Glorie upodobały sobie ostatnio wypożyczanie książek-adaptacji filmów Disneya. Nie wiem, co takiego Disney ma w sobie, że dzieci, mimo że filmów nie znają, książki na podstawie tych filmów kilogramami do domu biorą. W zeszłym tygodniu wylądowały w domu: Piotruś Pan oraz Arielka - Mała syrenka. Obie z tekstem autorstwa wspomnianego Jeremiego Przybory...
Zaczęłyśmy czytanie od Arielki. Dziewczyny bohaterów tej bajki znają aż za dobrze. Pierwszy zgrzyt pojawił się więc, gdy na pewnej stronie przeczytałam: " A tymczasem Fabiusz..."
Tak, FABIUSZ. Glorie jednogłośnie na mnie wrzasnęły, że się pomyliłam. Przecież Fabiusz to nie Fabiusz lecz FLOREK! I basta. No dobra, przyznaję bez bicia, że nie jestem pewna, czy Fabiusz jest Florkiem... Przyznałam im rację, bo przecież dzieci w kwestii bajek mają zawsze rację.
Przeszłyśmy do Piotrusia Pana a tam....
A tam to ja aż krzyknęłam ze zdziwienia, gdy moim oczom ukazała się Skierlinka i Nibywalencja! JA zostałam wychowana przez Dzwoneczka (znanego też jako Cynka) i Nibylandię...
Imiona to "pikuś". Gorzej z tekstem. O ile u Arielki tekst jako tako był napisany w języku polskim, zrozumiałym i przeznaczonym dla dzieci, poprawnym gramatycznie i z ładną składnią, o tyle Piotruś Pan był trudny nawet do przeczytania na głos. Kilka fragmentów (proszę je spróbować przeczytać na głos w sposób przeznaczony dla dzieci):
Szczególnie fragment z córką wodza Indian rozłożył mnie na łopatki... Fragment o cholernie męskich chamach, którym w mordy nie należy patrzeć pominęłam...
Panie Przybora, pyta Pan, co mi zrobił? Zabrał się Pan za swobodne tłumaczenie Andersena i Barriego. Wystarczy, by Pana przeklnąć i porzucić!
* obie książki wydane zostały przez Wydawnictwo EGMONT. Piotruś Pan w 2004 roku, Arielka - nie podano.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz