Są takie dni, gdy cały misternie opracowany plan dnia rozpada się w pył. Człowiek pakuje wtedy torbę zgarniając do niej cała zawartość biurka, jedną ręką próbuje przytrzymać słuchawkę i wykręcić numer radio taxi, modli się, żeby Bóg czas zatrzymał i galopem pędzi przez korytarz do wyjścia z budynku rzucając wrogie spojrzenie w stronę opustoszałych gabinetów dyrektorskich... (Tak zazwyczaj wygląda pierwsza scena z filmów gatunku komedia romantyczna, nie? Zapewniam jednak, że dziś nie o romansie będzie).
Pędzi taki człowiek, któremu się dzień posypał do drzwi wyjściowych, zębami zapina torebkę, podtrzymuje tonę papierów i zaczyna się rozglądać za taksówką, którą zamówił chwilę wcześniej, a miła pani w słuchawce powiedziała: 5 minut.
Rozgląda się, rozgląda... Mija 5, 10, 15 minut. Szlag człowieka trafia. Angażuje rodzinę w awaryjny odbiór dzieci z przedszkola. Dzwoni do "miłej pani".
- Taksówkarz stoi w korku, ale już do pani jedzie. Granatowy mercedes. Będzie za chwilę - słychać w słuchawce.
No fakt. Może stać w korku. Piątek, popołudnie, trzeba się przebić przez mega plac budowy.
Wreszcie na horyzoncie pojawia się lśniący, granatowy mercedes.
Człowiek do niego wsiada, podaje cel jazdy, a pan kierowca z oburzeniem stwierdza:
- Wie pani jak ja długo do pani jechałem? Ponad pół godziny. I mam teraz tą samą drogą jechać? Ostatni kurs, szkoda i auta i paliwa! Obiad poczeka... - tu była jakaś kontynuacja myśli o obiedzie, spieszących się ludziach i braku poszanowania dla kierowcy...
Nic tylko dać takiemu w mordę i wysiąść. Ale się nie da, bo czas goni.
- Jedź pan - błaga więc człowiek w duchu - i nie narzekaj pan. Przecież panu płacę!
I taksówka rusza...
Prędkościomierz stoi w miejscu, wskazówka ani drgnie... Kierowcy trzęsie się ręka. Człowiekowi przed oczami migają sceny jak z filmu grozy.
- Aniele Boży, miej mnie w opiece. Jedź pan! - aż się chce krzyknąć na głos.
Taksówka jedzie. Jeśli przekroczyła prędkość 20 km/h to tylko w marzeniach. Pieszo człowiek szybciej dotrze!
- To teraz śmigniemy w tą uliczkę i jest pani na miejscu - i skręca w uliczkę z prędkością ślimaczą.
Trzeba jednak przyznać, że atrakcje taksówkowe skutecznie potrafią rozładować stres związany z rozsypanym planem dnia. Mogę spokojnie wrócić do pracy w poniedziałek bez chęci mordowania przełożonych - pioruny przeniosłam na kierowcę.
"Świat jest książką i ci, którzy nie podróżują, czytają tylko jedną stronę" św.Augustyn; "Kiedy słowa staną się niejasne, skupię się na zdjęciach. Kiedy obrazy staną się niewystarczające, zadowolę się ciszą." Ansel Adams; "Rysowanie jest muzyką dla oczu i wyciszeniem dla umysłu." Orhan Pamuk; "Myślę, więc jestem." Kartezjusz; "Ach, muzyka [...] To magia większa od wszystkiego, co my tu robimy!" J. K. Rowling. A do tego, PANI MISIOWA!
to właśnie ten etat w szkole...
OdpowiedzUsuńja mam tam raptem 5 godzin jako szkolny psycholog a w ostatnim tygodniu spędziłam tam 12 godzin - taki tydzień (bo były tzw, zespoły dla dzieci ze SPE)- poza tym mam normalny etat w innej placówce etatowej - więc jak otrzymałam propozycję 6 godzin w innej szkole - to się w ogóle nie zastanawiałam - doba jest za krótka!!!
pozdrawiam wszystkich zatrudnionych na stanowisku nauczyciela co walczą z pogłoską spędzania 3 godzin w pracy!!!
Siostro-w-boleści, o SPE, KIPU i PDW to my nawet nie zaczynajmy opowieści ;) łączę się w bólu (i jakby co oferuję wsparcie merytoryczne) damy radę!
UsuńTaksówkarze to w ogóle są bezczelni. Wybrzydzają, marudzą: za daleko żeby przyjechać, za blisko żeby zawieźć. Klient jest dla kierowcy, a ten chce "towaru" ładnego, zdrowego i bez bagaży, żeby broń Boże nie musiał opuszczać swego kółka władzy i otwierać bagażnika. Żeby chociaż wystarczyło za kurs zapłacić powszechnym środkiem płatniczym. Nie, do rachunku doliczona zostaje sesja psychologiczna. Należy przecież wysłuchać skarg i żalów uciśnionego kierowcy. I, o zgrozo, nie wystarczy bierne potakiwanie - w rozmowę muszą być zaangażowane obie strony!
OdpowiedzUsuńPodpadli mi na całego.