19 lipca 2008

broń Bóg! czyli bądź tu człowieku mądry...

Czasy się zmieniają. Banał. Ale jakże można owych zmian doświadczyć, gdy się ma w domu noworodka zaledwie półtora roku po pierwszym dziecku. I nie chodzi tu o fakt posiadania dwójki dzieci, bowiem paradoksalnie w porankowym domu panuje ogromny spokój i właściwie niewiele się zmieniło. Zmiany, o których mowa, dotyczą pielęgnacji noworodka. I zmiany te powodują, że Porankowej Mamie niekiedy krew się gotuje.
Zacznijmy od przyjemnej czynności kąpania małego człowieka. Półtora roku temu Porankową Panienkę porankowi rodzice myli delikatnie mydełkiem dla dzieci, potem kąpali w wanience, potem wycierali i oliwili skórkę, aż Porankowa Panienka była czyściutka i pachnąca. A teraz? Porankową Panieneczkę już na oddziale położniczym raz dwa wrzucano do specjalnego zlewu, w którym była woda z płynem do kąpieli, potem bez spłukiwania wyciągano, osuszano, smarowano pępek, zakładano pieluchę i koniec. No nie do końca koniec, bo potem mówiono jeszcze, że tylko tak należy kąpać dziecko i broń Boże czymkolwiek smarować! W efekcie, z lekką dozą sceptycyzmu, porankowi rodzice postanowili podporządkować się nowym zaleceniom (które usłyszeli już od różnych osób "z branży noworodkowej"). Porankowa Panieneczka obłazi więc ze skóry, ale położna twardo twierdzi, że to skóra płodowa, która musi jej zejść i nie wolno tego niczym smarować. Super...
No właśnie, położna. Położna zezwoliła w końcu na użycie kremu przeciwko odparzeniom. Właściwie nie do końca zezwoliła, bo się uparła przy kremie Bepanthen i broń Bóg innym. Zmiana w tym zakresie dotyczy jednakże sposobu smarowania Porankowej Panieneczki - pani położna wysmarowała biednemu dziecku cztery literki taką ilością kremu, że aż dziw bierze, że pielucha utrzymała się na miejscu a nie zjechała. No ale broń Bóg, żeby smarować mniej, bo potem to się w pieluchę wchłonie i nie będzie nic na skórze... OOOOOkkkkk...
Kolejna kwestia: pępek. Tylko i wyłącznie spirytusowy roztwór fioletu gencjanowego! Koniecznie 2%! Broń Bóg spirytus 70% (na marginesie: jedna z mam, które leżały na oddziale z Porankową Mamą poszukiwała takiego spirytusu w aptekach - skierowano ją do monopolowego, więc zrezygnowała z pielęgnacji pępka tym sposobem...)! Porankowy Tata nabył więc drogą kupna spirytusowy roztwór fioletu gencjanowego 2% i odtąd w porankowym domu wszystko - a przede wszystkim ciało Porankowej panieneczki oraz palce Porankowej Mamy - pokryte jest plamami w kolorze fioletowym. I proszę tu nie mówić, że, gdyby się umiało korzystać z gencjany to by się plam nie miało. Nie da się używać tego świństwa bez robienia plam!
W zakresie pielęgnacji noworodka znajduje się także kwestia jego odżywiania, a co za tym idzie, kwestia odżywiania się Porankowej Mamy. Półtora roku temu porankowi rodzice słyszeli: broń Bóg owoce pestkowe! Żadnych śliwek, wiśni, brzoskwiń! A co dziś słyszą? Broń Bóg owoce pestkowe! Ale nie chodzi tu o owoce typu śliwka (sic!) tylko o owoce drobnopestkowe: maliny, trskawki, jeżyny, poziomki... Śliwki ponoć jeść można. Porankowa Mama wybrała jednak opcję kompromisową: je jabłka, bo mają pestki pośredniej wielkości. No i o jabłkach nie wspomina nikt rozpoczynając od: broń Boże...! Kurcze, tylko jak długo można się żywić jabłkami? Szczególnie, jak się ma na surowe jabłka uczulenie? Co jednak najśmieszniejsze, na oddziale położniczym Porankową Mamę karmiono właśnie kompotem z truskawek, jako jarzynkę podawano brokuły (ponoć nie mają właściwości takich jak kalafior, ale komu tu wierzyć?), zupka była wielowarzywna z kalarepą i kalafiorem...

I bądź tu człowieku mądry...

Jest jeszcze jedna kwestia, która powoduje wrzenie w porankowym domu, ale kwestia ta jest nowością dla porankowych rodziców, więc w sumie możliwe, że wrzą z niewiedzy. Otóż, Porankowa Panieneczka nadal walczy z żółtaczką. Pierwszego dnia w domu wyglądała jakby wróciła z solarium - była aż do przesady pomarańczowa. Mądre głowy "z branży" kazały obserwować kolor dziecka i jeśli zacznie żółknąć, czyli blednąć, nie przejmować się, bo to znak, że wszystko jest na dobrej drodze. Porankowa Panieneczka kolejnego dnia zżółkła, więc porankowi rodzice uznali, że powodu do obaw nie ma. Przyszła jednak położna i od progu stwierdziła: "ona jest żółta!" No ba... ale nie jest już pomarańczowa... Położna jednak uznała, że odcień żółci jest niepokojący, wysłała na badanie krwi w kierunku bilirubiny i się okazało, że faktycznie, Porankowa Panieneczka przekracza nieznacznie normę dozwoloną noworodkom (tzn. norma jest <13, ona ma 14,9). Wykonano więc telefon do lekarza, który... i tu się zaczyna wątek wrzenia krwi. Lekarz zapisał bowiem Luminal w czopkach. Luminal jednak jest to lek psychotropowy, uspokajający! Porankowa Panieneczka ma zaledwie 2 tygodnie życia! I jak tu nie wrzeć?
W porankowym domu mamy więc noworodka na psychotropach...

I bądź tu człowieku mądry... Trzeba było skończyć medycynę...

2 komentarze:

  1. az by sie chcialo powiedziec lekarzowi, gdzie ma wsadzic sobie te czopki... nie zebym pamietal, ale wydaje mi sie ze wiele lat temu takie rzeczy jak zoltaczka u noworodka zchodzily same, badz z mala pomoca medykamentow, a nie psychotropy. kurcze, a 2 sprawa, moze moja wiedz medyczna nie jest zbyt bogata, ale co ma zoltaczka do psychotropow (albo na odwrot)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oż kurczę! Co do pielęgnacji noworodka... przy Elce nie było problemów, wyrosła na śliczną dziewczynkę, to czy nie warto by stosować tych samych metod? Chyba całkiem sensowne by to było... a zalecenia położnej traktować z przymrużeniem oka, bądź co bądź moda się zmienia... ale co ja mogę, niedoświadczona, wiedzieć. Żal mi Was tylko, bo nieźle skołowani musicie być.

    OdpowiedzUsuń

Daisypath Christmas tickers