Czym innym jest jednak policjant w pełnym umundurowaniu - szary garnitur, czapka i te sprawy. Nie powinno więc dziwić, że tak ubrany stróż prawa przykuł moją uwagę. Sprężystym krokiem minął nas na ulicy nieopodal naszego domu, pod pachą miał notatnik w skórzanej oprawie i wyglądał na zmęczonego. Szedł sam. I to było najdziwniejsze.
- Dlaczego ja mam wrażenie, że pan policjant śmiga do nas? - zapytałam Porankowego Tatę vel Ślubnego, który (jak na przygodnego przechodnia przystało) policjanta tylko zmierzył wzrokiem i - kolokwialnie acz dosadnie ujmując - olał traktując jak element wystroju otoczenia. W tym samym czasie Pan Policjant (zróbmy z niego pełnoprawnego bohatera opowieści) kluczył w poszukiwaniu bramy, która pozwoliłaby mu przejść przez płot otaczający teren porankowej posiadłości (nówka sztuka! ogrodzili nas kutą bramą - czuję się jak w Dynastii, poważnie!). Bramę znalazł i zniknął w drzwiach naszego bloku...
Gdy kwadrans później, wracając z apteki, do której udałam się sama - bez obstawy dziecięco-mężowskiej - otworzyłam drzwi swojego mieszkania nie zdziwiło mnie wielce, że na kanapie, tuż obok Ślubnego, siedzi ów Pan Policjant. Kobieca intuicja górą!
- Poważnie, pan do nas? - z uśmiechem na ustach krzyknęłam od progu.
- Wyobraź sobie, że pan w sprawie pana X - skomentował Ślubny, a Pan Policjant z nieco głupawą miną patrzył na mnie.
- Pięknie. No to, co chce pan wiedzieć?
Okazało się, że Pan Policjant chce wiedzieć wszystko. Ku naszemu zaskoczeniu był totalnie "zielony" jeśli chodzi o nasze perypetie z panem X. Wróciliśmy więc do początku, co po trzech latach ciszy wcale takie proste nie jest. Miałam wrażenie, że Pan Policjant z każdym naszym słowem robił coraz większe oczy. Jego mały notesik zapełniał się w tempie błyskawicznym, gdy opowiadaliśmy mu o naszych wizytach w urzędzie skarbowym, w Wydziale Spraw Gospodarczych Urzędu Miasta, na komendzie, gdy opowiadaliśmy o wizycie grupy interwencyjnej... Normalnie, trafił chłop na sprawę swego życia! Tylko trupa w tym wszystkim brakuje. Tfu, tfu...
- Muszę przyznać, że jestem ubawiona pana wizytą - stwierdziłam kończąc opowieść wprawiając tym samym Pana Policjanta w osłupienie.
- Będziesz miała temat na bloga - skwitował odruchowo Ślubny, czym spowodował, że Pan Policjant zrobił wielkie oczy.
- E tam - musiałam ratować sytuację, bo jeszcze władza pomyśli, że współpracuję z przestępcą ;) - dobrze znać swojego policjanta na terenie, a dzięki panu X kontakt z Komendą mamy zapewniony. To co dalej, panie władzo?
Pan Policjant zrobił minę i rzekł: ja mogę obiecać, że państwa nachodzić w tej sprawie już nie będę, ale nie mogę obiecać, że koledzy z komendy się interesować nie będą. Macie państwo szczęście, że pan X nie był właścicielem tego mieszkania ani nie był w nim zameldowany... - zakończył, a nam się zrobiło gorąco.
Na wszelki wypadek akt notarialny i wszelakie dokumenty trzymam przy drzwiach wejściowych. Bo podejrzewam, że niedługo znowu spotkamy się z grupą interwencyjną...
A jeśli tak się stanie, wtedy to atmosfera będzie rodem z Chmielewskiej i braku "trupów" obiecać nie mogę ;)
Gdy kwadrans później, wracając z apteki, do której udałam się sama - bez obstawy dziecięco-mężowskiej - otworzyłam drzwi swojego mieszkania nie zdziwiło mnie wielce, że na kanapie, tuż obok Ślubnego, siedzi ów Pan Policjant. Kobieca intuicja górą!
- Poważnie, pan do nas? - z uśmiechem na ustach krzyknęłam od progu.
- Wyobraź sobie, że pan w sprawie pana X - skomentował Ślubny, a Pan Policjant z nieco głupawą miną patrzył na mnie.
- Pięknie. No to, co chce pan wiedzieć?
Okazało się, że Pan Policjant chce wiedzieć wszystko. Ku naszemu zaskoczeniu był totalnie "zielony" jeśli chodzi o nasze perypetie z panem X. Wróciliśmy więc do początku, co po trzech latach ciszy wcale takie proste nie jest. Miałam wrażenie, że Pan Policjant z każdym naszym słowem robił coraz większe oczy. Jego mały notesik zapełniał się w tempie błyskawicznym, gdy opowiadaliśmy mu o naszych wizytach w urzędzie skarbowym, w Wydziale Spraw Gospodarczych Urzędu Miasta, na komendzie, gdy opowiadaliśmy o wizycie grupy interwencyjnej... Normalnie, trafił chłop na sprawę swego życia! Tylko trupa w tym wszystkim brakuje. Tfu, tfu...
- Muszę przyznać, że jestem ubawiona pana wizytą - stwierdziłam kończąc opowieść wprawiając tym samym Pana Policjanta w osłupienie.
- Będziesz miała temat na bloga - skwitował odruchowo Ślubny, czym spowodował, że Pan Policjant zrobił wielkie oczy.
- E tam - musiałam ratować sytuację, bo jeszcze władza pomyśli, że współpracuję z przestępcą ;) - dobrze znać swojego policjanta na terenie, a dzięki panu X kontakt z Komendą mamy zapewniony. To co dalej, panie władzo?
Pan Policjant zrobił minę i rzekł: ja mogę obiecać, że państwa nachodzić w tej sprawie już nie będę, ale nie mogę obiecać, że koledzy z komendy się interesować nie będą. Macie państwo szczęście, że pan X nie był właścicielem tego mieszkania ani nie był w nim zameldowany... - zakończył, a nam się zrobiło gorąco.
Na wszelki wypadek akt notarialny i wszelakie dokumenty trzymam przy drzwiach wejściowych. Bo podejrzewam, że niedługo znowu spotkamy się z grupą interwencyjną...
A jeśli tak się stanie, wtedy to atmosfera będzie rodem z Chmielewskiej i braku "trupów" obiecać nie mogę ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz