1 stycznia 2011

"Mucha" na Nowy Rok


Nowy Rok dopiero się zaczął, a nasz nowy domowy kalendarz już jest zapisany - planami, "rutynami", celami... Zapisany "wolnymi chwilami", gdzie będziemy planować spotkana z przyjaciółmi i dawno niewidzianymi znajomymi. Pierwsze dni stycznia prawie że pachną zaplanowanymi na te dni obiadami. Z wielu stron uśmiechają się do nas członkowie rodziny i przyjaciele oraz znajomi i dzieci tych przyjaciół i znajomych, przypominając o tym, że w danym dniu jest ich święto - urodziny, imieniny, rocznice ślubu.
Chwalę się? Poniekąd. Ale przede wszystkim próbuję zainspirować. Organizacja życia domowego wielu odstrasza, wielu znajomych mówi "to nie dla mnie", "u nas to nie wyjdzie". A ja pytam: dlaczego nie? Przecież tu nie chodzi o życie jak w zegarku i z batem nad głową.

W tym roku - tfu, już w minionym - po raz pierwszy w życiu miałam luz na Boże Narodzenie, po raz pierwszy od dawna spędziliśmy fajnego Sylwestra. Bez latania na czas, bez rwania włosów z głowy, że o czymś zapomnieliśmy, bez upojnych 24 godzin przed godziną "zero", gdy człowiek nie śpi, bo musi przygotować dom na święta. A przecież i Wigilia była u nas własnoręcznie przyrządzona, i w Święta mieliśmy niespodziewajki w postaci rodziny na obiedzie (obiedzie, który miał być "wychodny"), biegania z młodą po ostrym dyżurze, gdzie "kompetentny" lekarz odesłał nas na Izbę Przyjęć do szpitala dziecięcego, mojego buta, któremu odpadła podeszwa (sic!) na mrozie przy -10 i mega ślizgawce czy prądu migającego 53 razy w przededniu Wigilii oraz prądu wyłączonego na kilka godzina między Świętami a Sylwestrem. A wszystko z dwójką dzieci poniżej czwartego roku życia. I z normalnymi problemami dnia codziennego w tle.

Pytacie: jak? Odpowiadam: bo my latamy z muchą, co to się zwie FLY Lady. Latamy od ponad roku i widać tego efekty.
FLY Lady to nie postać fikcyjna, to nie chwyt marketingowy. To prawdziwa gospodyni, która przez lata szukała rozwiązań, jak sprawnie zarządzać domem i nie zwariować. Szukała i znalazła, dopracowała i wrzuciła do internetu... Odzew chyba ją zdziwił, bo aktualnie na świecie latają dziesiątki tysięcy (o ile już nie setki) muszek. Kobiety z różnych zakątków świata, mające różne zawodu, różne domy, różne dochody maszerują przez życie ze swoimi Control Journals (czy jak to określiłam u nas w domu: Dziennikami Kontroli Lotów), dzięki czemu ich rodziny z uśmiechem witają każdy dzień.
FLY Lady codziennie podsyła nowe maile - z instrukcjami co robić, z motywującymi świadectwami, z poradami, z "przypominajkami". Gdziekolwiek jesteś - na Facebooku, na Twitterze, na Yahoo, na twojej skrzynce mailowej - możesz natknąć się na Panią Muchę. A jak się już natkniesz i poznasz, możesz spać spokojnie, bo wiesz, że cokolwiek się będzie dziać, twój dom będzie trwał, domownicy będą mieli stabilne środowisko, w którym będą mogli się rozwijać i nie będzie chaosu.


System FLY Lady to system małych kroczków. Wszystko zaczyna się od... wyczyszczenia i wypucowania zlewu kuchennego. Poważnie, pierwszy krok to "shine your sink". Brzmi dziwacznie, ale wierzcie mi, że działa. Wypucuj swój zlew wieczorem, a kolejny dzień będzie lepszy! Pucuj zlew każdego dnia aż wejdzie ci to w nawyk, a Twój dom będzie "działał jak należy".
Reszta to kwestia dopracowania szczegółów, takich jak chociażby rozpisanie "rutyny", czyli tego, co każdego dnia jest do zrobienia rano, po powrocie z pracy i wieczorem. Spiszesz na kartce i już masz początek swojego dziennika kontroli lotów...

To działa, poważnie! Całym sercem polecam wizytę TUTAJ - Beginner Baby Steps!

I żeby nie było, to nie tak, że tylko ja - baba - się zorganizowałam, że cały dom spoczywa na mojej głowie. Po paru miesiącach odkryłam, że każdy domownik zaczął żyć rytmem FLY Lady, włączając w to Porankowe Glorie. Bez przymusu, bez wrzasków, bez "szkolenia"...
I wiecie co jeszcze odkryłam? Że odzyskałam siłę do tego, by jednoznacznie określić, kim jestem, i by żyć w zgodzie ze sobą i swoimi przekonaniami.

A za rok Wam powiem, czy FLY Lady sprawdza się także w odniesieniu do pracy zawodowej, bo w tym roku zamierzam ją przećwiczyć na moim doktoracie.

Szczęśliwego Nowego Roku!

2 komentarze:

  1. Od wielu lat wieczorem, codziennie wieczorem, pucuję nasz Hetman-Zlew...

    No i żyję, chociaż nie ukrywam, że jakby niewiele podobny jestem do "muszki" :)))

    Pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. ano widzisz, bo to na pucowaniu się nie kończy! choć pucowanie to pierwszy krok.

    OdpowiedzUsuń

Daisypath Christmas tickers