22 grudnia 2011

operacja Gwiazdor cz. I

W przedszkolu Gloria Starsza po raz pierwszy w życiu spotkała się z namacalnym Gwiazdorem. Jak dotąd Gwiazdor był u nas zawsze poza zasięgiem wzroku i uszu, w czarodziejski sposób zostawiał prezenty pod choinką i jak ognia unikaliśmy wszelakich przebierańców (to chyba pozostałość po czasach szkolnych Gwiazdorów, którzy przychodzili z tymi czerwonymi policzkami niosąc worek nie tylko z prezentami, ale i z rózgą i wcale miło się nam nie kojarzą).
Muszę jednak przyznać że przedszkolny Gwiazdor mnie urzekł. Wyglądał jakby go wyjęli z jakiegoś świątecznego folderu. Uśmiechnięty, odpowiednio krągły, z radosnymi iskierkami w oczach, w pięknym stroju. W ogóle nie przypominał tego szkaradnego stwora z czasów PRL.
Gloria wyfrunęła z sali rozanielona, z wielką paczką pod pachą.
- To paczka od Gwiazdora? Poważnie? - zapytałam poważnie zdziwiona ogromem prezentu.
- No! Kareta z księżniczką! Bombowa! - dziecię wyjęło z torby różową karetę ciągniętą przez fioletowego rumaka z długą grzywą. W karecie siedziała księżniczka.
- I prawdziwy Gwiazdor u was był?
Dziecko spojrzało na mnie poważnie, skwasiło minę i rzekło z wdziękiem prawie pięciolatki:
- Maaaamaaaa, ty też w to wierzysz? Przecież on był udawany. Ktoś się przebrał.
Buch, magia Gwiazdora prysnęła. Gdzie popełniliśmy błąd?
- Ale prezent jest od prawdziwego Gwiazdora. Chyba.
Kamień z serca. Logistycznie opracowana i skrupulatnie przeprowadzona operacja "Gwiazdor" jednak przyniosła efekty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daisypath Christmas tickers