26 października 2007

Pracownia Pytań Bezgranicznie Nieograniczonych

Środa, godzina 18:00. Na dworze ciemno i zimno. Po korytarzach Wielkiego Kolegium suną nieco rozbawione doktorantki - Znajoma od Chińczyków i Porankowa Mama. Pytanie pierwsze: po co suną po korytarzach Wielkiego Kolegium? Pytanie drugie: dlaczego są nieco rozbawione?
Odpowiedź na pytanie pierwsze: suną, bo muszą iść na wykład. Jakaś odgórna siła decyzyjna uznała, że czas wprowadzić zmiany w systemie szkolnictwa wyższego i uznała, że skoro studia doktoranckie to trzeci etap studiów, doktoranci muszą chodzić na wykłady... Zgoda, tylko dlaczego nagle, po trzech latach totalnego nic-nie-robienia nagle ostatni rok studiów doktoranckich Porankowa Mama i jej współtowarzysze w niedoli mają spędzić wysłuchując wykładów, które nie są im do szczęścia potrzebne? Zmieniono zasady gry w czasie jej trwania. Miało być pięknie, 60 godzin zajęć dydaktycznych i luuuuz potrzebny do wykończenia pracy i przygotowanie się do obrony. A tu nie. Pomińmy milczeniem nadgodziny, które są udziałem wszystkich doktorantów. Gwóźdź programu stanowią wykłady: jeden ogólnouniwersytecki i dwa wydziałowe. No ale wracając do pierwszego pytania: dlaczego doktorantki suną po korytarzach Wielkiego Kolegium? Bo zostały zmuszone do udziału w wykładach ogólnouniwersyteckich, a że resztki zdrowego rozsądku mają, uznały, że najlepiej sprawę załatwić w semestrze zimowym, a nie bujać się na ostatniej prostej z niezaliczonym przedmiotem. W efekcie, w środę, zawitały do budynku Wielkiego Kolegium, by wziąć udział w pierwszym wykładzie interdyscyplinarnym na temat granic człowieczeństwa.
No a teraz odpowiedź na pytanie drugie: dlaczego są rozbawione? Bo się pogubiły. I tu zaczyna się robić wesoło. Wpierw małe wprowadzenie: wykłady rozpoczęły się trzy tygodnie wcześniej, ale jako że Porankowa Mama i Znajoma od Chińczyków głośno wyraziły swoje oburzenie, decyzja o tym, czy IV rok ma w nich uczestniczyć została ostatecznie podjęta dopiero kilka dni temu. Skutkiem tego był fakt, że obie panie nie były nigdzie wpisane na listę obecności i musiały przed swoim pierwszym wykładem (który w rzeczywistości był czwartym z kolei dla pozostałych słuchaczy) dopilnować, by na tej liście się znalazły. Musiały zatem udać się do "Pracowni Pytań Bezgranicznie Nieograniczonych" (kto sprytny ten znajdzie prawdziwą nazwę ;-) ), która owe wykłady organizowała. I tu dochodzimy do sedna.
W budynku Wielkiego Kolegium rezydują dwa uniwersytety: Ten Właściwy z Tradycją i Ten Drugi Nowo Powstały. Ten Drugi ma pięknie oznakowane pokoje, tabliczki informacyjne na każdych drzwiach itd. Ten Właściwy, żeby tradycji stało się zadość, jest totalnie pogmatwany.
- Przepraszam, gdzie znajduje się Pracowania Pytań Bezgranicznie Nieograniczonych? - zagajała portiera Znajoma od Chińczyków.
- Pokój 11 lub 32 - odpowiedział portier. Hmmm... Przeszły cały parter i nie znalazły, przeszły pierwsze piętro i nie znalazły. Uznały więc, że pokoje 11 lub 32 znajdują się w innej części budynku. Opuściły więc budynek i weszły doń innym wejściem. I nic.
- Przepraszam, gdzie znajduje się Pracowania Pytań Bezgranicznie Nieograniczonych? - zagajała kolejnego Portiera Znajoma od Chińczyków.
- A to będzie w piwnicy, ale trzeba wejść drugim wejściem. Hmmm... Wróciły zatem do punktu wyjścia i stanęły przed nie lada wyzwaniem - znaleźć piwnicę. Logicznie rozumując poszukiwały wejścia na parterze. I nic. Postanowiły zatem zjechać windą, ale ta okazała się być zepsuta. Wreszcie znalazły podejrzanie wyglądające drzwi, a za nimi ciemność i ogromne schody. Znów odezwała się w nich reszta rozumu i instynktu samozachowawczego - przecież nikt normalny nie umieściłby tworu uczelnianego, w którym pracują ludzie gdzieś na końcu ciemnego korytarza bez oznaczenia, prawda?
- Czy wiecie może gdzie jest wejście do piwnicy? - zapytała Porankowa Mama siedzących na ławce studentów.
- A to trzeba wejść do dziekanatu, potem prosto i dwa razy w lewo.
Aha...
No to poszły obie damy, już lekko rozbawione, przez dziekanat, potem prosto i raz w lewo, bo drugiego razu w lewo za pierwszym razem nie znalazły... Obiegły raz jeszcze cały korytarz aż dotarły do skrzypiących drzwi, za którymi biegł oświetlony korytarz. Upewniły się, czy to aby na pewno drugi raz skręt w lewo i zeszły w nieznaną czeluść zastanawiając się, czy ktokolwiek wie, że one tu są, na wypadek, jakby nie wróciły z tej wyprawy.
Przeszły obok kapiących rur, obok otwartej toalety, obok kabli aż trafiły do celu: Pracownia Pytań Bezgranicznie Nieograniczonych! Ufff! Najśmieszniejsze, że na drzwiach widniał numer pokoju: "11 ? 32 ". No comment.
Dotarły, zapisały się, udały się na wykład, wysłuchały profesora entuzjastycznie opowiadającego o oogenezie i spermatogenezie oraz komórkach HELA, pośmiały się (bo jedna studentka chcąc cichaczem wyjść z sali pomyliła drzwi z szafą...) i w ten sposób zaliczył pierwszy wykład dochodząc do wniosku, że fajnie jest na chwilę wrócić do bycia studentem, gdy nie musisz się przygotowywać do zajęć i możesz bezkarnie myśleć o niebieskich migdałach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daisypath Christmas tickers