9 stycznia 2015

z życia wzięte

Za oknem wichura. Penelopa, Kasjopeja czy jakaś inna Alejandra szaleje w złości zamiatając wszystko, co jej na drodze stanie i zalewając nas łzami. Zapowiadano, że będzie padać, ale żeby aż tak? Apogeum szału pogodowego dopadło nas dziś, gdy wracałyśmy ze szkoły. Istne oberwanie chmury graniczące z obrazami nadawanymi w amerykańskich stacjach TV, gdy relacjonują nadejście huraganu. Idąc z młodymi w kierunku domu, przemoczone byłyśmy do majtek - dosłownie. Gdy wyszłyśmy zza naszego Wietrznego Narożnika, wiatr zadął tak mocno, że Glorię Młodszą prawie przewróciło. Nagle słyszę za plecami:
- Młoda! Przegrupowanie! Idziemy kluczem! Kluczem, mama!
- Że co? - pytam przekrzykując wiatr.
- K-L-U-C-Z-E-M! Matka z przodu. Najsłabsi z tyłu - młoda trzymaj się mnie to nie odfruniesz! Mama, przedzieraj się przez wiatr, ja ochraniam tyły! - Gloria Starsza dyryguje otoczeniem.

Cóż było robić... Zaczęłam się przedzierać. Córka ornitolog mi rośnie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daisypath Christmas tickers