Chadzamy więc do logopedy. Podczas gdy Gloria macha jęzorem, powtarza słówka i zdania oraz układa różne puzzle, matka-pedagog zwija się z nudów na krzesełku (od niedawna biorę ze sobą notes i bawię się ze swoją wyobraźnią). Ostatnia wizyta była jednak intrygująca. Oto kilka zagadek językowych, które zapamiętałam (rysunki mojego autorstwa):
Dokończ zdania zgodnie z tym, co widzisz na obrazku:
1. Ola ubiera...
2. Między drzewami wisi...
Proste, prawda? Ha, jak się okazuje, nie.
Rysunek 1.
Gloria spogląda na obrazek i mówi:
- Ola ubiera czapkę, szalik, rękawiczki i płaszcz.
- Nie, to nie jest płaszcz - odpowiada logopeda.
- Kurtkę? - zgaduje zdziwiona Gloria.
- Nie, rybka. To jest PALTO.
Tak, jasne, palto... mama, a co to jest palto?
Rysunek 2.
- Między drzewami wisi sznurek- mówi Gloria.
- Nie, to jest LINA. A na linie, co wisi?
- Jakiś materiał.
- No, jak to się nazywa? To coś na czym śpisz.
- Pościel? Prześcieradło?
- Nie. To jest przecież BIELIZNA POŚCIELOWA.
W repertuarze były także: liszka (usilnie nazywana przez Glorię gąsienicą i dżdżownicą), afisz (przecież nie plakat), pajac cyrkowy (clown to przecież nie po polsku), floksy i lewkonie...
Ręce opadają. Czemu się jednak dziwić? Logopeda jest pokolenie starszy ode mnie. Być może w naszych czasach pokolenie to przepaść... A nad przepaścią liczy się siła przyzwyczajenia, także językowego.
Kto prawidłowo dokończył zdania?
Pomijając już kwestię, kto poprawniej nazwał obrazki i związanej z tym ewolucji językowej, ale gdzie tu uwzględnienie poziomu używanych słów stosownego dla 5-latka, hę? I wcale mi nie chodzi tutaj, żeby używać "dziecinnych" wyrazów.
OdpowiedzUsuńZdemotywowałam się. Muszę sprawdzić, co to floksy...