22 kwietnia 2009

23 kwietnia...

23 kwietnia 2005 roku myśli porankowych rodziców zaprzątał rosół. Taki najzwyklejszy rosół z makaronem. A dokładniej brak takiego rosołu z makaronem. Porankowa Mama myślała o nim siedząc u fryzjera, kręcąc przy okazji w myśli film, jak się zachowa, gdyby się okazało, że ów rosół jednak się pojawi. Porankowy Tata z kolei, znając dobrze Porankową Mamę i jej wybuchowe reakcje w obliczu stresu/kryzysu, osobiście jechał sprawdzić, czy na 1500% taki rosół nie zostanie podany gościom. Nie został. Na szczęście. Ale żeby nie było za pięknie, tort nie wyglądał dokładnie tak, jak miał wyglądać.

23 kwietnia 2006 roku był pierwszym, prawdziwie wiosennym dniem, dzięki któremu Porankowa Mama zaczęła kichać w tort. Migdałowy tort, żeby nie było. Taki pokryty marcepanem. A migdałowy dlatego, że rok wcześniej porankowym rodzicom nie było go dane zjeść. I tym kichaniem w tort rozbawiła nieco Porankowego Tatę, który zapomniał, o co się z małżonką pożarł. I dobrze!

23 kwietnia 2007 od rana było chłodno, więc porankowa rodzina - w zestawie z Porankową Panienką - wyruszyła opatulona w swetry na spacer do cukierni na drugi koniec miasta. Im dalej byli od domu, tym cieplej się robiło na dworze. Pogoda zmieniła się do tego stopnia, że Porankowa Panienka po wyjściu z cukierni została rozebrana z odzienia i zaprezentowała światu swoje skarpetki i body. Porankowi rodzice natomiast prezentowali światu swoje zdolności upychania pod wózek stosu swetrów i kurtek i zastanawiali się, w jaki sposób w taki upał przetransportować do domu tort na śmietanie. Tort o smaku owoców lasu, żeby było jasne. Przetransportowali. I musieli się nim podzielić z rodziną, która wyczuła pismo nosem i jak jeden mąż stawiła się na kawie popołudniu.

23 kwietnia 2008 Porankowa Mama, jako że lekarz - mając na uwadze dobro Porankowej Panieneczki - zabronił jej się ruszać z domu, marzyła o torcie z owocami leśnymi siedząc na kanapie. W tym czasie Porankowy Tata wraz z córką udał się do miasta, by ów tort odebrać z cukierni. Gdy wrócili, mająca wówczas rok z hakiem Porankowa Panienka swoją małą łapką wyżarła w torciku dziurę. A potem jeszcze jedną. I jeszcze jedną. A łyżeczkę oblizywała z takim zawzięciem, że gdyby jej nie przerwano, to by i w niej dziura była.

23 kwietnia 2009 za to... Porankowy Tata po pracy odbierze zamówiony w poniedziałek tort o smaku cappucino z truskawkami. Z racji kryzysu bez pokrycia marcepanowego. Ale za to duży na 12 osób - mimo że pewnie rzuci się na niego o połowę mniej. Na obiad być może Porankowa Mama ugotuje rosół, obowiązkowo z makaronem gwiazdki! Tak dla jaj, bo generalnie hasło: rosołek powoduje w porankowym domu salwy śmiechu. A po obiedzie porankowi rodzice zasiądą z córkami do codziennej wspólnej kawy i tort zjedzą. I będą wspominać ze śmiechem to, co się działo rok temu, i dwa lata temu, i trzy i cztery - ze szczególnym naciskiem na te cztery lata.

A, bo nie wspomnieliśmy o najważniejszym. 23 kwietnia 2005 Porankowi Rodzice brali ślub. A że są ginącym gatunkiem "celebrujemy małe rodzinne święta i mamy własną rodzinną tradycję", 23 kwietnia w porankowym domu obowiązkowo na stole pojawia się tort. Z tej samej cukierni, co tort ślubny. Raz do roku można, nie?

Ech...

2 komentarze:

  1. Najlepsze życzenia dla Was kochani! Niesamowicie pozytywnie, że świętujecie takie okazje! Inaczej można by zgubić po drodze te ważne chwile naszego życia... i niby tylko raz w roku, ale jak znam życie to każdy z tych roków minął jak biczem trzasnął... czyż nie? Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  2. my bralismy ślub 27 sierpnia 2005 roku:)
    dominika zolka

    OdpowiedzUsuń

Daisypath Christmas tickers