Wiosna. Do środy w przedszkolach trwa akcja rekrutacyjna. Glorie trzeba było ponownie zgłosić - taka procedura. Po zeszłorocznych doświadczeniach, wypisywanie karty zgłoszeniowej nie było trudne. Z jednym ale. Na karcie zgłoszeniowej Glorii Starszej - pełnoprawnego pięciolatka - musieliśmy zaznaczyć, która podstawówka jest naszą obwodową i czy jest to placówka, do której chcemy posłać dziecko... Jeśli nie chcemy, trzeba było wpisać preferowaną szkołę. Ze szkołą preferowaną problemu nie było - od dawna wiemy, gdzie będą pobierać nauki Glorie. Ale która szkoła jest nasza obwodowa? Czy ta, którą widzimy z okna? Szwagier też widzi z okna kościół po drugiej stronie ulicy i nie jest to jego parafialny kościół. Okazało się, że szkoła widziana z okien jest jednak nasza. Nie powiem, blisko. Z zewnątrz fajna. Jeśli jednak zacznę wyliczać znane mi ale, lista będzie długa. Szczerze, nigdy nie braliśmy tej szkoły pod uwagę i zgodnie z prawdą umieściliśmy odpowiednie zapisy na karcie zgłoszeniowej.
Kilka dni po złożeniu kart w sekretariacie przedszkola, w skrzynce pocztowej znaleźliśmy list. Adresowany do nas - rodziców. W liście tym...
" Dyrekcja i Grono pedagogiczne Szkoły podstawowej nr (tu numer szkoły obwodowej) zapraszają dzieci urodzone w latach 2005, 2006, 2007 wraz z rodzicami na Dni Otwarte Szkoły...".
A dalej program spotkania i wszelakie dostępne chwyty marketingowe.
Wow...
List zachowam. Powalił mnie. Ze spotkania nie skorzystaliśmy. Glorii powiedzieliśmy, że szkoła nie może się już doczekać jej przyjścia. Gdyby mogła już dziś spakowałaby plecak i książki.
Wow...
U naszego przedszkolaka nie ma takiego zapału, a szkoła tuż tuż...
OdpowiedzUsuńTo trochę tak wygląda, że szkoły walczą o swoje i zachęcają rodziców by posłali do nich dzieci. Sama pomagam w jednej szkole w takiej rekrutacji i wiem co zależy od określonej liczby dzieci przyjętej w danym roku szkolnym. Dobrze jak szkoła mam bogatą ofertę i zachęca czymś więcej niż fajnym zaproszeniem. Pozdrowienia Alicja i Kubuś (7 lat)