- Eeee... bul, bul, bul mi się nie podoba - stwierdziła Porankowa Mama i dodała - szczególnie, że tu robi bul, bul, a tu znika - pokazała palcem wierzch tortu.
Tak, śmiemy podejrzewać, że zielona galaretka schowała się pod ciastem... Na całe szczęście kolejne warstwy zachowały się już odpowiednio i trzymają się elegancko na powierzchni. Aktualnie tężeją w lodówce. Jubilatka jest mimo wszystko zadowolona i co chwila sprawdza palcem ich stan.
Tort będzie zatem bardzo... oryginalny. Z galaretką pod spodem (liczymy na to, że nie z galaretką w cieście), z galaretką na wierzchu i ze śladami po czteroletnich palcach. Czas się chyba przyznać, że galaretki to nam najlepiej wychodzą w pucharkach.
Jedno nas jednak pociesza. Okazuje się, że Porankowa Panienka może jeszcze spokojnie przez rok jeździć środkami komunikacji miejskiej bez biletu. Od zeszłego roku obowiązuje bowiem przepis:
Dzieci do ukończenia 5. roku życia | oświadczenie rodzica lub opiekuna |
Ufff...
UPDATE:
Po wyjęciu ciasta z formy, zielonej galaretki nie znaleziono POD ciastem. Drżącą ręką cięłam więc pierwszy kawałek urodzinowego tortu... Okazało się jednak, że ciasto jogurtowe (wg przepisu z internetu, pierwszego z brzegu, który wyskakuje na Google) jest rewelacyjne i galaretkę wchłonęło od spodu na wysokość nie większą niż 0,5cm - nie rozmiękczając ani nie "zgumiając" przy tym swojej struktury. Tort urodzinowy był więc nie tylko oryginalny i kolorowy, ale też bardzo smaczny! A ciasto jogurtowe wchodzi do repertuaru porankowych wypieków.
My juz płacimy za bilety, niestety...
OdpowiedzUsuńco do galaretki, u nas podobnie: pucharki rządzą, na cieście? raczej sporadycznie:)
Pozdrawiamy galaretkową Rodzinkęi Jubilatkę