6 maja 2009

dziwne przypadki...

- Nie umyłam dzisiaj zębów. Muszę umyć zęby - z wrodzonym wdziękiem Porankowa Panienka zlazła ze swego tapczanu i udała się w stronę łazienki, gdzie przystawiła sobie do umywalki taborecik, wlazła na niego i owe zęby umyła.
24 godziny wcześniej ta sama Porankowa Panienka z takim samym wdziękiem zlazła z tapczanika wołając: Kaszkę proszę! I bajkę!, a następnie usadowiła się przed telewizorem.
Dodać należy bardzo istotny fakt, że obie sytuacje miały miejsce około godziny 2.45 nad ranem. I na nic zdało się tłumaczenie dziecku, że jest środek nocy, że zęby myła i nie musi po raz wtóry, a rybka na kanale Mini Mini śpi i bajek nie ma. I że mama musi wstać do pracy dość wcześnie - bo przypadał jej pierwszy dyżur w nieszczęsnej pracowni komputerowej... No ale nie ma tego złego! Porankowa Panienka wprawdzie zasnęła po pół godzinie w łóżku rodziców eksmitując z niego Porankowego Tatę, ale za to spała do 9. Z kolei, Porankowa Mama wprawdzie musiała się rano zwlec na dyżur, ale za to wróciła do domu po 2 godzinach, bo się okazało, że akurat ogłoszono dzień rektorski i studentów nie ma! A jak studentów nie ma, to po co komu otwarta pracownia komputerowa!? Szczęście pełną gębą - przynajmniej można zjeść wspólnie z rodziną obiad i ogarnąć, zanim się samemu zostanie na posterunku z dwójką małych, biegających i rozrabiających stworzeń.
Tak, wspomniane wyżej biegające stworzenia miały wczoraj wyjątkowo psotny dzień. Stworzenie młodsze ambitnie właziło na tapczan siostry czy też każdy inny sprzęt domowy. Stworzenie starsze za to miało ochotę na keczup - taki normalny keczup z plastikowej butelki. A że do lodówki sięga, a w niej do półki z keczupem... Porankowa Mama miała zafundowane generalne sprzątanie za kanapą.
- Nic się nie stało, mama. Posprząta się.
Zdecydowanie, SIĘ posprzątało po butelce keczupu. Choć w pokoju nadal jego zapach się unosi, a plamy z ubranek zejść nie chcą...

***

Niedaleko porankowego domu jest przedszkole, które ma dość rozległy ogródek do zabaw dla dzieci. Porankowa Mama, z racji swego "zawodu", a także z racji tego, że jest mamą potencjalnych przedszkolaków (choć podkreślić należy, że porankowi rodzice - jeśli już - to poślą swoje pociechy do przedszkola po ukończeniu przez nie 4 roku życia) zawsze z zainteresowaniem ogląda, w jaki sposób panie przedszkolanki zajmują się podopiecznymi w czasie zabaw na powietrzu. No i dziś, w wyniku takiej obserwacji, wspomniane przedszkole zostało zepchnięte na sam dół listy potencjalnych przedszkoli. Bo proszę sobie wyobrazić, że spora grupa dzieciaczków bawiła się sama - w zasięgu wzroku w ogóle nie było opiekuna - w najdalszym zakątku ogródka, za budynkami, od strony wejść do kuchni itp. Dziewczynki (bo głównie płeć piękna tam była) oblegały furtkę w płocie. Dosłownie, jeden skok i byłyby na drugiej stronie, a pani opiekunka zapewne zauważyłaby ten fakt po powrocie do sali. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby komuś się coś stało w tym zakątku! Porankowa Mama wraz z Hetman-Babą skomentowały między sobą ów brak opieki. Wtem, przy furtce pojawiły się panie pracujące w tym przedszkolu - pojawiły się, ale od strony ulicy. Odkluczyły furtkę, weszły na teren przedszkola i podziękowały dziewczynkom, że te stały na czatach... Hetman-Baba (pedagog z zawodu, a jakże inaczej!) nie wytrzymała i rzuciła w stronę pań, że podziwia ich beztroskę. Dodała w swej wypowiedzi, że jest nauczycielką. A na to panie:
- No a my nie jesteśmy i nas to nie rusza.
Tak, dzięki paniom - zapewne kucharkom - porankowe panny do tego przedszkola nie pójdą.
I teraz pytanie: zgłosić to dyrektorce?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daisypath Christmas tickers