22 lutego 2011

zima lubi dzieci

Zima to prawie tak jak ciąża - każdy się cieszy na myśl o niej, ale jak już się jej doświadcza, to mało kto nie marudzi, a ciężarną trzeba przekonywać, że to nie choroba, więc i aktywność normalną zachować można.
Za każdym razem, gdy uda mi się już zapakować dwie mini-nastolatki w strój rodem z filmów o życiu na Antarktydzie, gdy uda mi się z tymi dwoma kulającymi się istotami dobić do drzwi wejściowych bloku, trafiam na Sąsiadkę (nie jedną konkretną), która robi wielkie oczy i mówi:
- No w taki mróz z dziećmi na dwór?!?!, albo
- A wy aniołeczki, co mamusi zrobiłyście, że was w taką pogodę na dwór ciągnie?, albo
- Pani to jest odważna... Psa bym w taką pogodę nie wypuściła z domu...
ZA KAŻDYM RAZEM!!!
O ile jednak zakład, że jakbym teraz zapakowała rodzinę i wywiozła na narty w góry, nikt by nie marudził?
Pytam zatem, czym się różni piękna zima w mieście od pięknej zimy w górach? Pomijając oczywiste różnice krajobrazu.

Ale mogło być gorzej. W Ameryce by pewnie już szkoły z powodu temperatury pozamykali, a na Wyspach... Z pełnym szacunkiem dla Wyspiarzy, ale zapewne życie by tam zamarło w takich warunkach.


---

Nawiązując do postu o pluszakowej armii (genialne określenie!), oto rozwiązanie rodem ze Stanów: ZOO
Czego to ludzie nie wymyślą... Mało praktyczne na dłuższą metę - szczególnie, gdy się mieszka w bloku.

1 komentarz:

  1. ZAWSZE się znajdzie jakaś dobra dusza na straży zdrowia naszych dzieci ;-))) Mnie pani w kasie, w naszym osiedlowym markecie spytała ostatnio patrząc na Idę - "Czy to dziecko MUSI cierpieć taki mróz?" (było -10)

    OdpowiedzUsuń

Daisypath Christmas tickers