmy bardzo malinowych języków. Mnie za to gardło bolało tak, jak jeszcze nigdy w życiu nie bolało. Skóra nam jeszcze nie złazi. Podobno już nie zarażamy... Każdy, kogo informowaliśmy o szkarlatynie, z przerażeniem krzyczał: Jezu! Potem wymieniał możliwe powikłania. Informujemy zatem, że w perspektywie mamy serię badań wszelakich, jak już mądrzy lekarze dojdą do wniosku, że się paskudztwa pozbyłyśmy..

Ślubny trzyma się zdrów. Czego chcieć więcej? A, tak: urlopu i ładnej pogody.

Póki co przerabiamy wszystkie puzzle i wszystkie gry, które w domu znajdujemy. A od przyszłego tygodnia może nam już z domu pozwolą wyjść...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daisypath Christmas tickers