30 marca 2015

lektura

Dziecko wróciło do domu z wiadomością ze szkoły:
- Na "po świętach" mamy przeczytać pierwszą lekturę. "Zaczarowaną zagrodę".
- Super! - choć w głowie huczało "No to teraz się zacznie". Wszak do tej pory przerabiali lektury "w klasie" - częściowo czytane głośno przez panią, częściowo przez uczniów - lub w teatrze (np. wiersze Tuwima podczas spektaklu "Pan Maluśkiewicz"). Teraz trzeba będzie umieścić czytanie w grafiku książkowym - tak to się ma, jak się czyta kilka powieści na raz...
"Zaczarowanej zagrody" Centkiewiczów na półce akurat nie mamy (mamy za to "Karolcię" i już nie mogę się doczekać!) - trzeba więc pożyczyć.
Wracając z pracy przechodziłam obok mojej biblioteki z dzieciństwa. Biblioteki, która przez lata praktycznie się nie zmieniła (i to nie jest złe), a do pełni magii brakuje jej tylko czarnego kota wylegującego się na schodach prowadzących na pięterko. Biblioteki, w której słychać dzwonki powietrzne rozbrzmiewające przy otwieraniu drzwi. Biblioteki pachnącej książkami, ale nie kurzem.
- A co tam, wypożyczę lekturę - pomyślałam.
Przedstawiłam pani bibliotekarce zapotrzebowanie, dopowiedziałam, że to pierwsza lektura dla drugoklasistki. A pani... A pani rozłożyła przede mną kilka wydań "Zaczarowanej zagrody" i rzecze:
- Proszę wybrać, która pani córce będzie najbardziej pasować. Ta ma duże litery dla dzieci słabiej czytających. Ta ma literki mniejsze, ale za to obrazki ładniejsze. O, a ta bez ilustracji dla dzieci z zaburzeniami koncentracji uwagi.
Zdębiałam. Jako pedagog, zaniemówiłam. Pierwszy raz od dawna ktoś mnie tak zaskoczył.
Czapki z głów przed panią bibliotekarką!

"Zaczarowana zagroda" czeka już w kolejce do samodzielnego czytania.

1 komentarz:

  1. Cudowna Pani Bibliotekarka! Więcej takich nam trzeba! Zwłaszcza w bibliotekach szkolnych.... Pozdrawiam i trochę się rozejrzę u Was :-)

    OdpowiedzUsuń

Daisypath Christmas tickers