19 stycznia 2014

reklamacja 2 - ale to nie ciąg dalszy

tak mnie jakoś natchnęło, więc proszę o wybaczenie, bo rymy iście częstochowskie:

Czas na drugą opowieść, co o reklamacji będzie
tym razem jednak w prawdziwym sklepie rzecz się ta odbędzie.

Gdy nadeszły mrozy buty z futrem kupiłam,
żeby moim nogom niestraszna była zima.
Byty zielone, wiązane, całkiem ładne - przyznam,
skórzane i do tego taka mała drożyzna.
Ubrałam do pracy - dzień pierwszy i drugi,
trzeciego na skórze pojawiły się smugi.
Potem skóra pękła, tu i tam tak trochę,
po to by za tydzień ukazać mą w skarpecie nogę.
Ślubnego szlag trafił, wszak ten but był drogi,
postanowił więc zadbać o żony swej nogi.
Zapakował buty w siatkę marki "no-name"
bo pudło od butów trafiło gdzieś w ogień.
Do sklepu się udał, paragon pokazał,
i o pękającym bucie z żalem opowiadał.
Sprzedawczyni uwierzyć oczom swym nie mogła,
wypisała formularz, stała się markotna.
Zapytała czy naprawa nas interesuje,
na co Ślubny spytał, czy sobie żartuje.
Naprawić buta tak pękniętego się już przecież nie da.
Chyba, że nowego szewc uszyć zamierza.

Po dość długim czasie reklamacja przyjęta została,
porankowa rodzina do sklepu się więc ponownie udała.
Szerokim łukiem omijała regały, gdzie but feralny leżał,
powodując, że personel wzrokiem swym nas namierzał.
Znaleźliśmy w końcu buty dla dwóch córek,
będą teraz mogły w śniegu zbiegać z górek,

Kolejka do kasy była długa wielce,
bo jak się okazało, reklamacji było więcej!
Tłum ludzi w rękach kartony z butami trzymał,
każdy z nich tak jakoś zimy nie wytrzymał.
Mam nadzieję teraz, patrząc na dziecięce buty,
że te nowe nie okażą się, jak moje, być całkiem do d..y.

:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daisypath Christmas tickers